"Na dobre i na złe": Zaskakująca ciąża Beaty!
Maria Góralczyk z wykształcenia jest dziennikarką, ale pracuje w agencji nieruchomości i gra w „Na dobre i na złe”. Za sprawą pielęgniarki Beaty, w którą wciela się w serialu, Leśną Górą wstrząśnie skandal obyczajowy. Jej bohaterka zajdzie w ciążę, a gdy okaże się, kto jest ojcem dziecka, w szpitalu nastaną burzliwe czasy.
W odcinkach "Na dobre i na złe", które niedługo trafią do emisji, Leśną Górą wstrząśnie skandal obyczajowy. Jaką rolę odegra w nim twoja bohaterka?
- Kluczową (śmiech). W końcu zaowocują liczne kursy, które na przestrzeni lat ukończyła Beata. Systematycznie podnosiła kwalifikacje, dokształcała się, a teraz będzie mogła sprawdzić się na oddziale ginekologiczno-położniczym, gdzie zostanie przeniesiona. Pozna tam doktor Sylwię Mróz (Magdalena Turczeniewicz), która w najbliższym czasie odegra ważną rolę w jej życiu. To ona pierwsza zorientuje się, że Beata jest w ciąży. Będzie ją wspierała i podtrzymywała na duchu, zaoferuje dużo ciepła. Ale to nie wszystko, nasze bohaterki połączy coś jeszcze...
Co takiego?
- Proszę uzbroić się w cierpliwość, będzie ciekawie. Ten wątek jest dość zagadkowy, widzowie dowiedzą się znienacka, że moja bohaterka spodziewa się dziecka. Nagle zacznie źle się czuć w pracy, będzie miała mdłości, zawroty głowy, zemdleje. Dopiero z biegiem odcinków okaże się, kto jest ojcem. Gdy wszyscy dowiedzą się, o kogo chodzi, zrobi się zamieszanie.
- Ciążę Beaty będzie prowadził doktor Krzysztof Radwan. Kolejny raz okaże się, że jest znakomitym fachowcem, stanie na wysokości zadania. To bardzo miła współpraca; z Mateuszem Damięckim, który odgrywa tę rolę, znamy się od najmłodszych lat. Chodziliśmy razem do przedszkola, czasami między ujęciami wspominamy stare czasy (śmiech).
Grasz w "Na dobrze i na złe" od ośmiu lat, ale nie zawsze twoja bohaterka była na pierwszym planie. Jej wątek długo był wyciszony, nie odgrywała znaczącej roli w Leśnej Górze.
- Gdy zaczęłam grać Beatę, wątek pielęgniarek był mocno rozbudowany. W szpitalu ważną rolę pełniły postaci grane przez Edytę Jungowską czy Kasię Bujakiewicz. Dużo działo się u naszych bohaterek także w sferze prywatnej; Beata miała między innymi romans z lekarzem. Z czasem odsunęły się w cień, "Na dobre i na złe" zmieniło się, zostały wprowadzone nowe postaci. Teraz mój wątek został rozwinięty, z czego bardzo się cieszę.
Jak po tylu latach spędzonych na planie "Na dobre i na złe" odnajdujesz się w świecie medycyny? Dużo się nauczyłaś?
- Na pewno moja wiedza trochę się poszerzyła, chociaż dużo więcej o medycynie dowiadują się aktorzy, którzy grają lekarzy. Ich bohaterowie mają do czynienia z różnymi chorobami, metodami leczenia, diagnozują, przeprowadzają operacje. Żeby grać taką postać, potrzeba dużych zdolności aktorskich i skupienia.
- Niełatwo jednocześnie prowadzić dialogi naszpikowane specjalistycznym słownictwem z zakresu medycyny i wiarygodnie wykonywać czynności, które znajdują się w zakresie kompetencji lekarza. Ja jako pielęgniarka mam w małym placu robienie zastrzyków, zakładanie wenflonu, mierzenie temperatury, podawanie maseczki tlenowej i asystowanie podczas operacji.
Aktorstwo to tylko jedno z twoich zajęć, pracujesz także w agencji nieruchomości.
- To prawda, mam dwa ciekawe miejsca pracy. Jestem tak samo szczęśliwa, gdy jadę na plan i do biura. W obu tych miejscach panuje przemiła atmosfera, a ja robię to, co lubię. Granie sprawia mi dużą radość. Przed laty "Na dobre i na złe" było jedynym serialem, który oglądałam. Myślałam, że byłoby świetnie w nim grać; wspaniale się ułożyło, że dostałam rolę Beaty. Od razu zastrzegłam mojemu szefowi w agencji nieruchomości, że nie zrezygnuję z aktorstwa, co wiąże się z tym, że czasami dowiaduję się z dnia na dzień o zdjęciach, na które muszę jechać. Zgodził się, bo agent nieruchomości może sobie na to pozwolić. Moja praca nie polega na tym, że siedzę w biurze od rana do wieczora, po prostu muszę zrobić swoje.
Naprawdę tak bezboleśnie można łączyć te dwa światy?
- Muszę być dobrze zorganizowana, wtedy wszystko da się ze sobą pogodzić. Przyjeżdżam na plan przygotowana, przed kamerą daję z siebie wszystko, ale podczas przerw między nagrywaniem kolejnych scen zazwyczaj nie mam czasu na pogaduszki i picie kawy. Gdy znajdę wolną chwilę, odpisuję na maile, dzwonię - tylko ja, laptop i telefony. Jeśli jestem umówiona na podpisanie umowy wynajmu nieruchomości, nie mogę powiedzieć, że załatwimy to jutro, bo jestem na planie. Moich klientów niestety to nie interesuje.
Jak trafiłaś do branży nieruchomości?
- Mój wyuczony zawód to dziennikarstwo, ukończyłam ten kierunek studiów w Uniwersytecie Warszawskim, ale zawsze miałam mnóstwo pomysłów, co robić w życiu. Oprócz pracy przed kamerą chciałam mieć inne zajęcie. Żeby grać i dostawać kolejne role, trzeba zajmować się tym na cały etat i mieć dużo determinacji. Przez jakiś czas pracowałam w produkcji, a od trzech i pół roku działam na rynku nieruchomości. Trafiłam do tej branży przez przypadek, który często decyduje o tym, czym zajmujemy się w życiu. Nie żałuję, ta praca daje mi dużo satysfakcji.
Rozmawiał Kuba Zajkowski