"Na Wspólnej": Ola i Daniel wrócą do siebie?!
Jako aktor Michał Tomala poza serialem „Na Wspólnej“ spełnia się w Teatrze Otwartym w Hugonówce w Konstancińskim Domu Kultury. Już wkrótce w życiu jego bohatera - Daniela - ponownie pojawi się dawna ukochana...
Tak wyrosłeś, że nie wiem, jak się do ciebie zwracać! Gdy zaczynałeś pracę na "Wspólnej", byłeś 12-latkiem, dziś masz 25 lat!
- Tylko proszę nie mówić do mnie "pan" (śmiech)! Choć trochę lat minęło, a ja się fizycznie bardzo zmieniłem, wciąż jestem tym samym Michałem.
Internauci piszą o tobie, że przeszedłeś metamorfozę od pucołowatego pacholęcia do przystojnego mężczyzny. Ciekawe, czy chciałbyś zestarzeć się razem z Danielem Brzozowskim, w którego się wcielasz?
- Nie miałbym nic przeciwko temu. Tym bardziej że przecież rudzi nie siwieją! Mam więc o niebo lepiej od Roberta Kudelskiego, który już teraz musi się farbować. To oczywiście żarcik z mojej strony. Liczę, że Robert, który jest fantastycznym gościem, obdarzonym nieprzeciętnym poczuciem humoru i dystansem do swojej osoby, nie obrazi się na mnie, jak to przeczyta.
Jakby nie liczyć, niemal pół życia jesteś związany ze "Wspólną“. Spodziewałeś się tego?
- Nigdy nie sądziłem, że na tyle lat zwiążę swoje losy z serialem. Zresztą nikt z nas nie był w stanie tego przewidzieć. A ja jako dwunastolatek w ogóle nie myślałem o przyszłości. Perspektywa dekady po prostu nie istniała w mojej wyobraźni. Na dodatek na początku byłem najmłodszy z całej obsady. Traktowano mnie fantastycznie, przez co czułem się naprawdę wyjątkowo. Dziś już niestety nie jestem najmłodszy na planie.
Podobno ekipa i koledzy mówili na ciebie "mała Tomala"?
- Niektórym nawet zostało to do dzisiaj!
Dorastanie i dojrzewanie na planie ma swoje dobre strony w postaci bliskich kontaktów z pięknymi koleżankami.
- Jak mógłbym zaprzeczyć? (śmiech). Ale już bez żartów. Ten mój Daniel Brzozowski jest bardzo uczuciowy. Co prawda nie przekłada się to na ilość, ale raczej na jakość. W jego życiu były dotąd tylko dwie ważne dziewczyny: Ola Zimińska, którą gra Marta Wierzbicka oraz Łucja Pruska, w roli której widzowie oglądają Magdalenę Łoś.
Tyle że w relacjach z Łucją uczuciowy Daniel jest nie do końca uczciwy. Co będzie, gdy Pruska dowie się, że Brzozowski maczał palce w wypadku, z którego ledwo uszła z życiem?
- Nie mogę wszystkiego wyjawić, bo przez to jeszcze oglądalność nam spadnie, a bardzo bym tego nie chciał (śmiech). Powiem tylko tyle, że łatwo nie będzie. Daniela, który jest prostolinijnym facetem, czeka sporo zawirowań i perturbacji.
Czy ostatecznie Łucja wybaczy Danielowi matactwa?
- Nie powiem (śmiech)! Naprawdę nie mogę!
Wiem, że aktualnie ponownie często spotykasz się na planie z Martą Wierzbicką. Czyżby ten Twój uczuciowy Daniel znów zaczął kręcić z młodą Zimińską?
- Owszem, mogę potwierdzić, że mamy teraz z Martą nawet sporo wspólnych scen. Historia zatoczy zatem koło, ale czy w ich przypadku potwierdzi się zasada Heraklita z Efezu, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, to się dopiero okaże.
W którym odcinku?
- Do 3000. wszystko powinno się wyjaśnić (śmiech). Oczywiście żartuję. A jak widzisz swoją zawodową przyszłość? Mógłbym na przykład zarabiać na życie jako stolarz.
Znowu żartujesz?
- Teraz akurat nie. W mojej rodzinie niemal od zawsze są tradycje stolarskie. Ja też mam do tego smykałkę. Umiem i bardzo lubię robić meble.
Stolarz to intratna i w przeciwieństwie do aktorstwa pewna profesja. Podobno najlepiej wychodzi się na kuchniach!
- Dokładnie! Ja zrobiłem już trzy!
Zdolniacha z Ciebie!
- Przez grzeczność nie zaprzeczę!
Rozm. a.im.