"Na Wspólnej": Trudny start
Los go nie rozpieszczał. Ale mimo ciężkich doświadczeń świetnie radzi sobie jako dorosły człowiek i... nie narzeka na skomplikowane dzieciństwo.
Choć od lat występuje na teatralnych scenach wielu polskich miast, największą popularność przyniosły mu dwie role serialowe.
I co zabawne, obydwie noszące to samo szlachetne imię Roman - kryminalista Kurski z "Miodowych lat" i walczący z problemami budowlaniec Hoffer, jedna z głównych postaci w "Na Wspólnej".
Bez wątpienia ciekawostką również jest fakt, iż życiorys bohaterów kreowanych przez Waldemara Obłozę, chwilami bardzo przypomina to, co przydarzyło się w życiu aktora.
Wielbiciele serialu "Na Wspólnej" na pewno doskonale pamiętają, że Roman Hoffer wychowywał się w domu dziecka. Takie przeżycia ma za sobą także Waldemar Obłoza. Aktor pochodzący ze wsi Gołełąki, oddalonej o ponad sześćdziesiąt kilometrów od Warszawy, w wieku sześciu lat stracił mamę.
Śmierć ukochanej kobiety tak mocno przygnębiła ojca aktora, że nie potrafił poradzić sobie z pracą w niewielkim gospodarstwie i opieką nad pięciorgiem dzieci. Ponieważ sytuacja zrobiła się bardzo trudna, na rodzinnej naradzie ustalono, że najmłodszy Waldemar i jego o trzy lata starszy brat trafią na pewien czas pod opiekę państwa.
- Ten dom dziecka miał być na moment - opowiadał w wywiadach artysta. - Ale w końcu zrobiło się dla mnie z tego trzy i pół roku - podsumował. Moment rozstania z ojcem był dla sześciolatka ogromnym przeżyciem, które aktor pamięta do dziś.
- Jak nas ojciec odprowadził na przystanek, to nas przytulił i powiedział: "Z Bogiem, chłopaczki"- wspominał. - Po raz pierwszy widziałem ojca płaczącego. Wstrząsający obraz - dodał.
W sierocińcu życie też nie należało do lekkich... - To był duży dom dziecka i to stanowiło mankament, bo wszystko tam odbywało się anonimowo - opowiadał aktor. - Wychowywaliśmy się prawie sami. Opiekunowie nie wiedzieli najważniejszego, czyli co się dzieje pod osłoną nocy. Wszystko tam odbywało się na zasadach rządzących stadem. Pozycję trzeba było wywalczyć sobie pięściami - podsumował.
Chociaż lata spędzone w sierocińcu na pewno były bardzo przykrym doświadczeniem, Waldemar Obłoza znalazł w tym doświadczeniu też dobre strony. - Dziś jestem wdzięczny rodzinie, że wymyśliła ten dom - powiedział kilka lat temu. - On dał mi niezwykłą lekcję zaradności, z której korzystam do dziś. Dom dziecka nie jest żadnym przekleństwem, to nie jest żadna choroba, a ja jestem tego żywym przykładem - dodał.
Każdy z serialowych Romanów, zarówno Kurski, jak i Hoffer, miał na którymś etapie swojego życia problemy z alkoholem. Nie ustrzegł się ich także aktor grający te postaci.
- Alkohol pojawił się jeszcze, gdy byłem w domu dziecka - wyznał szczerze Waldemar Obłoza. - To był nastoletni, głupi czas. Pijąc, uwalniałem się od kompleksów wiejskości, prowincjonalności. W pewnym momencie zauważyłem, że przeginam i piję więcej niż zamierzałem - uzupełnił.
Niestety, zanim do aktora dotarło, iż alkohol odebrał mu kontrolę nad życiem, rozpadło się jego pierwsze małżeństwo. - Z przykrością muszę przyznać, że często zmywałem się z domu, żeby się napić, choć dzieciaki na mnie czekały - opowiedział w jednym z wywiadów.
- Nie wiem, czy moje małżeństwo przetrwałoby, gdybym nie pił, ale za jego rozpad obciążam siebie i alkohol - dodał.,
Na szczęście przyszedł dzień otrzeźwienia i aktor nie pije już od bardzo wielu lat. Dzięki temu mógł odbudować kontakty ze swoimi dziećmi, Ingą i Igorem. Wygrana z alkoholizmem pozwoliła mu również odnaleźć radość życia i nową miłość.
Swoją drugą żonę, aktorkę Dorotę Zielińską, poznał wiele lat temu, ale dopiero po 20 latach, gdy ich drogi ponownie się skrzyżowały, dostrzegł, że to ta jedyna. Ale za to wiedział o tym już po... trzech dniach. - Mogę mówić o wielkiej, dojrzałej miłości i kolejnym w moim życiu cudzie - komentuje swoje drugie małżeństwo aktor.
Zawodowo też nie ma powodów do narzekania - od piętnastu lat wciela się w uwielbianego przez widzów Romana Hoffera, występuje na deskach TR Warszawa i uczy aktorstwa w Szkole Aktorskiej Machulskich. Mimo trudnego startu świetnie sobie dał radę.
hm