Na dobre i na złe
Ocena
serialu
9,6
Super
Ocen: 86442
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na dobre i na złe": Zuza znajdzie miłość!

– Zawodowo przede wszystkim jestem aktorką. Niezawodową – żartuje Julia Kamińska. Nam opowiada o tym, jakie budzi emocje wśród niektórych kolegów po fachu, dlaczego często pomaga innym i czemu sprawiła przykrość swojej babci.

Często włączasz się w różnego rodzaju akcje charytatywne. Skąd w tobie taka potrzeba?

- Nie wiem. Chyba wynika to ze sposobu, w jaki zostałam wychowana. Moja mama zawsze powtarzała, że pomaganie jest przyjemne. Zarówno dla osoby, która potrzebuje wsparcia, jak i dla tego, kto tego wsparcia udziela. Nauczyła mnie zwracania uwagi na potrzeby innych, zwłaszcza tych słabszych. Dodatkowo mam młodszego brata, którym lubiłam się opiekować. I ta potrzeba roztaczania opieki została mi do dzisiaj. Podsumowując: gdy robię coś dobrego - dobrze się czuję.

Reklama

Z domu rodzinnego wyniosłaś też światopogląd.

- Wyrosłam w poczuciu, że kobiety mają te same prawa i obowiązki, co mężczyźni. W przekonaniu, że nie jesteśmy słabsze ani gorsze. Zarówno w rodzinie mojego taty, jak i mamy, zdarzało się, że prym w domu wiodła kobieta, co wiele lat temu wcale nie było oczywiste ani proste.

Zuza z "Na dobre i na złe" jest do ciebie podobna - też czuje potrzebę pomagania i nie zgadza się na patriarchalną wizję społeczeństwa.

- Staram się jej dużo dać z siebie. Jest zbuntowana i często postępuje wbrew ogólnie przyjętym regułom, ale zazwyczaj robi to, by osiągnąć wyższy cel. Bardzo się ucieszyłam, gdy dostałam propozycję jej zagrania. Była to dla mnie pierwsza okazja, by w produkcji telewizyjnej zagrać osobę, która ani nie jest miła, ani bardzo lubiana. Po emisji odcinków z udziałem Zuzy pierwszy raz spotkałam się z negatywnymi ocenami. Moja babcia bardzo to przeżywała: "Przecież tam są same dobre lekarki, tylko ty grasz jakąś taką... Dlaczego Zuza nie może też być taka jak one?" (śmiech). Teraz jest już trochę lepiej, a babcia jest zadowolona. Bo okazało się, że Krakowiak też jest dobra. Choć zbuntowana.

Co w nowym sezonie wydarzy się w życiu twojej bohaterki?

- Zachowa ten swój szalony charakter, ale też troszkę się uspokoi. Tretter (Piotr Garlicki - przyp. red.) jej nie zwolni, więc będzie dalej pracowała w Leśnej Górze i najważniejsze: znajdzie miłość. Ale nie mogę zdradzić, kto zostanie jej wybrankiem. Powiem tylko, że nie będzie to nowa postać, widzowie już go poznali.

We wrześniu zobaczymy też nowe odcinki "Singielki". Czy Natalia wreszcie wyjdzie za mąż?

- Tak. I to będzie bardzo huczny i... wybuchowy ślub. Jak to zwykle w serialu bywa, muszą zdarzać się konflikty, by coś się działo. Wesele będzie dalekie od tego, co sobie wymarzyła Natalia. Ona sama też się zmieni, wreszcie dojrzeje. Na początku serialu, choć według metryki była już dorosłą osobą, w praktyce zachowywała się jak dziecko. I to takie uległe dziecko o spolegliwym charakterze. Teraz trwa proces jej przemiany. Koniec będzie zaskakujący, ale o tym cicho sza...

Piotr Jasek, Twój partner, jest scenarzystą "Singielki", ty również. Jak wam się współpracuje?

- Dobrze, oczywiście. Piotr jest głównym scenarzystą i panuje nad całością. Ja od czasu do czasu rozpisuję dialogi.

Również dla Natalii?

- Jeśli mam możliwość wybrania wątku, najchętniej wybieram ten dotyczący Natalii. Każda postać ma swój język, a ja, chcąc nie chcąc, właśnie ją najlepiej znam. Aktorki i aktorzy pracują przy scenariuszach dość często, zwykle pod pseudonimami. Tak jest chyba łatwiej, nie trzeba potem mierzyć się z ewentualną krytyką. Mnie też przeszło to przez myśl, ale w końcu stwierdziłam, że nie będę się ukrywać.

Nie boisz się krytyki?

- Nie, staram się z niej wyciągać wnioski. Reaguję pełniejszym zaangażowaniem w pracę. Dokładnie tak samo jest z aktorstwem - od czasu do czasu ktoś zarzuca mi brak wykształcenia aktorskiego. To dość popularne przekonanie, że bez ukończenia szkoły nie powinno się pracować w tym zawodzie.

Powiedział ci to ktoś w twarz?

- Bezpośrednio nigdy, pośrednio kilka razy. Większość aktorek i aktorów, z którymi pracowałam, nie miało z tym żadnego problemu. Ale kiedyś zdarzyło się na przykład, że ktoś odmówił zagrania w sztuce teatralnej ze względu na obecność w obsadzie amatorki, czyli mnie. No cóż, trudno.


Rozmawiała Monika Ustrzycka

Kurier TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy