Przegra walkę z rakiem!
Gdy elegancka i promienna Paulina Chruściel pojawiła się w serialu „Na dobre i na złe”, od razu zyskała rzesze sympatyków. Gra atrakcyjną, niezależną i trochę tajemniczą Ludmiłę, której nie oszczędziła nieuleczalna choroba.
Pani bohaterka przegra walkę z rakiem. Czy taki był wymóg scenariuszowy?
- To, że umrze, wiedzieliśmy od początku. Była to z założenia rola gościnna i z tą świadomością stanęłam przed kamerą. Miała trwać zaledwie kilka odcinków. Przedłużyło się wszystko o ponad rok. Bardzo się z tego powodu cieszę. Ale już wystarczy. Trudno przypadek Ludmiły przeciągać w nieskończoność, byłby to tzw. cud w serialu, a sukces "Na dobre i na złe" polega właśnie na rzetelności w opisywaniu przypadków chorób. A i dla mnie serwowanie widzom bajki byłoby niełatwe do "ugrania".
A jednak miało to coś z bajki. Był Przemek, szlachetny książę i Falkowicz, czarny charakter, który długo okłamywał Ludmiłę.
- Bardzo polubiliśmy się z Marcinem Rogacewiczem. Śmialiśmy się, że lepiej wychodzi nam przyjaźń na planie, niż romans przed kamerą. A z Michałem Żebrowskim, który fantastycznie kreuje lekarza hochsztaplera, to był pełen profesjonalizm. Zawsze wiedzący, czego chce. Cieszę się, że mogłam z nimi pracować.
Pani dalsze plany zawodowe?
- Przez ostatnie dwa lata pracowałam 25 godzin na dobę. Chodziłam z jednego planu na drugi, a wieczorem grałam przedstawienie. Kilka ważnych spraw musiałam odłożyć na bok i może teraz nadszedł czas, by je nadrobić. Kończę podyplomowo marketing kultury na UW i mam dwa nie zaliczone egzaminy. A jeśli chodzi o nowe filmy i seriale, to czasem żartuję, że jestem aktorką od zadań specjalnych, bo często obsadzają mnie w rolach kobiet z jakimś problemem lub tajemnicą. Lubię takie wyzwania i umiem czekać na ciekawe propozycje. Co nie znaczy, że nie zagrałabym jakiejś komediowej roli.
Zna pani dobrze angielski, francuski i czeski. Jaki następny?
- Fajnie byłoby nauczyć się japońskiego. To taka moja pasja, na którą zabrakło mi czasu na studiach aktorskich i teraz ją nadrabiam. Znajomość języków otwiera wiele możliwości i ułatwia życie. Pewnie gdybym nie była aktorką, byłabym tłumaczem. Może jeszcze będę?
Jest pani też podróżniczką amatorką, rozmiłowaną w Afryce.
- W Afryce zakochałam się kilka lat temu i bardzo za nią tęsknię, kiedy jestem w Polsce.
Rozmawiała Jolanta Majewska