Na Wspólnej
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 12705
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na Wspólnej": Renata Dancewicz została aktorką... z przekory!

Renata Dancewicz, czyli Weronika z "Na Wspólnej", która w tym roku świętuje 30-lecie pracy artystycznej, twierdzi, że aktorstwo nie jest spełnieniem jej marzeń o idealnym zawodzie i gdyby jeszcze raz mogła wybierać, zostałaby... podróżniczką.


Kiedy Renata Dancewicz chodziła do pierwszej klasy liceum, opiekun szkolnego kółka teatralnego zaproponował jej, żeby zagrała w przygotowywanej przez uczniów inscenizacji "Ślubów panieńskich". Właśnie wtedy po raz pierwszy pomyślała, że mogłaby występować na scenie do końca życia. Po maturze zdawała egzaminy do warszawskiej PWST. Bezskutecznie. Rok później została studentką łódzkiej filmówki, skąd jednak bardzo szybko ją... wyrzucono. Dopiero wtedy - jak mówi - tak naprawdę "zachciało" jej się być aktorką.

"Aktorką zostałam z wrodzonej przekory" - żartuje.

Reklama

"Jestem zawzięta i jak mi coś nie wychodzi, tym bardziej chcę to osiągnąć. Kłopotów nie należy unikać, tylko je pokonywać i wyciągać wnioski na przyszłość. Dla mnie wyrzucenie ze szkoły było w rezultacie pozytywnym doświadczeniem, bo zacisnęłam zęby i postanowiłam udowodnić, że jednak potrafię grać" - wspomina.

Po tym, jak relegowano ją ze studiów, pojechała do Wałbrzycha, poszła do dyrektora tamtejszego teatru i przekonała go, iż powinien ją zatrudnić. Dostała etat i... najniższą gażę. Dopiero gdy w 1995 roku - dokładnie ćwierć wieku temu - zdała eksternistyczny egzamin aktorski, jej sytuacja nieco się poprawiła i udało się jej wyjść na prostą.

Rok 1995 był przełomowy w karierze Renaty Dancewicz. Właśnie wtedy zagrała w filmach "Pułkownik Kwiatkowski" i "Tato", a za swe kreacje w obu obrazach dostała nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Niespodziewanie wywołało to... burzę w środowisku aktorskim! Wiele koleżanek Renaty po fachu próbowało wręcz podważać słuszność festiwalowego werdyktu. Ona jednak nic sobie nie robiła z kierowanych pod jej adresem złośliwości.

"W końcu nie po to zostałam aktorką, żeby mieć dobre stopnie" - żartuje.

"Oczywiście, byłoby miło je mieć, ale nie to jest najważniejsze. Sama nie mam aż tak wielkiego poczucia własnej wartości, żebym się tego domagała" - twierdzi.

Renata Dancewicz uważa, że jej czas jeszcze nie nadszedł i na razie nabiera tak zwanych warunków.

"Chciałabym móc kiedyś powiedzieć o sobie, że jestem dobrą aktorką... Póki co grałam amantki i byłam w filmach jedynie ozdobnikiem, "odpoczynkiem dla wojownika". Może zdarzy się, że dostanę taką rolę, która pozwoli mi być "wojownikiem", a nie "odpoczynkiem". A jeśli nie? Na pewno nie obrażę się wtedy na cały świat..." -  powiedziała niedawno.

Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy