Na sygnale
Ocena
serialu
8,1
Bardzo dobry
Ocen: 6558
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na sygnale": Lea Oleksiak kocha życie!

Lea Oleksiak jest osobą żądną wrażeń, ciągle szuka nowych doznań. Heblowała łódki, była prezenterką, zajmowała się badaniami rynku. Wyjechała na rok do Indii, gdzie zagrała w kilku bollywoodzkich hitach kinowych. W nowych odcinkach "Na sygnale" jej bohaterka Anna...


Jak trafiłaś do Bollywood?

- To była kręta droga. Przed laty ukończyłam studium kulturalne w Ciechanowie, po którym zostałam instruktorem teatralnym, ale potem brałam, co przynosiło życie. Zwiało mnie na inny tor, zaczęłam podróżować, mieszkałam w Anglii, Holandii, chwilowo w Niemczech, aktorstwo zostało z boku. Cały czas czułam, że mi go brakuje, więc chwilę po trzydziestce poszłam do agencji aktorskiej. Po tygodniu byłam na planie. Dostałam kilka epizodów i pomyślałam, że coś może z tego być, że się nadaję. Realia okazały się trudne, nie udało mi się przebić, także dlatego, że cały czas pracowałam w innym zawodzie. Jednocześnie czułam potrzebę wyjazdu. Wiedziałam, że jeśli nie zrobię czegoś szalonego, później może być mi za wygodnie i nie odważę się na taki krok. Gdy nadarzyła się okazja, by polecieć do Indii, gdzie bliska mi osoba dostała pracę, nie zastanawiałam się. Pomyślałam, że jeśli zdobędę doświadczenie w Bollywood, może później będzie mi łatwiej w Polsce. Nie wyruszyłam z pustymi rękoma - od znajomych, którzy tam byli, dostałam namiary do kilku agentów.

Ile czasu spędziłaś w Indiach?

- Mieszkałam tam ponad rok i pewnie zostałabym dłużej, gdyby nie trudne początki. W Indiach bardzo łatwo trafić na plan. Jeśli ma się czas i ochotę, wystarczy chodzić do miejsc, gdzie uczęszczają biali turyści, bo regularnie bywają tam ludzie, którzy szukają statystów. Można w ten sposób przeżyć przygodę i zostać elementem tła w filmie czy serialu. Nie da się utrzymać z tego zajęcia, żeby postawić kolejny krok i zacząć grać epizody, trzeba współpracować z wieloma agentami. Potrzebne jest też dużo cierpliwości i determinacji.

Reklama

Dlaczego?

Mentalność Hindusów jest zupełnie inna niż nasza, miałam duży problem, żeby się przystosować. Umawianie się tam na konkretne godziny nie ma racji bytu. Czasami ustalałam, że mam być gotowa o piątej rano, żeby jechać na casting czy plan, a kierowca przyjeżdżał o dziewiątej i z uśmiechem mówił - no problem. Nikt się nie denerwuje, wszyscy żyją z minuty na minutę, nie ma planowania. Z jednej strony to bardzo ciekawe, bo może się dużo wydarzyć, codziennie czeka nowa przygoda, ale jeśli na czymś ci zależy, taki chaos zaczyna doskwierać. Gdy miałam umówione trzy castingi w ciągu dnia, a ktoś kto miał mnie zabrać na pierwszy spóźniał się trzy godziny, traciłam szansę na inne role. Zdarzało się, że o pierwszej w nocy dzwonił do mnie agent i mówił, że planu o szóstej rano jednak nie będzie i nie ma pojęcia, kiedy ruszą zdjęcia. Równie nieoczekiwanie telefonował dwa tygodnie później, też o pierwszej w nocy, i mówił że jutro gram skoro świt. Pierwsze osiem miesięcy w Indiach wykończyło mnie psychicznie. Gdy się przebiłam i zaczęłam dostawać ciekawe role, byłam zmęczona codziennością i obcowaniem z tak odmienną kulturą. Moja frustracja narastała.


Jak wygląda praca na planie w Bollywood? Czy panuje tam jakaś dyscyplina?

- Praca trwa od bladego świtu do wieczora, tak jak w Polsce, ale nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Organizacja wygląda inaczej niż u nas. Na przykład na planie dużej produkcji, gdzie miałam być statystką, reżyser, który kojarzył mnie z serialu, powiedział że jednak zagram epizod. Czasami tuż przed ujęciem okazywało się, że mam mówić po hindusku, podczas gdy casting był po angielsku. Ujęcie wyglądało tak, że ktoś stał z boku, mówił moje kwestie, a ja je fonetycznie powtarzałam. Mam nadzieję, że nigdy tego nie zobaczę (śmiech).

