Na dobre i na złe
Ocena
serialu
9,6
Super
Ocen: 86442
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Trochę intrygant, trochę kombinator

​Marcin Sianko pochodzi z Białegostoku, mieszka w Krakowie, a pracuje w Warszawie i we Wrocławiu. Marzy jednak, aby kiedyś na stałe osiąść w miejscowości Suraż nad Narwią. Zawodowo związany jest z serialem "Na dobre i na złe.

Od blisko dwóch lat wciela się pan w postać radiologa, Pawła Gracza. Są jakieś reakcje widzów?

- O dziwo tak, choć rola to niewielka, drugoplanowa. A jednak nieraz słyszę, gdzieś na ulicy, czy w tramwaju: - Patrz, to ten lekarz z "Na dobre i na złe!". Serial nasz ma swoją stałą, wierną widownię, która mocno utożsamia personel szpitala w Leśnej Górze z grającymi go aktorami. Zaletą mojego bohatera jest niepewność co do tego, kim tak naprawdę jest Paweł Gracz. Wiadomo, że z pasją uprawia swój zawód, że cieszy się opinią świetnego fachowca, ale z drugiej strony to kontrowersyjna postać - trochę intrygant, trochę kombinator... Jego plotkarskie zapędy sprawiają, że często z radiologa przeistacza się w... radiowęzeł szpitalny (śmiech)!

Reklama

Dojeżdża pan na plan aż z Krakowa. Męczące?

- To moja praca, więc nie marudzę. Poza tym takich kilka godzin spędzonych w pociągu można owocnie wykorzystać - na czytanie, uczenie się roli, czy po prostu... sen. Wszystko, jak wiemy, ma swoje plusy i minusy.

Wiem, że rozpoczyna pan nowy, tym razem daleki od medycyny, projekt serialowy...

- Owszem, dotyczy to "Galerii". Zagram Borysa Iwanowa, Ukraińca, który przyjedzie z wizytą do Olgi (Karolina Piechota) i zdaje się, że zagości w Polsce na dłużej. Ucieszyła mnie ta propozycja, zwłaszcza że stanowi nietypowe wyzwanie, głównie przez wzgląd na wiarygodność akcentu, z jakim muszę to grać. Może przydało się tu, że pochodzę z Białegostoku... (śmiech)?

Z chęcią odwiedza pan swoje rodzinne strony?

- Jeżdżę tam często, bo to nie tylko "zaczarowana kraina mojego dzieciństwa", ale też wyjątkowo urokliwe miejsce. Uwielbiam zwłaszcza Suraż nad Narwią, miejscowość, w której mieszkali moi dziadkowie, a która słynie z tego, że zatrzymała się w niej niegdyś królowa Bona. Dziś jest tam góra, nazwana jej imieniem, wyglądająca jak wulkan, bo zamiast wierzchołka ma zagłębienie na szczycie, gdzie - jak głosi legenda - stał zamek, który się zapadł pod ziemię, wraz ze skarbem. A wokół rozciąga się Narwiański Park Narodowy, teren nieskażony cywilizacją, gdzie czuje się prawdziwą rozkosz obcowania z naturą. I ludzie tam są niespotykanie przyjaźni, otwarci. Wielu moich rówieśników wyjechało stamtąd przed paru laty "za chlebem", a teraz coraz częściej słyszę, że wracają, bo to jest ich miejsce. Ja też tak uważam, dlatego zamierzam kiedyś osiąść na stałe w tym nadnarwiańskim raju. Takie jest moje marzenie.

Rozmawiała Jolanta Majewska

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Marcin Sianko | Galeria
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy