"Na Wspólnej": Kinga jak Alexis
Od ponad dekady gra Kingę - zaczynała jako femme fatale, teraz jej bohaterka jest przykładną żoną i matką. Ilona Wrońska wspomina początki na planie serialu, gdzie... znalazła miłość na całe życie.
To już dwanaście lat, od kiedy pojawiła się pani w serialu "Na Wspólnej".
- Rzeczywiście, nawet nie zauważyłam, że właśnie stuknęło mi dwunastolecie (śmiech). Zaczynając pracę w serialu nie podejrzewałam, że może to aż tyle potrwać. Zwłaszcza że przez pierwszy rok mocno walczyliśmy o widza, gdyż docierały do nas informacje, że z powodu niezadowalającej oglądalności kończymy realizację.
Nagle coś się zmieniło?
- Na szczęście w którymś momencie nastąpił przełom. Napisano więcej wątków, historie rodzin zaczęły być bliższe ludziom. Scenariusz pisze również samo życie, wiele scen to autentyczne sytuacje, które spotkały naszych znajomych. Te dwanaście lat na pewno więcej mi dało, niż zabrało.
Na planie najwięcej zdjęć ma pani z Robertem Kudelskim.
- I bardzo się z tego cieszę, to profesjonalista w każdym calu! Robert śmieje się, że nasze małżeństwo to jego najdłuższy związek w życiu. Już w dziesiątym odcinku Kinga i Michał przeżyli romantyczną noc i tak to już trwa tyle lat. Najczęściej wspominamy nasze pierwsze kwestie wypowiadane do siebie. Z perspektywy lat wydają się one dość śmieszne.
Oglądając dziś pierwsze odcinki widać, że wyglądaliście również dość zabawnie...
- Robert miał stylowe bokobrody, zwane pekaesami, a ja nosiłam kapelusze à la Alexis z "Dynastii". Nigdy nie zapomnę, kiedy w trzydziestostopniowym mrozie chodziłam w szpilkach i tego rozczarowania, gdy zobaczyłam odcinek, w którym tych szpilek i mojego poświęcenia wcale nie było widać. Montażysta wybrał akurat zbliżenia twarzy (śmiech).
Które sceny wspomina pani jako najtrudniejsze? Pochłaniające najwięcej energii?
- Pamiętam dwa trudne wątki. Pierwszy dotyczący poronienia Kingi w momencie, kiedy prywatnie spodziewałam się dziecka - to były emocjonalne sceny i ciężko mi się je grało. Drugi - porwanie Ignasia, serialowego syna. Byłam już matką i mogłam sobie wyobrazić, co czuje rodzic, kiedy porywane jest jego dziecko. Niewyobrażalna rozpacz, strach, bezsilność, totalny obłęd.
Jakie tym razem perypetie czekają w najbliższym czasie Kingę?
- Po zawirowaniach ze Smolnym przyszedł czas na problemy dotyczące domowników oraz sytuacji, które wydarzą się w przedszkolu Ignasia. Chłopiec będzie okrutnie i niesprawiedliwie traktowany przez swoją wychowawczynię i aż strach pomyśleć, że coś takiego mogłoby zdarzyć się naprawdę. Mam nadzieję, że scenarzyści tę historię wymyślili, a nie zaczerpnęli z doświadczenia innych rodziców. Pojawi się też kolega Michała z czasów sierocińca, a wraz z nim niestety kłopoty...
Praca na planie serialu to tylko jedno z pani zajęć. Jakie są Pani najbliższe plany?
- Współpracuję od kilku lat z prywatnym teatrem Projekt - Teatr Warszawa. Od jakiegoś czasu planuję też wyprodukować przedstawienie. Jestem na etapie szukania dobrego scenariusza lub dwu, trzyosobowej sztuki, najbardziej jednak interesuje mnie kryminał. A plany? Od niedawna moją wielką miłością są motocykle. Jeżdżę starą Yamaha Virago - spełniam swoje wielkie marzenie, przełamuję strach, czuję niezłą adrenalinę. Może na wakacje wybiorę się do Szkocji, nigdy tam nie byłam...
Rozmawiał ARTUR KRASICKI