Na Wspólnej
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 12984
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na Wspólnej": Trudne wyzwanie dla Marty Wierzbickiej

Jesienią Ola Zimińska przeżyje wyjątkowo dramatyczne chwile. To także trudne wyzwanie dla Marty Wierzbickiej, z którą spędziliśmy dzień na planie serialu "Na Wspólnej".



Miejsce zbiórki - droga i pole w okolicach podwarszawskiego Konstancina. Tutaj nagrywano także ujęcia z udziałem Mieczysława Hryniewicza, gdy jego bohater leciał balonem. Z Martą Wierzbicką spotykamy się o godz. 12.30.

- Dzisiaj będziemy kręcili cztery sceny, skomplikowane pod względem realizacyjnym i trudne do zagrania - mówi nam aktorka. - Wątek, który widzowie zobaczą jesienią, bardzo mnie poruszył. Właściwie nieustannie o nim myślę. Z jednej strony to dobrze, bo wczuwam się w rolę, z drugiej przenoszę emocje na życie prywatne, a tak nie powinno się dziać - dodaje. Niestety, na razie nie możemy zdradzić, co wydarzy się w życiu Oli.

Zapewniamy jednak, że będzie to wstrząsający epizod. - Ale także kolejna historia z moim udziałem, który może być przestrogą dla młodych ludzi. Mam taką nadzieję - podkreśla Marta Wierzbicka.

Reklama

Nasza rozmowa trwa pół godziny, tuż po niej aktorka udaje się do garderoby w kamperze. - Zimińska ma swoją szafę, którą zapełnia kostiumograf. Czasami, kiedy pojawiają się w niej nowe ubrania, mówię, co mi się podoba, a co nie. Choć nie przywiązuję do tego zbyt dużej wagi. To nie jestem ja, tylko Ola - przyznaje.

Następnie przychodzi czas na charakteryzację. - Zostanę pobrzydzona. Właściwie nic nie będziemy robiły oprócz cieni pod oczami, przebarwień na twarzy i rozczochrania włosów - śmieje się Marta Wierzbicka. 

To wyjątkowa sytuacja, normalnie makijaż trwa znacznie dłużej, około 30 minut. - Później idę na plan, omawiam wszystko z reżyserem, ustawiam się do kadrów i... kamera, akcja! - wyjaśnia. Czy dyskusje bywają burzliwe? - Zwłaszcza dotyczące tego wątku. Jeśli realizujemy sceny we wnętrzach, które znajdują się w hali w Sękocinie, siadamy z kawą i herbatą przy stole w mieszkaniu Zimińskich i rozmawiamy - słyszymy.


- Przeważnie spędzam na planie od 7 do 12 godzin, w zależności od tego, ile scen z moim udziałem przewidziano danego dnia. Zdarzyło się, że zagrałam ich aż 15! - mówi nam aktorka. - Dzisiaj wstałam o 9 rano, zjadłam śniadanie, a po drodze na zdjęcia odwiozłam psa do rodziców. Przyznam, że nie przepadam za pracą po południu, najwięcej energii mam rano - dodaje.


Ostatni klaps pada o północy. - Cieszę się, bo miałam co grać, ale odetchnęłam też z ulgą. Za mną trudny emocjonalnie dzień. Wrócę do domu i spotkam się z koleżankami, żeby odreagować - podsumowuje Marta Wierzbicka.

Kilka dni później opowiedziała nam, że w drodze powrotnej ledwo uniknęła wypadku - na ulicę wyskoczył pies. Na szczęście nikomu nic złego się nie stało.

Małgorzata Pokrycka

Kurier TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy