Na sygnale
Ocena
serialu
8,1
Bardzo dobry
Ocen: 6538
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na sygnale": Nowe oblicze Góry

Robił pizzę, stepował dla turystów i prowadził szkolenia z emisji głosu. Długo czekał na szansę w telewizji, a gdy ją otrzymał – pokazał, że drzemie w nim duży potencjał aktorski. Doktor Góra, którego gra w serialu „Na sygnale”, bywa irytujący i bawi do łez, gdy musi mierzyć się z kolejnymi przeciwnościami losu. Zapraszamy na wywiad z Tomaszem Piątkowskim!

Początkowo doktor Góra, którego grasz w serialu "Na sygnale", był odpychającym służbistą, ale z czasem złagodniał. Miałeś wpływ na jego przemianę?

- Zamysł był taki, że Góra to postać negatywna, przeciwieństwo prawego doktora Banacha (Wojciech Kuliński - przyp. aut). Od początku tak prowadziłem mojego bohatera, ale z biegiem czasu doszły elementy humorystyczne ocieplające jego wizerunek. To zainspirowało scenarzystów, którzy coraz częściej wystawiają biednego Górę na różnego typu niespodzianki losowe. A to użądli go osa, a to pies go pogryzie, będzie musiał bronić się przed wężem. Wspólnymi siłami pokazaliśmy jego inne oblicze, już nie jest wyłącznie zły.

Jesteś zadowolony z tej przemiany?

- Zdecydowanie. Nie przyniosła żadnej straty Górze - nadal bywa zły, jest służbistą i trzyma się zasad. A granie dodatkowych smaczków, w tym przypadku komediowych, to dla aktora zawsze radość. "Na sygnale", na szczęście, jest różnorodnie. Każdy odcinek powstaje w innym miejscu - raz pracujemy w nadwiślańskich krzakach, innym razem ratujemy kogoś w środku lasu, na zawodach sportowych, pokazach mody, w zatrzaśniętej windzie, ściągamy samobójców z dachu. Podczas kręcenia scen akcji rodzą się emocje, jest tempo, walczymy z różnymi przeciwnościami losu, co przekłada się później na ekran.

Reklama

Góra pokazuje inne oblicze w towarzystwie Renaty. Jak w najbliższych odcinkach będą układały się ich relacje?

- Nie znam pomysłów scenarzystów, więc trudno mi powiedzieć, w jakim kierunku zmierza ten wątek. Na razie jesteśmy na etapie podchodów Góry, który nieudolnie próbuje zbliżyć się do Renaty (Agata Załęcka - przyp. aut.). Wydaje mi się, że to nie jest jednostronna relacja, a czy między naszymi bohaterami do czegokolwiek dojdzie, okaże się w przyszłości. Ten wątek pokazuje, że Góra, który w pracy jest odpowiedzialnym przywódcą i potrafi prowadzić zespół ludzi, nie radzi sobie w życiu prywatnym, zwłaszcza w relacjach z kobietami.

Czy w serialu pojawią się nowe wątki prywatne?

- Wprowadzanie takich wątków jest kuszące, ale nasi scenarzyści się pilnują. Łatwo zburzyć proporcje i zmienić "Na sygnale" w serial obyczajowy jakich wiele. Relacje prywatne bohaterów są u nas jedynie dodatkiem, nasza siła bierze się z czegoś innego. Pokazujemy pracę ratowników medycznych, akcje, w których biorą udział. Widzowie lubią taką konwencję, nie ma sensu jej zmieniać.

Czy fani serialu mogą spodziewać się w najbliższych odcinkach spektakularnych akcji ratowniczych?

- W jednym z odcinków nasi bohaterowie będą ratować młodych ludzi po zbiorowym zatruciu dopalaczami. Kręciliśmy sceny pod mostem Poniatowskiego w Warszawie; w zdjęciach wzięły udział karetki, pojazdy policyjne, jednostki straży wodnej, był szpital polowy i około sześćdziesięcioro statystów. Dość spektakularne przedsięwzięcie jak na nasze możliwości.


"Na sygnale" cieszy się niesłabnącą popularnością. Niedawno odebraliście Telekamerę dla najlepszego serialu fabularno-dokumentalnego.

- To już druga Telekamera dla naszego serialu. Jeżeli dostaniemy trzecią, w  konsekwencji zdobędziemy złotą. Wygramy wszystko, co można wygrać (śmiech). Te nagrody zdobywa się dzięki głosom widzów, to dla nas kolejne potwierdzenie, że jesteśmy dobrze odbierani i lubiani.

Mieliście czas na świętowanie tego sukcesu?

- Część ekipy miała zdjęcia następnego dnia rano, więc nie mogła świętować, ale reszta poszła na bankiet. Ja akurat trochę poszalałem; było bardzo przyjemnie. Mamy dobrze dobrany zespół, regularnie spotykamy się prywatnie.

Z kim dogadujesz się najlepiej?

- Wszyscy się lubimy, ale najwięcej wspólnego mam z Wojtkiem Kulińskim. Znamy się sprzed lat, graliśmy kiedyś w Nowym Teatrze w Słupsku w sztuce "Testosteron". Mieliśmy dwa miesiące prób, a w tym czasie mieszkaliśmy razem w pokoju. Możesz sobie wyobrazić, co się działo (śmiech). Minęło pięć lat i spotkaliśmy się na planie "Na sygnale". Jesteśmy w zbliżonym wieku, mamy wspólne tematy, rozterki, rozmawiamy o rodzinie, dzieciach. Gdy zaczynamy rozprawiać o pieluchach, nasi bezdzietni jeszcze koledzy i koleżanki dziwnie na nas patrzą (śmiech).

Z Wojciechem Kulińskim łączy cię coś jeszcze. Obaj długo czekaliście na szansę w telewizji, obaj dostaliście ją i wykorzystaliście w serialu "Na sygnale".

- Bardzo się cieszę z tej roli. Mam poczucie, że mogę z niej jeszcze coś wyciągnąć. Nie wiem, co będzie dalej. Zachowuję spokój, trochę w tym zawodzie funkcjonuję. Wiele razy wydawało mi się, że to już, że zaraz będzie pięknie, a okazywało się, że moje oczekiwania rozmijały się z rzeczywistością. Czekam, co przyniesie przyszłość.
 
Życie aktora często nie jest usłane różami. Jak sobie radziłeś, gdy nie otrzymywałeś propozycji zawodowych?

- Ukończyłem parę kursów i studia podyplomowe na kierunku logopedia. Prowadziłem szkolenia z autoprezentacji, emisji głosu i wystąpień publicznych. Wielu aktorów zajmuje się tak zwanymi szkoleniami miękkimi, zwłaszcza z zakresu komunikacji. Mam też znajomych, którzy są masażystami, albo pracują za barem. Sam kiedyś robiłem pizzę, a gdy byłem studentem stepowałem na ulicy Długiej w Gdańsku. Robiliśmy z kolegą show dla turystów (śmiech).

Rozmawiał: Kuba Zajkowski

www.nasygnale.tvp.pl/
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy