"Awatar: Ostatni Władca Wiatru": Czy odzyskanie honoru jest możliwe?
Pierwsze próby zekranizowania tej uwielbianej animacji były sromotną porażką i przez długi czas nikt nie chciał podjąć się kolejnej próby. Teraz Netflix prezentuje swoją wersję "Awatara: Ostatniego Władcy Powietrza" i trzeba przyznać, że jest lepiej.
Sięgając po nowy serial Netfliksa, byłam pełna obaw. Oryginalna animowana seria należy do jednej z moich ulubionych historii, a postać Aanga zawsze poprawiała mi nastrój. Mając w pamięci nieudaną próbę stworzenia filmu na podstawie tej produkcji, z duszą na ramieniu włączyłam pierwszy odcinek. I byłam bardzo zaskoczona.
"Awatar: Ostatni Władca Wiatru" to wyjątkowa opowieść o czterech nacjach, które przez długi czas żyły ze sobą w pokoju i harmonii. Dbał o to Awatar: wysłannik pradawnych duchów, który władał wszystkimi czterema żywiołami. Świat całkowicie się zmienił, gdy Naród Ognia zapragnął większej władzy i wpływów. Pierwszym krokiem w stronę podboju świata było zgładzenie Nomadów Powietrza — pokojowych mnichów żyjących w górach. Awatar, który miał wtedy zaledwie 12 lat, zaginął i przez długi czas nie było wiadomo, co się z nim stało.
Mija sto lat i dwójka rodzeństwa odkrywa w górze lodowej zamrożonego chłopca, który okazuje się być zaginionym Awatarem Aangiem (Gordon Cormier). Katara (Kiawentiio) i jej brat Sokka (Ian Ousley) postanawiają wyruszyć z młodym Awatarem w podróż, która nie tylko ma przygotować go do przejęcia zadań duchowego przywódcy, ale również przywrócić nadzieję i równowagę świata.
Po zarysie historii można stwierdzić, że jest to jedna z tych produkcji, która sprawie trudności w przeniesieniu na aktorski grunt: świat Awatara jest pełen dziwnych zwierząt, monumentalnych budowli i wyjątkowych krajobrazów, a walki magów żywiołów są bardzo widowiskowe. Między innymi dlatego film "Ostatni Władca Wiatru" z 2010 roku w reżyserii M. Nighta Shyamalana, poniósł sromotną porażkę. Jak serial sobie z tym poradził?
Ogień mierzący się z Powietrzem, Woda przeciwko magii Ziemi - wszystko niezmiernie dynamiczne i widowiskowe. Animacja jest pozbawiona oczywistych trudności, jakimi są ograniczenia ciała aktorów, czy zwykła fizyka. Najnowszy serial nie bał się pokazać skomplikowanych sekwencji walk, efekty specjalne nadążają za szybkimi ruchami, a aktorzy naprawdę przyłożyli się do ćwiczeń na kilkutygodniowym obozie, na którym uczyli się różnych stylów walki.
Dallas Liu, wcielający się w rolę księcia Zuko, w świetny sposób łączy styl Kung Fu z zaciętością i zapalczywością swojego bohatera. Dzięki temu, za każdym razem, gdy widzimy Zuko w gniewie, wiemy, że czeka nas widowiskowy popis umiejętności. Ciekawostką jest też fakt, że aktor przez wiele lat ćwiczył karate, co miało oczywisty wpływ na jego styl walki w serialu.
Nie mniej urzekająca jest Kiawentiio, która łączy techniki Tai Chi z płynnymi ruchami magów Wody. Postać Katary jest obrazem doskonałej harmonii Wody, która potrafi leczyć, ale gdy jest taka konieczność, potrafi zmienić się w lód i dogłębnie zranić. Bohaterka również taka jest: łagodna i przyjazna wszelkim postaciom, ale gdy nadchodzi zagrożenie, zrzuca z siebie konwenanse i odważnie staje do walki, twardo stawiając na swoim.
Gordon Cormier przyznał, że w trakcie przygotowań do roli poznawał tajniki Bagua i Wushu — chińską filozofię sztuk walki, która pomogła mu zrozumieć nie tylko, jak powinien walczyć jako Aang, ale również zrozumiał istotę władania żywiołem, jakim jest Powietrze.
Oczywiste jest, że nie każdy drobny szczegół animowanej serii można umieścić w aktorskim serialu. Produkcja z Nickelodeon pełna była małych smaczków, puszczania oczek do widzów czy żarcików, które pojawiały się co jakiś czas w odcinkach.
Jednak zaszły pewne zmiany, wobec których muszę wykazać się pewnym sceptycyzmem.
Brat Katary, Sokka jest tymczasowym wodzem wioski - do czasu powrotu ojca. Opiekuje się całą społecznością, szkoląc młodych w walce, dbając o pożywienie i rozwiązując bieżące problemy. Są to poważne zadania jak dla dorastającego chłopaka. Podział w wiosce jest jasny: mężczyźni zajmują się rzemiosłem wojennym, kobiety dbają, by reszta zjadła ciepły posiłek, a ubrania były zacerowane. Prawdopodobnie taki stan rzeczy wpływa na postrzeganie świata przez Sokkę, który na początku animowanej serii jest postacią seksistowską, wyznającą wspomniany podział obowiązków. Czy ta zmiana była potrzebna? Moim zdaniem nie.
Zachowanie Sokki było istotnym elementem rozwoju bohatera. Jego wąskie poglądy musiały przejść sporą transformację w momencie, gdy wyruszył w drogę z dala od swojej wioski. Jego poglądy miały wpływ również na Katarę, która zaczęła zadawać pytania i podważać zasadność tradycji i hierarchii plemienia. Na dalszych etapach podróży Sokka musiał przełamać się i poprosić wojowniczkę (kobietę!) by uczyła go walki. W kolejnych sezonach oryginału Sokka nabierał coraz więcej szacunku do kobiet i zaczynał rozumieć, że to nie płeć determinuje, czy ktoś nadaje się do pewnych zadań.
Młody wojownik z plemienia wody w wersji Netflixa jest bardzo złagodzony. Oczywiście, zdarza mu się rzucić niezbyt miłe zdanie, ale są to zdecydowanie rzadkie przypadki. Niestety odarto bohatera z bardzo istotnej cechy, która pchała go do rozwoju.
Jedną ze zmian było dodanie więcej czasu ekranowego postaci Azuli (Elizabeth Yu), czternastoletniej siostry księcia Zuko. W oryginale dziewczyna odgrywała dużo mniejszą rolę na początku przygód Awatara i jego drużyny. Rozszerzenie wpływu tej bohaterki może okazać się dobre dla rozwoju tej postaci. Przez dłuższy czas będziemy mogli przyglądać się dziewczynie, która popada w obłęd i może stanie się to jeszcze bardziej przejmującym wątkiem.
Zmodyfikowano wątek związany z królem Omashu, który po schwytaniu drużyny Awatara postanawia wystawić dwunastolatka na trzy śmiertelne próby. Król był obłąkany i nieprzewidywalny, a w nowej odsłonie nie dość, że wątek mocno okrojono, to władca jest dużo bardziej poczytalny.
Produkcja postanowiła również wpłynąć na relację pomiędzy Katarą i Aangiem. Od samego początku Awatar był zauroczony dziewczyną i dążył do zacieśnienia ich relacji, często w dość niezręczny i zabawny sposób. W nowej wersji historii mam wrażenie, że dużo większy nacisk położono na przyjaźń i tworzenie drużyny.
Trzeba przyznać, że są elementy, którymi jest zachwycona i cieszę się, że twórcy zadbali o pokazanie niektórych z tych rzeczy.
Na pewno ucieszył mnie wygląd Appy - latającego bizona, wiernego towarzysza Awatara. Nie zapomniano też o Momo, przeuroczym, ciekawskim latającym lemurze z ogromnymi uszami. W mieście Omashu nie mogło zabraknąć postaci sprzedawcy kapusty, który przez ostatnie 15 lat stał się nieodłącznym elementem memów wśród fanów serialu.
W przepiękny sposób pokazano również duchy, które Aang spotykał na swojej duchowej drodze. Są przerażające i wykonane lepiej niż mogłabym sobie wyobrazić.
Dobór aktorów do głównych i pobocznych ról jest świetny, i wizualnie nie mogę stwierdzić, by coś mi nie odpowiadało. Stryj Iroh, Azula, czy Władca Ognia Ozai, to casting doskonały.
Warto zwrócić również uwagę na stroje bohaterów. Katara i Sokka wyruszając w podróż, są ubrani w swoje plemienne stroje, które jasno pokazują na ich pochodzenie. Gdy przemieszczają się w nieco cieplejsze rejony świata, strój dziewczyny zmienia się w letnią wersję, ale wciąż jasno nawiązującą do Plemienia Wody.
Podobnie zachwycające są mundury Narodu Ognia, czy stroje pozostałych plemion, nawiązujące do tradycji nacji.
Wybieranie młodych i dość niedoświadczonych aktorów do roli w tak ogromnej produkcji, jaką jest najnowszy serial Netflixa, zawsze jest obciążone ryzykiem. Mimo że nie mam wiele do zarzucenia głównym bohaterom, to czasem czuć pewne niezdecydowanie, brak zaangażowania i brak głębi. Nie są to częste momenty, ale zaburzają immersję i czasem trudno jest wziąć na poważnie emocje targające bohaterami.
Tak! I jeszcze raz tak! Mamy tutaj do czynienia z podobną sytuacją, która miała miejsce przy aktorskiej wersji "One Piece". Adaptacja spełnia swoje podstawowe zadanie: zachęca nowych widzów do zapoznania się z nową, wciągającą opowieścią. Wprowadza w świat magii żywiołów i pokazuje historię od podszewki. Całość jest wykonana z niewiarygodnym rozmachem. Nie obeszło się bez potknięć w warstwie wizualnej i grze aktorskiej, ale myślę, że nie są to rzeczy, których nie da się poprawić w przyszłości.
"Awatar: Ostatni Władca Wiatru" to dobra adaptacja, która może stać się lubianym serialem, a co więcej — naprawić błędy popełnione w filmie z 2010 roku.
Ocena: 8/10