"Na Wspólnej": Maks zachowa się jak prawdziwy mężczyzna
Popularność przyniosła mu rola Maksa („Na Wspólnej”) oraz Stasia Tarkowskiego w filmie „W pustyni i w puszczy”. Wystąpił też w „Tańcu z gwiazdami”, a także w programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”.
Tak źle u Maksa jeszcze nie było. Choroba Ilony wywróciła jego świat go góry nogami! Jak sobie radzi?
- Jak prawdziwy mężczyzna. Bez mazgajstwa, bez żadnych wahań, rzuca wszystkie siły na jedną szalę, by ją ratować. Dotychczasowe animozje odkłada na bok i nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że to właśnie ona jest najważniejszą kobietą w jego życiu. Mają wspólnego synka i razem, we trójkę, są jednością.
Nie miałeś chyba dotąd okazji do grania z dzieckiem?
- Podchodzę do dzieci niepewnie, boję się, że je uszkodzę, choć wszyscy przekonują mnie, że dzieci są niezniszczalne! Wiktorka uosabia uroczy 2-latek, Kajtek, przybija mi piątkę, zakumplowaliśmy się. Ale najlepszy kontakt ma z nim Ania Samusionek - podziwiam jej łagodność i cierpliwość do dzieci, do mnie zresztą również.
W "Na Wspólnej" grasz już 14 lat. To szmat czasu, co ci dał ten serial?
- To niezła szkoła refleksu. Praca w serialu przebiega w pośpiechu i polega w dużej mierze na umiejętności błyskawicznego ogarniania nowych sytuacji. Bywa, że uruchamia głębsze poziomy wrażliwości, empatii, jak choćby teraz, w wątku choroby Ilony, którą przeżywamy tak, jakby to działo się naprawdę.
Dlaczego nie zdawałeś na studia aktorskie po maturze?
- Postawiłem na psychologię, jako kierunek ogólnorozwojowy, w dodatku po angielsku - czyli było dwa w jednym. Po 5 latach odkryłem, że to nie to i powróciłem do myśli o studiach aktorskich. Szczęśliwie udało mi się za pierwszym razem zdać do Akademii Teatralnej, gdzie przez 4 lata zgłębiałem tajniki sztuk, które dotychczas praktykowałem "na czuja". Dyplom akademicki podniósł moją samoocenę.
Wciąż się jednak uczysz.
- Zapisałem się do Szkoły Impro przy Klubie Komediowym w Warszawie, fascynuje mnie improwizacja sceniczna. Korzystam z nabytych tam umiejętności do prowadzenia warsztatów z dziećmi w Teatrze Buffo i czasami do pogadanek z młodzieżą w szkołach.
Prowadzisz także blog "Mroczne kalesony". Co za intrygująca nazwa!
- I o to chodzi! Połączenie tych dwóch słów to pełen absurd!
Może nie do końca? Na dworze mróz, kalesony by się przydały, ale chłopaki ich nie chcą nosić!
- Ja noszę. Mam takie "termointeligentne", jak jest zimno, grzeją, jak ciepło, chłodzą. Tyle na temat kalesonów w realu, te wirtualne, czyli mój blog, ostatnio zszedł na plan dalszy na rzecz Instagramu. Tym kanałem głównie kontaktuję się ze światem.
Rozmawiała JOLANTA MAJEWSKA