Na Wspólnej
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 12934
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Anna Kerth nie tylko o "Na Wspólnej" i "M jak miłość". "Więcej siły i pewności siebie"

Od wielu lat wciela się w postać Małgorzaty Zimińskiej w serialu "Na Wspólnej", który świętuje 20-lecie. Burzliwym, trudnym i pełnym emocji życiem jej bohaterki można obdzielić przynajmniej kilka kobiet. Anna Kerth zawsze wraca na plan z uczuciem jakie towarzyszy dzieciom wyfruwającym z rodzinnego gniazda. Od niedawna gra również w serialu "M jak miłość".

Dość wcześnie wyfrunęłaś z rodzinnego gniazda?

Anna Kerth: - To prawda. Wyjechałam z domu w wieku osiemnastu lat. Z Gdańska do Krakowa, z Krakowa za granicę i tak dalej, i tak dalej. Dziś mam swoją rodzinę w Warszawie.

Mieszkałaś w Szkocji przez sześć lat. Tam dostrzeżono twoje kreacje aktorskie, reżyserowałaś, produkowałaś, tłumaczyłaś sztuki. Miałaś też agenta w Londynie. Dokąd zaniosła cię ta niesamowita trampolina? Jak dziś na to patrzysz?

Reklama

- Wolność, której doznałam za granicą, dodała mi dużej pewności siebie, wiary, że można być różnym, że jeśli urodziłeś się artystą, to znajdziesz swoją drogę niezależnie od sytuacji. Te inne od aktorstwa aktywności działy się już w Polsce, ale odważałam się na nie dzięki sile, jaką zdobyłam za granicą. Dziś w Polsce już jest inaczej, ale w latach, gdy wyjeżdżałam, pojęcie mojego zawodu było bardzo hermetyczne. Środowisko inaczej postrzegało to, co komu wypada. Dzisiaj jestem dumna z tego, że się odważałam, że tyle zrobiłam.

Pojawienie się na świecie synów zmieniło twoje postrzegania aktorstwa?

- Pojawienie się dzieci w ogóle wiele zmieniło. To temat rzeka. Z pracy, aktorstwa, artystycznej drogi nie umiem i nie chcę zrezygnować. To jestem ja, to jest moje życie. Właśnie to mówią moje wszystkie poprzednie działania, jeszcze sprzed bycia mamą. To jest integralna część mojej osoby. Ale mam dużo większy dystans do pewnych sytuacji, więcej siły, pewności siebie i decyzyjności. Pewnie inaczej wybieram. Bardzo duża zmiana była między byciem mamą jednego, a dwójki dzieci. Pracowałam jednak nieprzerwanie, jeśli o to pytasz.

Ile można zrobić dla siebie i dla innych, będąc pełnoetatową mamą? Znalazłaś nowe ścieżki realizacji?

- Czasem niewiele, a czasem bardzo dużo. To chyba jest najtrudniejsze, żeby znaleźć ten balans. A nowe ścieżki realizacji? Ładnie to brzmi, ale przecież niczym innym było reżyserowanie, produkowanie, coaching, warsztaty rozwojowe, praca głosem, zanim zostałam mamą. No dobra - masz mnie - praca głosem, choć wykonywana przeze mnie już dobre 15 lat, to gdy zostałam mamą, stała się tą najczęstszą. Ale jak już zatęskniłam na dobre za graniem przed kamerą, to udało się i miałam bardzo intensywny i przyjemny w zadania aktorskie poprzedni rok. Dołączyłam m.in. do obsady "M jak miłość", gdzie gram doktor Ewę. Bardzo potrzebowałam nowego wyzwania. Dzięki Ewie sięgam tam, gdzie zawsze marzyłam się zanurzyć jako aktorka.

Wciąż znajdujesz dobrą stronę wszystkich zdarzeń?

- Tak. Pewnie patrzę bardziej racjonalnie. Biorę odpowiedzialność za swoje czyny. Patrzę też na wiele spraw bardziej trzeźwo, krytycznie, ale bez biczowania się. To nie jest kwestia bycia mamą, ale wielu innych zdarzeń sprzed i w trakcie ostatnich 10 lat.

Zdarzały się jakieś wpadki po drodze, źle podjęte decyzje?

- Och, na pewno mnóstwo. Są takie, które potrafię nazwać, dokładnie, wiem co i kiedy.

Na czym polega dziś twój work-life balans? Umiejętnie stawiasz granice czy słuchasz intuicji i swoich potrzeb w danej chwili?

- Od bardzo dawna staram się słuchać siebie. Moja metoda pracy z ciałem i umysłem daje mi dużo większą świadomość, a coaching dużo narzędzi, by szybko znowu złapać pion. Bywa jednak, że pragnienia ciągną na swoją stronę, a życie swoją. Czasem trzeba przeczekać. Tu już wkrada się kwestia priorytetów. Na pewno coraz umiejętniej stawiam granice, a może po prostu lepiej i szybciej wiem, jakie są moje potrzeby, potrafię je zauważyć, nazwać i osiągnąć.

Beata Banasiewicz / AKPA

AKPA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy