"Na dobre i na złe": Wskoczyłam do jadącego pociągu - rozmowa z Magdaleną Schejbal
Przed laty elektryzowały ją losy bohaterów „Na dobre i na złe”, a teraz sama będzie przysparzać fanom serialu wielu emocji. Sara, w którą się wcieli, jest siostrą nieżyjącej Hany. Przyleci do Leśnej Góry, by przeprowadzić skomplikowaną operację dziecka w łonie matki. Jej postać odegra ważną rolę w życiu Krzysztofa Radwana i Piotra Gawryło.
Życie nie znosi próżni. Hana odeszła, w Leśnej Górze pojawi się jej siostra Sara, którą grasz.
- Moja postać jest związana z Haną (Kamilla Baar - przyp. aut.), ale od wielu lat ich losy nie przeplatały się ze sobą. Rzadko się widywały, prowadziły życie z dala od siebie. Sara przeniosła się z mężem z Izraela do Bostonu. W scenach, które dotychczas nagrałam, moja bohaterka niewiele mówiła o śmierci Hany. Ten temat nie jest na razie roztrząsany. Sara wie, że jej siostra zginęła, to wszystko. Wątki naszych bohaterek nie są ze sobą powiązane, ale wiem, że są zakusy, by to zrobić.
Szykuje się ślub Sary z Gawryło?
- Jest jeszcze historia z Radwanem, bohaterem Mateusza Damięckiego. Na razie poznałam scenariusze kilku odcinków, cały czas powstają nowe. Znajduję się w interesującym położeniu - nie wiem, co w dalszej perspektywie wydarzy się w życiu Sary. Gram ją tu i teraz i czekam na rozwój sytuacji.
Skoro twoja bohaterka nie przyjedzie do Polski ze względu na Hanę, to z jakiego powodu trafi do Leśnej Góry?
- Sara jest wysokiej klasy ginekologiem. Przyjedzie, by dokonać bardzo skomplikowanej operacji dziecka w łonie matki, którą potrafi przeprowadzić garstka specjalistów na świecie. Nie powiem, co się będzie działo, o czyje dziecko chodzi, natomiast ta historia zaważy na różnych decyzjach mojej bohaterki. W Stanach został jej mąż, zobowiązania, zobaczymy, czy przeniesie się do Polski na stałe. Możliwości jest dużo.
Czy zaaklimatyzowałaś się już na planie "Na dobre i na złe"
- Pierwszego dnia myślałam, że zemdleję z nerwów...
Stresowałaś się? Poważnie?
- Gdy wchodzi się w środowisko, w którym ludzie znają się i przyjaźnią od wielu lat, przypomina to trochę wskakiwanie do jadącego pociągu. Trzeba działać szybko i sprawnie. Taki stres mnie motywuje, daje adrenalinę. Już pierwszego dnia na planie musiałam sobie radzić podczas wybierania czepka lekarskiego. Okazuje się, że to nie takie oczywiste, bo większość jest podpisanych i zarezerwowanych! Wybuchło kilka awantur; Mateusz Damięcki nie chciał mi oddać swojego (śmiech). Koniec końców i tak mam najładniejszy - w małpki.
Dzisiaj pracujesz w serialowej Leśnej Górze, a kiedyś regularnie śledziłaś losy bohaterów serialu sprzed telewizora.
- Swego czasu byłam wielką fanką tego serialu, do tego stopnia, że kazałam rodzicom oglądać każdy odcinek! Rodzina była skazana na "Na dobre i na złe" podczas niedzielnych obiadów. Stół był ustawiony do telewizora, jedliśmy pieczonego kurczaka i przyglądaliśmy się krwawym operacjom (śmiech). Znałam losy wszystkich bohaterów. Bardzo lubiłam wątek siostry Bożenki (Edyta Jungowska - przyp. aut.) i Marka (Paweł Wilczak - przyp. aut.), który zaginął w dramatycznych okolicznościach. Ostatnio nie śledzę regularnie losów bohaterów "Na dobre i na złe", bo zmieniła się pora emisji, a ja prowadzę inne życie i brakuje mi czasu na oglądanie serialu. W związku z tym, gdy dostałam rolę Sary, musiałam zapoznać się z nowymi realiami Leśnej Góry. Podoba mi się na przykład wątek doktora Zapały (Marcin Rogacewicz - przyp. aut.).
Czy można cię zobaczyć w jakimś spektaklu teatralnym?
- Miałam dwa bardzo intensywne lata w warszawskim Teatrze Ateneum. Na nowy sezon szykują się dwie premiery, czekam na decyzje; zobaczymy, co przyniesie czas. Gram teraz w spektaklu Janusza Wiśniewskiego "Dziewice i mężatki", który bardzo cenię. Mam niesamowity kostium, charakteryzację, wszystko składa się w całość - czuję, że w pełni przeżywam akt sztuki. Ten spektakl jest dowodem, że w czasach, gdy na scenach króluje hiperrealizm, można robić sztuki jak przed laty. Aktorzy są przyzwyczajeni, że podczas budowania postaci bazują na własnych emocjach, improwizacji, a tutaj, podczas prób, które trwały cztery miesiące, spotkałam się z zupełnie innym rodzajem pracy. Byliśmy kierowani przez reżysera, w pewnym sensie staliśmy się marionetkami w jego rękach. Zaufałam Januszowi Wiśniewskiemu, nie obruszałam się, gdy coś nie do końca mi pasowało i jestem bardzo wdzięczna za tę naukę. To było niesamowite doświadczenie, nigdy czegoś takiego nie przeżyłam.
Dobrze mnie nastroiło spotkanie z tobą. Jesteś wulkanem pozytywnej energii!
- Bardzo dziękuję. Jest rano, nie wiesz, co się ze mną dzieje wieczorem (śmiech). Zawsze miałam dużo energii. Może dlatego, że ciągle jestem w ruchu? Gdybym siedziała w miejscu, mogłabym oszaleć. Dużo zapału i siłę dają mi dzieci i pies, z którym codziennie trzeba wyjść kilka razy na dwór. Jakiś czas temu przeniosłam się na trzy lata w góry, co też wpłynęło na mnie pozytywnie. Gdy wróciłam do Warszawy, spojrzałam na siebie z innej perspektywy. Poczułam, że panuję nad sytuacją, co w pędzie zawodowym jest niemożliwe. Już nie mam ciśnienia, zaczęłam żyć; mam większy luz i spokój wewnętrzny.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski