"Na Wspólnej": Wciąż ma problemy z mężczyznami
O wigilijnych przygotowaniach rozmawiamy z Ewą Gawryluk, czyli Ewą Nowak z „Na Wspólnej”.
Czy sądzi pani, że scenarzyści "Na Wspólnej" nie darzą pani sympatią?
- (wahanie) Nie...
To dlaczego pani bohaterka, Ewa Nowak, wciąż ma problemy z mężczyznami? Dlaczego ciągle jest nieszczęśliwa?
- Pewnie chodzi o to, że tak fantastycznie gram kobietę nieszczęśliwą (śmiech).
A nie chciałaby pani, by Ewa wreszcie znalazła tego jedynego?
- Oczywiście, że jej tego życzę. Ale jednocześnie wiem, że widzowie znacznie bardziej są zainteresowani losami bohaterów, którzy "gonią króliczka", niż tych, którzy go już złapali. Bo potem zwykle następuje czas pewnej stagnacji.
Czyli nuda i dłużyzny?
- No właśnie. Myślę, że twórcy "Na Wspólnej" robią wszystko, by od czternastu lat po prostu urozmaicać życie mojej postaci. Stąd zawirowania w życiu uczuciowym, zawodowym, no i wieczne problemy z synem. Zobaczymy, co będzie dalej. Przyznam, że sama jestem bardzo ciekawa, czym scenarzyści jeszcze będą próbowali zaskoczyć widzów.
Ale może teraz Ewa znajdzie spokój i szczęście przy boku doktora Ostrowskiego...
- No... Mogę jedynie powiedzieć, że niebawem również w tej historii czeka widzów spora niespodzianka. Będzie się działo, tak jak zwykle u Ewy.
Pani bohaterka z "Pierwszej miłości", co bardzo ciekawe - znowu Ewa, także nie może powiedzieć, że jest bardzo szczęśliwą kobietą...
- Rzeczywiście jakoś często się zdarza, że bohaterki kreowane przeze mnie właśnie tak mają na imię. Oprócz ról w "Na Wspólnej" i "Pierwszej miłości" także sekretarka, którą grałam w "Matkach, żonach i kochankach", je nosiła. A wracając do mojej postaci z "Pierwszej miłości", to ta Ewa jest bez wątpienia nieco bardziej mroczna niż jej odpowiedniczka z "Na Wspólnej".
No tak, bohaterka została nawet dotkliwie pobita.
- To prawda, ale i tak bardzo dobrze wspominam pracę z moim serialowym oprawcą, w którego wcielił się Mariusz Zaniewski (śmiech). Mam nadzieję, że już wkrótce tę moją bohaterkę również spotkają jakieś kolejne ciekawe przygody. Na razie akcja, w której uczestniczy, skupia się na problemach i kłamstwach serialowego syna, Krystiana.
Ale miłe jest to, że pani postać, po chwili niepewności, wróciła do serialu.
- Sama długo nie wiedziałam, jak to z tą moją Ewa będzie. Scenarzyści trzymali mnie przez kilka tygodni w napięciu. Ale okazało się, że choć o matce Krystiana raczej nie można powiedzieć, że jest bardzo miłą osobą, to i tak zyskała sympatię widzów. No i... wróciła.
A przypomina sobie pani taką rolę, za którą nie była lubiana przez widzów?
- (długa pauza) Chyba nie...
Coraz bliżej święta. Czy scenarzyści obydwu seriali byli dla pani łaskawi, czy czeka panią praca do pierwszej wigilijnej gwiazdki?
- Jeszcze nie ma ostatecznych terminów, ale w "Pierwszej miłości" będę pewnie pracowała do 20 grudnia. Natomiast w "Na Wspólnej", pewnie jak co roku, przerwa rozpocznie się mniej więcej tydzień przed świętami. Ale to wszystko jeszcze się może zupełnie zmienić.
Nie przeszkodzi to pani w przygotowaniu kolacji wigilijnej?
- Na pewno nie! Z wielką przyjemnością zabiorę się za przygotowywanie wszystkich świątecznych potraw. Bardzo lubię to robić i nigdy nie sprawia mi to kłopotu czy przykrości.
Jednym słowem lubi pani Boże Narodzenie?
- Lubię wszystkie święta. Ponieważ ostatnio nasze polskie Boże Narodzenia rzadko są białe i słoneczne, to bardzo przyjemnie jest móc dzięki pięknie ozdobionej choince i wigilijnym potrawom wyczarować magię świąt.
A państwo święta spędzają tylko w gronie rodzinnym, czy też raczej dom jest pełen przyjaciół?
- Bardzo różnie to bywa. Ale zawsze są kulinarnie pracowite (śmiech). Najważniejsze jednak, by spędzić je w doborowym towarzystwie i by upłynęły w dobrej atmosferze.
Wróćmy do kulinariów. Czy na państwa stole pojawia się jakaś nietypowa potrawa?
- Mój ojciec pochodzi z Podlasia, mama urodziła się nieco bliżej centrum Polski, siostra na Mazurach, a ja w Miastku, czyli na Pomorzu. W związku z tym potrawy pojawiające się na rodzinnym stole wigilijnym są "wypadkową" naszych kulinarnych doświadczeń. Mama nie serwowała uszek i czerwonego barszczu, ale za to był pyszny barszcz grzybowy. No i kluski z makiem. A gdy już stworzyłam rodzinę z moim mężem, to okazało się, że on bardzo lubi uszka z grzybowym farszem, więc... robię uszka.
Wszystko przygotowuje pani własnoręcznie?
- Tak. Mnie to naprawdę sprawia ogromna przyjemność. Wigilia trwa tak krótko, że chętnie trochę ją przedłużam przygotowaniami. Poza tym dostaję fantastyczne grzyby i owoce suszone od mojej siostry i przyjaciół, więc nie muszę martwić się o zaopatrzenie (śmiech).
Przejdźmy do rzeczy najprzyjemniejszych - co chciałaby pani dostać pod choinkę?
- Chyba nie mam konkretnych marzeń. Uwielbiam niespodzianki. Ma być przede wszystkim miło i ciepło. A poza tym chyba najbardziej mi zależy, by prezenty, które robię najbliższym, sprawiły im dużo radości. Uwielbiam patrzeć, jak bliscy się cieszą.
A gdybym powiedziała, że chcę ułatwić pani mężowi wybór podarunku...
- No fakt, moi najbliżsi mają ze mną nie lada kłopot - w grudniu należą mi się aż cztery prezenty: na Mikołajki, urodziny, imieniny i pod choinkę. Na pewno ucieszyłyby mnie najnowsze książki Katarzyny Bondy i jakieś dobre perfumy.
Czyli mąż powinien zabrać panią do perfumerii.
- Jak najbardziej, choć biżuterią też nie pogardzę (śmiech). Albo ładną porcelaną...
Rozm: hm