Na Wspólnej
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 12984
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Jestem zapracowaną babcią"

Grała z najlepszymi i u najlepszych i ma na swoim koncie wybitne filmy. Gotowała w programie "Z Bożeną Dykiel na ostrzu noża" i wydała książkę kulinarną. Od 7 lat widzowie kibicują jej w serialu "Na Wspólnej", w którym gra pełną temperamentu Marysię Ziębę. Mimo wielu zajęć, udało jej się pogodzić karierę z życiem rodzinnym.

Ostatnio w życie serialowych Ziębów wkracza polityka. Odkąd Włodek zaangażował się w działalność samorządową, na Marysię spadły nowe obowiązki.

-Na razie dwoi się i troi. Nie wiadomo jeszcze, czy zostanie z tym całym kramem na głowie. Może w barze pomoże jej Żaneta, może Renata? Na Monikę nie ma co liczyć,

bo wciąż będą z nią kłopoty. Krótko mówiąc: u Ziębów dzieje się bardzo dużo, a Maria wysuwa się na pierwszy plan. Tak to już jest w serialach, że co pewien czas scenarzyści

koncentrują uwagę na jakimś wątku. Wiosenne weekendy spędzam więc ucząc się tekstów-mówi.

Reklama

Podobno aktorzy "Na Wspólnej" nie mogą grać w innych serialach. Dzięki temu główni bohaterowie nie mylą się widzom z postaciami z innych seriali. Aktorka przyznaje, że podpisała kontrakt na wyłączność, tak jak inni aktorzy którzy grają najważniejsze role, ale nie zamyka on innych możliwości.

- Możemy grać w filmach fabularnych czy teatrze, a nawet serialach, pod warunkiem, że nie będzie to kolidowało z naszymi obowiązkami. Producenci zgodzili się na przykład na mój mały wypad do "Na dobre i na złe". Co prawda, kiedy się okazało, że wątek coraz bardziej się rozrasta, przygoda musiała się skończyć. Teraz mam propozycję z teatru i chcę z niej skorzystać, bo aktorowi nie będna jest różnorodność wrażeń, a teatr pozwala wejść w inny rytm pracy niż w serialu, pozwala na oczyszczenie się z "aktorstwa pospiesznego".

Widzowie pokochali Dykiel, także dzięki niezapomnianym rolom w serialach "Dom" i "Alternatywy 4".

- "Dom" jest fantastyczny, właściwie każdy odcinek mógłby być filmem fabularnym. Bardzo lubię zwłaszcza jego część historyczną z klimatem wracającej do życia Warszawy. A "Alternatywy 4" to dzieło godne swojego twórcy. Stanisław Bareja był genialnym obserwatorem rzeczywistości PRL, wszystkich ówczesnych absurdów. Ja Staszka nazywam kronikarzem, bo jego komedie to opis codzienności. Skondensowany, spuentowany, ale wierny. I dziś, kiedy się te filmy ogląda, trudno opędzić się od myśli: "W takich czasach żyłam". Strasznych i śmiesznych. Ale żeby z takiego tworzywa zrobić komedie, które się wcale nie zestarzały, trzeba być Bareją. Dlatego próby kręcenia kontynuacji bez niego nie były dobrym pomysłem. Po prostu są ludzie nie do zastąpienia i trzeba się z tym pogodzić.- wyznaje aktorka.

Pani Bożena pracowała z najwybitniejszymi polskimi reżyserami. Od razu po zdobyciu dyplomu zagrała u Andrzeja Wajdy w "Weselu", a wkrótce potem w "Ziemi obiecanej". Jak sama przyznaje, miała wielkie szczęście, że trafiła na dobre lata wybitnych reżyserów.

- Starałam się o rolę Panny Młodej. Próbowaliśmy sceny w duecie z Wiesławem Dymnym. A Andrzej Wajda powiedział o mnie: "za drobna, za mała". Byłam oburzona, bo uważałam, że ze mnie jest kawał kobiety. Rolę dostała wtedy Ewa Ziętek, a ja zagrałam Kaśkę. Potem dostałam zaproszenie na zdjęcia próbne do "Ziemi obiecanej".

Tym razem to ja wykosiłam konkurentki, a o rolę Mady Muller starało się kilkanaście koleżanek. To było wspaniałe grać u boku sław w takim filmie. Tylko obserwować i się uczyć. Miałam to szczęście, że trafiłam na dobre lata wybitnych reżyserów. Mieli dużo sił i energii, żeby pracować z młodymi aktorami. I efekty były zdumiewające- wyznaje aktorka.

Gwiazda podkreśla, że Andrzej Wajda pozwalał aktorom na dużą swobodę. Sama nawet zaczęła wymyślać sceny z Magdą w "Weselu", które się tak spodobały, że weszły do filmu, a połowa scen z jej udziałem w "Ziemi obiecanej" jest jej pomysłu.

-Teraz, kiedy włączę telewizor, jak kilka dni temu, i znowu zobaczę ten film, mam poczucie, że brałam udział w czymś niezwykłym. W tej opowieści jest rytm, intensywność nastroju, romans i kryminał. Do tego fantastyczna, godna Oscara muzyka. Nie ma epizodu, który by nie zostawał w pamięci. Zna się każdy szczegół, a przecież wystarczy rzucić okiem, żeby znowu ta historia wciągnęła człowieka, obraz po obrazie, aż do końcowych napisów. Jest jeszcze tylko jeden film, który na mnie tak działa ? "Barry Lyndon" Stanleya Kubricka- dodaje.

Po rolach dziewczyn przychodzą role kobiet. Aktorka nie miała czasu się zastanawiać, czy między jednymi a drugimi jest przerwa, gdyż w tym okresie była bardzo zapracowana. Grała w Teatrze Narodowym u Adama Hanuszkiewicza, równocześnie występując w telewizji i grając w filmie.

- Luka zrobiła się dopiero po 1989 r. Budowaliśmy wtedy z mężem dom. Telefon nie dzwonił, bo... go nie było. Dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale wtedy podłączenie telefonu stacjonarnego graniczyło z cudem. Trzeba było chodzić po urzędach, załatwiać i prosić. Sytuacja jak z "Alternatywy 4". Przy tym producenci dopiero próbowali się odnaleźć w nowych warunkach finansowych i organizacyjnych. Podobno byłam wtedy nieznośna, bo nie miałam co robić. A jak jest za dużo pracy, to też bywam nieznośna. Może jestem trudna?- śmieje się aktorka.

Dla artystki rodzina zawsze była i jest najważniejsza.

-To z domu czerpię najwięcej energii i zadowolenia. A wychowanie dzieci jest harówką, to prawda, ale na pewno też największą satysfakcją w życiu.

Uważa, że aby to wszystko pogodzić, trzeba być bardzo pracowitym. Mimo, że czasami marzy jej się niewinne lenistwo, nie przyjmuje żadnej taryfy ulgowej i wszystko musi być zapięte na ostatni guzik..

- A jako zodiakalna Panna jestem pedantyczna, wszystko musi być pod linijkę, każdy szczegół dopracowany. To pochłania mnóstwo energii. Ale są nagrody. Mam tego samego męża od 35 lat, a nie wyobrażam sobie życia z kimś innym. Są dwie udane córki oraz przepiękne i co najważniejsze, zdrowe, wnuki. Starszy Maksymilian i młodszy Maciek to dzieci starszej córki Marysi. A za kilka miesięcy rodzina znowu się powiększy, bo dziecka spodziewa się także młodsza córka Zosia. Udało nam się stworzyć dom,z którego nikt nie ucieka i do którego każdy chętnie wraca.

Pani Bożena nie musiała rezygnować z propozycji filmowych, gdy jej córeczki były jeszcze małe. Zawsze mogła liczyć na mamę i 2 fantastyczne babcie.

- Nawet kiedy dostałam zaproszenie na miesięczny wyjazd do USA, to skorzystałam z niego, bo doszliśmy do wniosku, że to bardzo nam pomoże w budowie domu. Pojechałam,

a babcie opracowały grafik dyżurów i nie było żadnych problemów. Zresztą teraz odkrywam, że wychowanie dziewczynek jest jednak łatwiejsze niż chłopców. Nie trzeba było ich ciągle obserwować, bo miały swoje zabawy. A Maksio, który ma trzy lata i cztery miesiące, to znikający punkt. Wystarczy, że spuści się go na chwilę z oka, a zaraz zaczyna się jakaś akcja.

Sama jest babcią. Ze względu na pracę, nie ma za dużo czasu na rozpieszczanie swoich wnuków.

- Za to kiedy przyjeżdżają, potrafię długo stać przy kuchni, żeby usmażyć ich ulubione racuszki z jabłkami, albo zagnieść ciasto.

- Jak ja ciebie babciu kocham. Masz dla mnie placuszki?

- pyta mnie Maksio. A ja mówię:

- Mam Dudusiu. I to jest nasza wspaniała miłość. Lubi się ze mną bawić, ja z nim też, opowiadamy sobie różne historie.

Nie tylko wnuki są amatorami w kuchni aktorki...

- Nie umiem ugotować troszeczkę. Kiedy robię zupę, to w pięciolitrowym garnku. Wszyscy w domu krzyczą, że za dużo. Co się z tym zrobi? A potem ta zupa

jakoś tajemniczo sama znika... - wyznaje.

W wirze obowiązków potrafi znaleźć trochę czasu na relaks, ale dość aktywny. Jak sama wyznaje- najlepiej odpoczywa w ogrodzie.

-Wczesna wiosna to pora ciężkiej pracy, obolałych rąk, przycinania gałęzi, grabienia, ale teraz już mam to za sobą. Kwitną stokrotki i bratki, rozwijają się azalie i różaneczniki. Ogród nabiera życia, bo bez kwiatów, kolorów, zapachów, jest dla mnie pusty. Za kilka tygodni zaczną się lilie, a mam odmiany kwitnące przez prawie sto dni, tak że będą w ogrodzie przez całe lato.

W jej ogrodzie można spotkać nie tylko ptaki, ale także parę kaczek, która od pewnego czasu upodobała sobie jej oczko wodne...

-Najpierw zjawiały się tu na romantyczne wypady. A teraz zadomowiły się i poczuły gospodarzami terenu. Nie chcą wyjadać z wody glonów, za to wygryzają wszystko wokół. Ale są takie śliczne, że trudno im to mieć za złe.

Jej mąż jak tylko ma czas to pomaga w ogrodzie.

- Pan Rysio kosi i pielęgnuje trawniki, a oprócz tego pracuje codziennie, ja zaś mam przerwy. Więc jakoś tak się dzielimy, że ja więcej czasu spędzam w ogrodzie. Ale to ma swoje zalety. Nie potrzebuję żadnej dodatkowej gimnastyki, wystarczy co kilka dni pozbierać szyszki, ciągle spadające z sosen, których tu, na skraju Puszczy Kampinoskiej, jest pełno.

Najbliższe tygodnie aktorka będzie miała wypełnione pracą. Jak sama podkreśla- wszystko jest dobrze, ale czasu trochę brak..

- Wkrótce jadę na festiwal filmowy do Cannes, potem na festiwal do Gdyni. Muszę uczyć się tekstów i kręcić nowe odcinki "Na Wspólnej"- podsumowała aktorka.

Rozmawiał Igor Paja

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy