"Na Wspólnej": Grażyna Wolszczak nie boi się wyzwań!
W "Na Wspólnej" jest od samego początku. Grażyna Wolszczak opowiada nam o sile seriali, zamiłowaniu do przygód i zawodowych planach.
Patrząc na Grażynę Wolszczak, czyli Barbarę Brzozowską z "Na Wspólnej", trudno uwierzyć, że już dwa lata temu... osiągnęła wiek emerytalny! Zachwyca urodą, figurą i wdziękiem!
Kiedy w 2001 roku na ekrany kin wszedł "Wiedźmin" z Michałem Żebrowskim w roli Geralta z Rivii, tysiące Polaków zakochało się w Grażynie Wolszczak grającej w ekranizacji sagi Andrzeja Sapkowskiego Yennefer. Aktorka - choć była już wtedy dojrzałą kobietą po czterdziestce - zachwyciła widzów swym talentem i urodą. Dopiero jednak dzięki serialowi, który Program 1 TVP wyemitował na swej antenie rok po premierze filmu, fani "Wiedźmina" mogli napatrzeć się na wszystkie walory Grażyny Wolszczak. O scenie erotycznej w 4. odcinku serialu, w której 43-letnia wówczas aktorka wystąpiła bez ubrania, mówiła cała Polska. Jej piersi okrzyknięte zostały najpiękniejszymi w naszym show-biznesie!
Do dziś zachwyca urodą! Tuż przed swymi 60. urodzinami dostała propozycję udziału w rozbieranej sesji dla "Playboy'a" - pisma, które od lat bezskutecznie starało się nakłonić ją, by pochwaliła się na jego łamach swym ciałem. Aktorka odmówiła... Za to przyjmuje propozycje zawodowe wiążące się z przygodami! W ubiegłym roku, razem z synem, wystąpiła w "Ameryce Express" i nie żałuje! Grażyna Wolszczak wciąż jest spragniona emocji!
Joanna Pasztelańska, "Świat Seriali": Minęło już 17 lat od emisji pierwszego odcinka "Na Wspólnej". Pamięta pani ten dzień na planie?
Grażyna Wolszczak: - Oczywiście, to było przecież wydarzenie poprzedzone wielomiesięcznymi przygotowaniami, same castingi trwały chyba pół roku. To był niezwykle ciekawy dzień pod każdym względem, także technicznym. Nie zapomnę, w jakim byliśmy szoku, gdy kiedyś okazało się, że mamy zaledwie 20 minut na nakręcenie jednej sceny. Do tej pory realizacja sceny zabierała kilka godzin. Wydawało się więc to totalnie niemożliwe. Tymczasem postawiono nam trzy kamery, a nie jedną, jak na "normalnym" planie filmowym. Po trudnych początkach okazało się, że wszystko jest możliwe.
Basia, w której rolę pani się wciela, też stara się ze wszystkim sobie radzić. A nie była to łatwa dla niej wiosna - najpierw praca z byłym oprawcą Baliszewskim, a potem oskarżenie o wyniesienie poufnych danych z wydawnictwa. Czy uda się jej wyjść z kłopotów obronną ręką?
- Basia uwierzyła w przemianę czarnego charakteru, to był błąd. Trudno jej się dziwić, bo Adrian długo pracował na odzyskanie zaufania Basi. Mam jednak nadzieję, jak pewnie większość widzów, że oliwa sprawiedliwa i prawda w końcu zwycięży.
Pięć lat po "Na Wspólnej" doszła rola - Grażyny Weksler w "Pierwszej miłości". Trudno jest połączyć pracę na planach - w Warszawie i we Wrocławiu?
- Bardzo lubię te moje wycieczki do Wrocławia. I nie ma problemu, żeby pogodzić oba plany, tym bardziej, że Grażyna Weksler nie jest główną postacią serialu. Także w "Na Wspólnej", choć mogłoby się wydawać, że skoro jestem obecna w średnio co drugim odcinku, to pracuję z taką właśnie częstotliwością. Tymczasem to jest zupełnie inny rytm pracy. Jednego dnia zgrywa się to, co potem przez kilka tygodni jest emitowane. W każdym serialu jest wielu bohaterów, dużo wątków, które nawet się nie zazębiają i wszystko to trzeba jakoś zmieścić.
Pierwszym serialem, z którym miałam doświadczenie chyba ponad rok, był "Klan". W tym serialu wcielała się pani w psycholog Szafrańską, która zajmowała się adopcją Bożenki (Olivia Sivelli).
- Tak, i to za sprawą "Klanu" na własnej skórze poznałam siłę seriali. Po paru miesiącach ludzie zaczęli mnie rozpoznawać na ulicy, kłaniali mi się, uśmiechali się, a ja nie wiedziałam, co się dzieje, miałam wyrzuty sumienia, że kogoś nie rozpoznaję. (śmiech). Czasem pytałam: "Strasznie przepraszam, ale skąd my się znamy?". A wtedy ten ktoś odpowiadał: "No jak to skąd, z telewizji!". Dalej nie kojarzyłam, myślałam, że to ktoś, kto pracuje w telewizji, tam się spotkaliśmy, a ja tego nie pamiętam. (śmiech) Trochę trwało zanim przyzwyczaiłam się do swojej rozpoznawalności.
Była też rola Yennefer, 94-latki w ciele młodej kobiety. Widziała pani swoją następczynię (Anyę Chalotrę) z "Wiedźmina" Netfliksa?
- Tak, to kompletnie inna Yennefer niż ta z polskiego scenariusza, czyli moja. Andrzej Sapkowski stworzył postać, która pomimo podeszłego wieku ma ciało młodej kobiety. W Netfliksowej wersji serialu Yennefer gra bardzo młoda aktorka. Ciekawie wyglądały pierwsze odcinki, gdy Yennefer była pomiataną przez wszystkich garbuską. Po przemianie przestała mnie interesować, stała się piękną kobietą, ale mam wrażenie, kompletnie bez charakteru.
Wydała pani bardzo szczery poradnik "Jak być zawsze młodą, piękną i bogatą", w którym rozprawiła się z mitami na temat urody.
- Miałam w sobie zawsze bunt, że kolorowe czasopisma pokazują wizerunki "gwiazd", które "normalne" kobiety wpędzają w kompleksy. Tymczasem za każdą piękną fotką stoi sztab profesjonalistów. Dlatego chciałam powiedzieć kobietom wyraźnie: "Wy też możecie wyglądać i czuć się jak milion dolarów. jeśli wpadniecie w ręce dobrego fryzjera, makijażystki, stylisty i wreszcie świetnego fotografa. Aktorki i modelki z okładek nie wyglądają tak tuż po przebudzeniu".
Wielu kobietom brakuje nie tylko wiary w siebie, ale i odwagi. Udziałem w programie "Ameryka Express" udowodniła pani, że nie boi się nowych wyzwań. Zrobiłaby pani to jeszcze raz?
- Marzę o tym! (śmiech) Gdyby ktoś mi zaproponował podobną przygodę, rzucam wszystko, biorę plecak i jadę. Jestem stworzona do takich doświadczeń. Kocham poznawać ludzi, ich historie, nowe miejsca. Dopiero po takiej eskapadzie normalny hotel z prysznicem, ciepłą wodą i czystą pościelą staje się cudownym, docenianym luksusem.
Znana jest pani z troski o ekologię. Czego powinna nauczyć nas pandemia?
- W szerszej perspektywie okaże się, co to doświadczenie znaczyło dla każdego z osobna, ludzkości, czy dla gospodarki. Pocieszające jest, jak szybko natura potrafi się regenerować i oczyszczać, gdy człowiek troszkę się wycofa. Obawiam się jednak, że za chwilę wszystko wróci do normy, bo ludzie szybko zapominają. Zaraz znowu zaczną palić w piecu oponami...
Jakie ma pani plany na najbliższe miesiące?
- Poza powrotem do swojej normalnej aktywności zawodowej, ruszyły już seriale, nieśmiało ruszają teatry. Ja zaś z moją wspólniczką Joasią Glińską ruszam z projektem, jakim będzie otwarcie nowego, wyjątkowego miejsca w Warszawie. Będzie nazywać się Garnizon Sztuki, jak nasza fundacja i, mówiąc w największym skrócie, ma to być miejsce mądrej rozrywki i pozytywnych emocji. Na otwarcie wraz z fundacją Tymona Tymańskiego przygotowujemy muzyczną opowieść o Januszu Kofcie. Tymon napisał nowe aranże, ale przede wszystkim napisał tekst pokazujący nieżyjącego poetę i autora kultowych piosenek z kompletnie innej strony. Premiera na początku października, ale już teraz serdecznie zapraszamy!