"Na Wspólnej": Lucyna Malec siłę czerpie z miłości
Pewnie dla wielu ludzi jest bohaterką. Jednak Lucyna Malec nie myśli o sobie w takich kategoriach. Ona po prostu kocha swoją Zosię!
Gdy okazało się, że jej nowo narodzona córka cierpi na dziecięce porażenie mózgowe, wpadła w przygnębienie. - Myślę, że nikt nie jest gotowy na taką informację - wyznała aktorka. - Kiedy dziecko jest malutkie, to jeszcze nie zdajemy sobie sprawy, co nas czeka w przyszłości - uzupełniła.
Choć diagnoza była zaskakująca i przygnębiająca, do Lucyny Malec szybko dotarło, że w tej sytuacji to ona musi być tą silną.
- Oswajałam się z tym problemem powoli i dojrzewałam do udźwignięcia go - zwierzała się jednemu z dziennikarzy.
- Kiedy się wydarza nieszczęście, wydaje się nam, że świat się kończy. Oczywiście można się buntować, złościć na los czy na Pana Boga, ale w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że to nie ma sensu, bo złość niczego nie zmieni. Trzeba się pogodzić. Zaakceptować. Życie każdego w jakiś sposób doświadcza - dodała.
Ona, w przeciwieństwie do ojca dziewczynki, dość szybko odnalazła się w tej trudnej sytuacji. Natomiast on wkrótce odszedł i zostawił aktorkę samą z problemem.
Ale nie załamała się i postanowiła zrobić wszystko, by Zosi żyło się jak najlepiej. Przede wszystkim otoczyła ją ogromną miłością.
- Matka-Polka? To dla mnie wspaniałe określenie i bardzo prawdziwe - wyznała aktorka.
- Świetnie się czuję w tej roli. Daje ona więcej satysfakcji niż zagranie najwspanialszej roli w teatrze - zakończyła.
Codzienna terapia i specjalistyczna opieka, z jakiej korzysta Zosia niemal od urodzenia, jest niezwykle kosztowna. Na szczęście Lucyna Malec może liczyć na wsparcie Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą".
Udało jej się także zatrudnić fantastyczną opiekunkę, która zajmuje się Zosią, gdy aktorka jest na planie serialu "Na Wspólnej" lub w teatrze.
- Gdy pracuję, nie martwię się o to, czy dziecko zje, gdy wróci ze szkoły - opowiada o swojej codzienności artystka.
- A kiedy opiekunka ma wolne, zabieram córkę na spektakl. Siedzi w garderobie, podgląda teatr od kulis i jest szczęśliwa - dodała.
Lucyna Malec robi wszystko, by córka ani przez sekundę nie czuła się wyalienowana z otaczającego ją świata. - Prowadzimy normalne życie - wyjaśniła aktorka.
- W wakacje obowiązkowo z Zosią i grupą przyjaciół jeżdżę na Kretę, w to samo miejsce od 10 lat. Paweł (Wawrzecki) ze swoją córką Anią też parę razy do nas dołączył. Nasze córki się znają i lubią, choć Ania jest dużo starsza - dodała. A na co dzień... - Bardzo lubimy chodzić na kawkę, na spacery, do kina, do teatru - opowiadała w jednym z wywiadów gwiazda "Na Wspólnej".
- Pojawiamy się z Zosią na premierach, jest więc z show-biznesem oswojona - podsumowała.
Aktorka często podkreśla, że w swojej dość trudnej sytuacji życiowej zawsze może liczyć na rodzinę oraz koleżanki i kolegów z teatru. To oni zwykle przekazują 1 procent swojego podatku na konto Zosi, które ma w Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą".
I to właśnie oni potrafią pomóc i pocieszyć, gdy czasem aktorce przez moment brakuje sił. Jednak rzadko się to zdarza, bo Lucyna Malec jest optymistką i zawsze stara się koncentrować na jaśniejszych stronach życia.
A ponieważ kocha Zosię bez pamięci, to nawet w trudnych sytuacjach nie brak jej cierpliwości, uśmiech nie znika z jej twarzy.
- Dopóki pracuję, damy sobie radę - mówiła w jednym z wywiadów.
- Nigdy nie prosiłam w mediach o pomoc. Wiem, że są ludzie bardziej potrzebujący ode mnie - podsumowała. Nie tylko o tym wie, ale także stara się pomagać.
Dlatego też, kiedy tylko ma takie możliwości, angażuje się w akcje charytatywne.
Z przekonaniem, bo wie, jak ważna jest pomoc.