W jakich filmach grałaś?

- Poza serialami zagrałam epizody w kilku hitach kinowych, na przykład w "Mary Kom" o hinduskiej mistrzyni boksu. Wcielałam się w bokserkę. Przed wejściem na plan trenowałam przez miesiąc, żeby zapoznać się z tą dyscyplina sportu. Kilka tygodni temu dowiedziałam się, że niebawem odbędą się premiery dwóch filmów z moim udziałem. Historycznego, w którym grałam Brytyjkę, i komedii romantycznej z Parineeti Choprą.

Kiedy wróciłaś do Polski?

- Rok temu. Gdy przyleciałam, zastanawiałam się nad różnymi rozwiązaniami. Rozważałam wyjazd do Anglii i powrót do Indii, od których zdążyłam odpocząć, ale los chciał inaczej. Poszłam na pierwszy casting i dostałam rolę w "Na sygnale".

Co wydarzy się w życiu twojej bohaterki w odcinkach serialu, które zostaną wyemitowane jesienią?

- Anna będzie się zmieniać na oczach widzów. Na początku sprawiała wrażenie zimnej i nerwowej, ale powoli zacznie pokazywać inne oblicze. Okaże się, że to wrażliwa kobieta z poczuciem humoru, która w relacjach z ludźmi cały czas skrywa się za parawanem. Widzowie kawałek po kawałku będą odkrywać jej bogatą przeszłość i tajemnice.

- Mocno przypadnie jej do gustu Wiktor (Wojciech Kuliński - przyp. aut.). Nagrywaliśmy już sceny, w których nasi bohaterowie wybierali się na pierwszą randkę. Na pewno się do siebie zbliżą, zobaczymy co z tego wyniknie.

Jak udało jej się zmiękczyć serce takiego twardziela?

- Delikatne kobiety nie działają na Banacha, Anna musiała sięgnąć po inne metody (śmiech). Będzie przed nim odgrywała zimną, pewną siebie kobietę. To go zaintryguje.

Jak z twoją wiedzą medyczną? Poszerzyła się dzięki pracy na planie serialu?

- Każdego dnia zdjęciowego poznaję kolejne przypadki medyczne i dowiaduję się czegoś o pracy ratowników medycznych. Zawsze wzbudzali we mnie respekt, ale odkąd gram w "Na sygnale" doceniam ich jeszcze bardziej. Poświęcają się dla dobra innych, są niesamowici! Podziwiam ich, dla mnie takie zajęcie byłoby zbyt stresujące. Nie potrafiłabym opanować nerwów w sytuacjach, gdy trzeba podejmować decyzje wpływające na czyjeś życie. W tej pracy chwila nieuwagi może kosztować wiele. Ta rola to dla mnie niesamowite doświadczenie. Dzięki niej realizuję dwa marzenia naraz - moich rodziców, którzy chcieli, żebym została lekarzem i swoje, bo gram (śmiech).

Zamierzasz iść za ciosem? Chodzisz na castingi, szukasz kolejnych możliwości aktorskich?

- Oczywiście, chcę grać, rozwijać się aktorsko. Marzy mi się kurs w Actors Studio czy kilkumiesięczne przygotowanie do roli w teatrze, intensywna praca nad sobą. Nie zrezygnuję przy tym z nabywania nowych umiejętności. Nigdy nie wiadomo, co mi się przyda w życiu - może kiedyś wykorzystam umiejętność heblowania i malowania łódek? Zbuduję własną łajbę i będę pływała z ludźmi po Karaibach (śmiech).

Cały czas szukasz...

- Oj tak... Urodziłam się w Rakowcu, małej wiosce położonej niedaleko Kwidzyna. Kilka domków, kury, świnie, gospodarstwo domowe. Mój tata jest nauczycielem, mama, z wykształcenia technik chemik, też pracowała w szkolnictwie. Gdy miałam siedem lat, przenieśliśmy się do małego miasteczka, ale od dziewiętnastego roku życia non stop gdzieś jeżdżę i szukam. Wiele lat zajmowałam się badaniami rynku, byłam kierownikiem produkcji, prezenterką, przeprowadzałam wywiady podczas dużych imprez i festiwali. Ze względu na zdjęcia w "Na sygnale" musiałam zrezygnować ze stałej pracy jako montażystka, teraz raz na jakiś czas realizuję zlecenia. Kocham życie, nie chcę się zamykać - jest tyle do spróbowania, zobaczenia!

Rozmawiał: Kuba Zajkowski



www.nasygnale.tvp.pl/
Dowiedz się więcej na temat: Na sygnale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy