Na Wspólnej
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 12956
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na Wspólnej": Kazimierzów Mazurów dwóch!

Nie, to nie błąd w druku. Obaj mają na imię Kazimierz i są wziętymi aktorami. Starszy gra w „Barwach szczęścia”, młodszy związał się z „Na Wspólnej”. Nam ojciec i syn Mazurowie opowiadają o licznych podobieństwach oraz o tym, co ich różni.



Czy Kazimierz Mazur z "Barw szczęścia" i Kazimierz Mazur z "Na Wspólnej" to rodzina? - pytają internauci. Ludzie nie wiedzą, że dwaj tak popularni aktorzy to ojciec i syn! Nie obnosicie się z tym...

Syn: - I nie chodzimy za rękę (śmiech). Niewykluczone, że na tym tracimy, bo dziś liczy się autopromocja, bywanie, chwalenie się, czym się da. My moglibyśmy się też pochwalić paroma rzeczami. Tylko po co?

Ojciec: - Kiedyś to się nazywało "szpan". Ponad 20 lat temu grałem niewielką rólkę we francuskim filmie "Wiatr ze Wschodu", z udziałem hollywoodzkiej gwiazdy Malcolma McDowella. Wszyscy chcieli się z nim fotografować. Mnie to nie kręciło. A i później, gdy nastał czas modnych eventów, przeróżnych imprez z celebrytami, ważnymi prezesami - ilekroć w czymś takim biorę udział, zadaję sobie pytanie: "Co ja tutaj robię?". Z synem jest podobnie: obaj wolimy działać, tworzyć, niż robić zamęt wokół siebie. Choć stanowimy z pewnością jedyny, niepowtarzalny duet Kaziów Mazurów na świecie!

Reklama

Wiele Panów łączy. Nazwisko, co oczywiste, ale imię? Skąd pomysł, by syna nazwać Kazimierz?

Ojciec: - Sam sobie to imię przyniósł, bo urodził się w moje imieniny, 4 marca! Nie było wyboru.

Syn: - Kiedy zaś dwa lata temu przyszedł na świat mój syn, też był pomysł, by został Kazimierzem. I żona chciała, i tata chciał, ale postawiłem veto: dajmy ludziom szansę, i tak im się miesza! Na przykład piszą w mojej filmografii, że grałem w "Nocach i dniach" (tata grał), które kręcono 10 lat przed moim urodzeniem! I tak oto mamy Antka.

Zapytam Pańskiego Tatę. Jak Pan się czuje w roli dziadka?

Ojciec: - Jestem szczęśliwy, że mam fajnego, elokwentnego wnuka, ale żebym od razu poczuł się dziadkiem, to nie powiem. Jestem wciąż w pełni sił, mimo upływu lat.

No właśnie, przyjrzyjmy się liczbom: 1948 i 1984 to daty Panów urodzin. W zasadzie takie same, tylko cyferki przestawione. Kolejna, frapująca zbieżność.

Ojciec: - Wedle numerologii chińskiej jesteśmy szczurami albo metalami. Jakby nie patrzeć, oznacza to pokrewieństwo dusz. I to się sprawdza.

Syn: - Ja się na numerologii nie znam, ale nie ma siły, żebyśmy nie byli podobni. To mój tata! Mamy wiele wspólnych cech, na przykład obaj jesteśmy wobec siebie bardzo wymagający. Kiedyś, jako nastolatek, trenowałem karate. Ojciec postanowił pójść w moje ślady, aż przyszedł czas egzaminu na pierwszy pas, podczas którego zasiadałem w komisji. I proszę sobie wyobrazić, że oblałem własnego ojca! Zdał za drugim razem.

Ojciec: - Rozumiem to, zawsze byłem przeciwny nepotyzmowi i pobłażaniu, tak też wychowałem syna. Mając przy tym dużo szczęścia, bo Kazio był spokojnym, posłusznym dzieckiem i takim pozostał.

Przez posłuszeństwo poszedł w ślady ojca?

Ojciec: - Nie namawiałem go. Tłumaczyłem, że to bardzo ciężki i niepewny kawałek chleba. Syn: - Ojciec odradzał, ale mnie ciągnęło. Chodziłem na castingi, jako nastolatek debiutowałem w "Pornografii" Jana Jakuba Kolskiego wg Gombrowicza. Wcześniej statystowałem u Zanussiego w "Cwale". To wymarzony start, ręka boska pomogła.

A nie znany tata?

Syn: - O tyle, że posłał mnie do agencji. Ludzie myślą, że dzieciom aktorów jest łatwiej. Otóż nie. Wsparcie ze strony taty polegało na tym, że gdy z początku zżerała mnie trema i nie umiałem się otworzyć, klepał mnie po ramieniu, pocieszając: "Przestań Kaziek, wstyd nie dym, w oczy nie gryzie!". Skutkowało. Wcześniej (miałem cztery lata) wystąpiliśmy razem w kabarecie u Ludwika Klekowa. Wchodziłem na ostatnią piosenkę. Za występ dostałem 100 zł z dedykacją. Chyba mnie to zmotywowało.

Nie zdecydował się Pan na studia aktorskie?

Syn: - Nawet nie próbowałem zdawać do szkoły aktorskiej. Interesowała mnie sztuka operatorska, skończyłem więc ten wydział, potem studiowałem dziennikarstwo. Ale wciąż pracowałem jako aktor. W końcu postanowiłem zdać egzamin eksternistyczny. Pojechaliśmy z ojcem w Beskid Niski, spędziliśmy tam dwa miesiące, podczas których tak przygotował mnie do egzaminu, że przeszedłem go bez problemu! Grunt to profesjonalny korepetytor (śmiech).

Są Panowie znani ze sztandarowych seriali konkurencyjnych stacji: "Na Wspólnej" (TVN), gdzie Kazio gra Kamila i "Barw szczęścia" (TVP 2), z udziałem Pana Kazimierza jako Tomasza.

Syn: - Ta konkurencja nas nie dotyczy. Ale istotnie, z "Na Wspólnej" jestem związany na stałe - i zawodowo, i emocjonalnie. Kamil to postać nieskazitelna, choć trapiona różnymi problemami. A to walczy z żoną o adopcję dziecka, a to zostaje wmieszany w gangsterskie porachunki. Nie ma łatwo.

Ojciec: - Mojemu Tomaszowi też ciągle wiatr w oczy wieje. Pracuje jako sprzątacz, choć jest inżynierem. Wróciła jego marnotrawna córka (Marieta Żukowska). Na szczęście nieco wcześniej poznał Amelię (Stanisława Celińska). Ten wątek spotyka się z życzliwym przyjęciem. Widzowie twierdzą, że warto mówić o miłości w popodeszłym wieku. Dobrze się czuję w "Barwach szczęścia". Miło mi, że od początku mówią mi tam po imieniu. W przeciwieństwie do mojej serialowej partnerki, niezmiennie zwanej panią Stanisławą. Ja sam zwracam się do niej pani profesor - uczyła przecież w szkole teatralnej.

Spotykają się Państwo na planie po latach.

Ojciec: - Graliśmy rodzeństwo w "Nocach i dniach". Mój bohater miał na imię Tomaszek, ze mną grała Stasia. Teraz znów jest Tomasz, a obok Stasia. Życie zatoczyło magiczny krąg. Znaliśmy się zresztą ze studiów, znamy swoje rodziny. Gdy Stasia, pozdrawiając moją żonę, wzdycha, że zazdrości jej takiego męża, ja na to: "A pamiętasz, jak cię za warkocze ciągałem, robiłaś fu, fu! Fukaj sobie dalej!". Oczywiście to żarty, my się uwielbiamy. Stasia to szczere złoto!

Pana żoną jest Katarzyna Gartner, słynna kompozytorka.

Ojciec: - Owszem. Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na pisownię: wyłącznie przez "a", a nie "ae", czym się zastępuje niemieckie "a umlaut" - jest na to uczulona! Kasia to moja druga żona, pierwszą była mama Kazia. Jesteśmy zgodnym małżeństwem, co owocuje udanymi działaniami. Ja mam zmysł organizacyjny, ona talent. Mobilizuję ją do pisania dużych form. Zrobiliśmy sporo projektów z muzyką Kasi i moimi scenariuszem, reżyserią oraz produkcją, m.in. musical "A to Osiecka", pierwszą śląską operę narodową "Pozłacany warkocz" i "Mszę Papieską" na kanonizację Jana Pawła II. W większości spektakli występuje Kazio.

Jakim tata jest reżyserem?

Syn: - Ostrym jak żyleta! Wszystko musi być ułożone, każdy zna swoje miejsce, nie ma chodzenia po scenie i patrzenia w komórkę.

Ojciec: - By realizować nasze plany bez kompromisów, powołaliśmy do życia Intermedialny Teatr Muzyczny "Blustrada".

Syn: - Po naradzie rodzinnej usadowiliśmy teatr nie w Warszawie, lecz w domu, w lasach świętokrzyskich. Scena do prób jest niewielka, ale przyszła widownia internetowa może być bardzo duża.

Ojciec: - To przyszłość teatru i filmu. Organizacją widowisk zajmuje się od lat. Swego czasu byłem kierownikiem produkcji konkursów Miss Polski. Teraz też zajmuję się urządzaniem widowisk, festiwali. W pracy tyran, w domu zmieniam się w baranka. Nie na darmo żona zwie mnie Marysią - a to codziennie śniadanie do łóżka, a to wieczorem kakao. Bodaj to miała na myśli Stasia Celińska, określając mnie mianem wzorowego męża.

Wzór męża to też syn. Nawet nie chce wiedzieć, ile ma fanek!

Syn: - Bo jestem na to "za żonaty". Może to staromodne? Dziś związki są jak teledyski: szybko się zaczynają, szybko kończą. A mnie się marzy miłość po grób. Zawsze wiedziałem, że sztuka polega na tym, by dobrze wybrać, co mi się udało!

Żona Ewa też jest aktorką?

Syn: - Nie, żona jest "normalna". Oboje lubimy być na uboczu, z dala od tłumu i medialnego zgiełku. Tym chętniej wyprowadziliśmy się aż pod Opole, skąd pochodzi część jej rodziny.

Znowu analogia: dla żon porzucili Panowie stolicę. Słuchając Was, ma się wrażenie, że mówicie jednym głosem. Pełne porozumienie?

Ojciec: - Może to normalne między ojcem i synem?

Żadnych zgrzytów? Rywalizacji?

Syn: - Gdyby tata był młodym, przystojnym blondynem...

Ojciec: - Na urodę nie choruję, a powodzenie zawsze miałem.

Syn: - Żartuję. Jest starszy, zna życie, ma dorobek, aktorskiego czuja i grono sympatyków. Nigdy go nie przebiję.

Ojciec: - Nie opowiadaj, Kaziu, już przebiłeś. Krótka historia: piękny letni dzień, stoimy we trójkę pod Kolumną Zygmunta, ja, moja żona, z tyłu Kazio. Przed nami wycieczka szkolna, dostrzegłszy nas rusza gwałtownie w naszą stronę. Uśmiecham się zachęcająco, żona wyciąga długopis: "Będziemy dawać autografy". Ale tłum przelatuje, niemalże nas tratując i rzuca się na Kazia! A żona puentuje: "Patrz mężu, nasz czas się skończył".

Rozmawiała JOLANTA MAJEWSKA-MACHAJ

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy