"Na sygnale": Martyna to profesjonalistka!
- Moja bohaterka to mieszanka wrażliwości i ogromnej siły. To bardzo ważne cechy dla ratownika medycznego - mówi aktorka Monika Mazur, która z serialowymi kolegami z ekipy "Na sygnale" odebrała niedawno Telekamerę.
Martyna to jedyna dziewczyna w zespole. Dobrze czuje się w męskim towarzystwie?
- Doskonale! Zresztą, która kobieta by się tak nie czuła, zwłaszcza w gronie tak fajnych facetów (śmiech)! Martyna w pracy jest profesjonalistką i babskie sztuczki zostawia sobie na czas wolny. Dla mnie prywatnie ratownicy medyczni to wspaniali ludzie o mocnych nerwach, ogromnej odporności psychicznej oraz fizycznej, których z całego serca podziwiam.
"Na sygnale" to dla ciebie wiarygodny serial?
- Ogromnym atutem tej produkcji jest szybka akcja, ciekawe przypadki medyczne, a z drugiej strony funkcja edukacyjna, którą ten serial pełni. Dużo fanów pisze, że dzięki serialowi wie już, jak udzielić pierwszej pomocy, w jaki sposób zachować się w różnych sytuacjach. Czuję satysfakcję, że robimy coś, co widzom się podoba, co również nam sprawia przyjemność i w dodatku może komuś pomóc.
Zdarza się, że biorą cię za ratownika medycznego?
- Dostaję sporo maili z prośbą o konsultacje wyników badań, pomoc przy prezentacjach w szkołach z udzielania pierwszej pomocy, czy wytłumaczenie skomplikowanych pojęć medycznych. Z uśmiechem na ustach odpisuję, że jestem aktorką, nie ratownikiem, ale niektórzy nie chcą w to uwierzyć.
Pewne umiejętności z zakresu medycyny jednak przyswoiłaś?
- Niekoniecznie (śmiech). Najtrudniejsze podczas pracy jest opanowanie czynności medycznych. Gdyby nie konsultanci na planie, pewnie nie poradzilibyśmy sobie. Przed każdą sceną cierpliwie nam wszystko tłumaczą i pokazują. Czasem nawet po kilka razy. Bywamy niekiedy oporni w przyswajaniu wiedzy, choć bardzo się staramy.
Mimo młodego wieku masz na koncie kilka serialowych ról. Czy któraś z nich szczególnie zapadła ci w pamięć?
- Z największym sentymentem wspominam swoją pierwszą rolę. Miałam wówczas trzynaście lat, kiedy pojawiłam się w serialu "Biuro kryminalne". Rola była dość wymagająca - grałam dziewczynę po traumatycznym przeżyciu, znalezioną w lesie... Trudne zadanie, ale kiedy wróciłam do domu stwierdziłam: "Mamo, tato, to jest to, co ja będę robić w życiu, nic innego". Podtrzymuję tę decyzję i jestem szczęśliwa.
Spodziewałaś się, że "Na sygnale"otrzyma Telekamerę?
- To radość, że zaledwie po dziesięciu miesiącach na antenie zostaliśmy tak docenieni. Pamiętam, jak oglądałam Telekamery kilkanaście lat temu i płakałam przed telewizorem, gdy nagrodę odbierała Małgorzata Foremniak, a rok później Małgorzata Kożuchowska. Pomyślałam: "Jak będę starsza, to kupię sobie bilet na tę galę. Muszę zobaczyć, jak to wygląda na żywo". Minęło jedenaście lat i razem z ekipą serialu odbierałam statuetkę na scenie, w kulisach minęłam się z Małgorzatą Kożuchowską, a przed telewizorem tym razem wzruszali się moi rodzice. Wniosek? Marzenia się spełniają!
Rozmawiał ARTUR KRASICKI