Czekamy na święta
Ewa Gawryluk opowiada nam o przyszłości swojej bohaterki Ewy z "Na Wspólnej" i zdradza sprawdzone pomysły na pyszne i bardzo proste bożonarodzeniowe wypieki.
Kto jak kto, ale Ewa Hoffer na brak zainteresowania mężczyzn nie może narzekać. Niestety, są to wciąż nieudane związki. Tymczasem po latach znów pojawia się Borys i próbuje wejść w jej łaski...
- Moja bohaterka, bogatsza o nowe doświadczenia, doskonale wie, że nie ma sensu wiązać się z kimś, z kim wcześniej jej nie wyszło. Próbuje ułożyć sobie życie bez Borysa. Nie jest to łatwe, ponieważ mężczyzna cały czas ją nachodzi. Z drugiej strony, nie do końca jest jej obojętny. Kiedy Orłow znajdzie się za kratkami, ze względu na łączące ich kiedyś uczucie, nie odwróci się od niego.
Syn Ewy też nie potrafi znaleźć odpowiedniej partnerki. W czym tkwi problem?
- Nie wiem. Igor to dobry chłopak. Trudno obwiniać za jego niepowodzenia rodziców. Jego mama też nie ma szczęścia. Oboje nie umieją stworzyć bliskich relacji z partnerami. Kiedy wydaje się, że los się do nich uśmiechnął i jest szansa, że zwiążą się z kimś na dłużej, okazuje się, że kolejny raz coś staje na przeszkodzie. Już mnie to nie dziwi. Moja bohaterka wciąż narażona jest na niespodzianki. Przynajmniej jest za kogo trzymać kciuki.
Jak reagują na tę sytuację widzowie?
- Jedni kibicują Ewie, żeby zeszła się z Borysem, drudzy, tak jak pan z warzywniaka, gdzie na co dzień robię zakupy, chcieliby, żeby przegoniła go na zawsze. Jak się potoczą dalsze jej losy, trudno powiedzieć. Mam nadzieję, że nadal będzie ciekawie.
Święta Bożego Narodzenia tuż-tuż. Jak je pani spędzi?
- W jednym z hoteli w Jachrance. Rok temu razem z mężem i córką również spędzaliśmy tam święta. Wspaniale wypoczęliśmy. Mam nadzieję, że tym razem będzie podobnie. Miła atmosfera, smaczne potrawy, święty Mikołaj, na którego zawsze czekają dzieci. Można lepić bałwana, pojeździć na nartach biegowych. Brak śniegu to też nie problem, ponieważ na gości czeka mnóstwo atrakcji. Taki wyjazd to doskonała alternatywa dla tych, którzy nie mają czasu na przygotowanie świąt. Zmiana otoczenia też jest wskazana.
A jak wspomina pani święta z rodzinnego domu?
- Wspaniale! Mama świetnie gotowała i piekła. W całym domu unosił się zapach kapusty, suszonych grzybów, bakalii. Na stole wigilijnym było tradycyjnie 12 potraw, m.in. karp w galarecie, śledzie w różnej postaci, zupa grzybowa i mnóstwo innych dań, które trudno wymienić. Były makowce, serniki i moje ulubione kluski z makiem. Kilka godzin przed świąteczną wieczerzą wspólnie ubieraliśmy choinkę. Kiedy na niebie pokazała się pierwsza gwiazdka, zasiadaliśmy całą rodziną przy stole. Dzieliliśmy się opłatkiem, składając sobie życzenia. Smakowaliśmy świąteczne potrawy. Następnym punktem wieczoru były prezenty - gratka dla dzieci. To był wyjątkowy czas, ponieważ żyli jeszcze wtedy z nami rodzice. Żałuję, że nie udało nam się zebrać przy stole wigilijnym reszty rodziny. Na przeszkodzie stała odległość.
Przeniosła pani do swojego domu jakieś tradycje i potrawy świąteczne?
- Oczywiście! Na białym obrusie kładziemy dodatkowy talerz dla niespodziewanego gościa, a pod obrusem sianko. Jest żywa, pachnąca choinka. Bardzo lubię karpia w galarecie. Ale ze względu na to, że moi bliscy nie przepadają za tym daniem, idziemy na kompromis i przygotowujemy inną rybę. Specjalistą w tym temacie jest mój mąż. Zawsze przyrządzi coś pysznego. Dla Waldka nauczyłam się robić uszka, które były jednym z podstawowych dań w jego rodzinnym domu. Gotuję też inne potrawy, np. kluski z makiem, które smakują mężowi i córce. Staram się zawsze też coś upiec, na przykład makowca, piernik bądź sernik, za którym przepada nasza córka Marysia.
Rozmawiała Maria Ostrowska