Na dobre i na złe
Ocena
serialu
9,6
Super
Ocen: 86442
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na dobre i na złe": Sylwia ukrywa chorobę

Po obiecującym początku kariery Magdalena Turczeniewicz, wyjechała do Francji, by skupić się na wychowywaniu synka. Tej jesieni przypomni się widzom dużą rolą w „Na dobre i na złe”. Jej bohaterka Sylwia Mróz, wybitny neurochirurg, zacznie wprowadzać swoje metody w Leśnej Górze, co nie spodoba się Wiktorii. Ważną rolę w życiu nowej doktor odegra Krzysztof Radwan.





Sylwia, którą pani gra w "Na dobre i na złe", szykuje rewolucję w Leśnej Górze?

- Moja bohaterka ma inne spojrzenie na medycynę niż większość personelu szpitala. Sukcesywnie zacznie wprowadzać swoje metody, na przykład praktykę tai chi jako element wspomagający medycynę konwencjonalną. Za zgodą dyrektora Trettera (Piotr Garlicki - przyp. aut.), bez wiedzy Wiktorii (Katarzyna Dąbrowska - przyp. aut.), przeprowadzi operację psychochirurgiczną, której w Leśnej Górze jeszcze nie wykonywano. Consalida poczuje się zagrożona, nie spodobają jej się nowe porządki. Między naszymi bohaterkami pojawi się napięcie, ale myślę, że nie dojdzie do poważnego konfliktu. Wierzę, że w pewnym momencie się dogadają. Mają odmienne podejście do medycyny, idą inna drogą, ale przyświeca im ten sam cel - dobro pacjenta.

W pracy Sylwii wiedzie się znakomicie, a w życiu prywatnym?

- Sylwia jest bardzo obiecującą, może nawet wybitnie uzdolnioną lekarką. Praca to motor jej życia, stawia ją ponad wszystko. Mimo takiego poświecenia, uważa swoje małżeństwo za udane. Sądzi, że łączy ją z mężem szczera, partnerska relacja, nie ma powodów do niepokoju, ale czasami człowiek, będąc zaangażowanym emocjonalnie, nie dostrzega wszystkiego. Ziarno niepokoju w życiu mojej bohaterki zasieje rozmowa z doktorem Radwanem (Mateusz Damięcki - przyp. aut.). Górnolotnie można powiedzieć, że ich spotkanie to przeznaczenie.

Reklama

Cieniem na życie pani bohaterki kładą się problemy zdrowotne.

- Znajduje się w trudnej sytuacji. Ukrywa przed współpracownikami chorobę, która może mieć negatywny wpływ na jej pracę. Ogromna ambicja i pasja wypierają z jej świadomości złe scenariusze. Jest przekonana, że nie będzie miała ataku podczas przeprowadzania operacji, ale - o czym niedługo przekonają się widzowie - niestety do niego dojdzie...

- Mam ciekawy materiał do grania. Cieszę się, że Sylwia jest neurochirurgiem, bo fascynuje mnie ta dziedzina medycyny. Za każdym razem przed wejściem na plan szukam informacji na temat przypadków medycznych, którymi będzie zajmować się moja bohaterka. Dowiaduję się, jaką mają specyfikę, uczę się nazewnictwa. Spędzam niemało czasu, żeby odnaleźć się w tej materii i wszystko zapamiętać. Neurochirurgia przestaje być mi obca (śmiech).

Mateusz Damięcki to pani stary znajomy. Poznaliście się dziesięć lat temu przy okazji pracy nad serialem "Egzamin z życia", w którym graliście parę.

- To dla mnie wyjątkowe spotkanie! Na planie "Egzaminu z życia" mieliśmy do zagrania wiele trudnych scen, naszych bohaterów łączyła głęboka relacja. Wtedy byłam jeszcze na studiach, dopiero zaczynałam przygodę z aktorstwem. Te okoliczności sprawiły, że dobrze się poznaliśmy i do dziś jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Lubimy się i szanujemy.

- Mateusz był obecny na drugim etapie castingu do postaci Sylwii, stanęłam z nim przed kamerą jako ostatnia kandydatka. Zastanawiałam się, jak będzie wyglądało nasze spotkanie, bo nie pracowaliśmy ze sobą dziesięć lat. Okazało się, że to, co stworzyliśmy kiedyś, zapadło w nas bardzo mocno. Od samego początku grało nam się świetnie. To ogromna przyjemność móc wrócić do pracy z nim. Mam nadzieję, że nasza relacja pomoże w zbudowaniu ciekawego wątku w "Na dobre i na złe".

Rzuciliście się sobie w ramiona przed castingiem?

- Tak to wyglądało (śmiech). Mimo że nie kontaktujemy się ze sobą zbyt często, bardzo ciepło o sobie myślimy. Łączy nas czysta zażyłość, co jest fantastyczne. Takie relacje to rzadkość.

Jesienią widzowie zobaczą panią także w serialu "Prokurator". Kogo pani w nim gra?

- Żonę policjanta, którego gra Wojtek Zieliński. Moja bohaterka żyje z mężem w separacji, mają dwójkę dzieci. To nieodpowiedzialny facet z mocno romansową naturą, kompletnie nie nadaje się na partnera. Za to w pracy jest świetny, poświęca się jej całkowicie. Co ciekawe, nasi bohaterowie, mimo że łączy ich toksyczna relacja, są od siebie uzależnieni. Nie potrafią ułożyć sobie bez siebie życia.

Można panią zobaczyć na scenie teatralnej?

- Od czasu, gdy wróciłam z Paryża, nie grałam w żadnym spektaklu. Bardzo tęsknię za teatrem, dlatego - nie chcąc tracić z nim kontaktu - uczestniczę w różnych warsztatach teatralnych. Ostatnio pracowałam ze świetnym reżyserem Robertem Castle. Zależy mi na takich spotkaniach. Mam wrażenie, że w tym zawodzie nauka nie kończy się nigdy. Każde spotkanie, rola, warsztat to nowe rozdanie własnych możliwości.


Szuka pani bodźców, inspiracji także poza aktorstwem?

- Uwielbiam podróże, spotkania z ciekawymi ludźmi, interesuję się zdrowym odżywianiem. Staram się czynnie spędzać czas - praktycznie codziennie, jeśli nie jestem na planie, uprawiam sport, ruszam się. Praktykuję flow yogę, chodzę na różnego rodzaju zajęcia fitnessowe, bardzo dużo pływam. Woda działa na mnie odprężająco, potrafię się w niej wyciszyć na tyle, żeby medytować, a czasami nawet myślę o roli.

Ma pani dystans do aktorstwa. Po udanym debiucie wyjechała pani na kilka lat z Polski. Niewielu aktorów zdobyłoby się na taki krok.

- Nie było żadnych dywagacji, nie zastanawiałam się nawet przez minutę. Niektórzy mówili, że to musiał być trudny krok, a dla mnie był oczywisty. Po prostu czułam, że mam tak zrobić. Przez dwa lata w Paryżu nie myślałam o pracy, mogłam w stu procentach skupić się na moim synku. Myślę, że przekłada się to teraz na naszą relację.


Rozmawiał Kuba Zajkowski


www.nadobre.tvp.pl/
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy