"Na dobre i na złe": Spokojnie nie będzie
– Konicę za sprawą Klaudii i Marty czekają trudne chwile. Będzie się działo – przyznaje aktor. Nam opowiada o swoim bracie bliźniaku, karierze modela i tytule najprzystojniejszego polskiego mężczyzny. Zdradza też, ile jest w stanie zrobić dla dobrej roli.
Aktorzy nazywani są ludźmi o wielu twarzach, ale pan ma drugą osobistą - brata bliźniaka. To rzadkość w tym zawodzie.
- Znam braci Zacharzewskich. Obaj są aktorami. Zresztą jeden z nich, Marcin, gra w "Na dobre i na złe" doktora Borysa.
Posiadanie bliźniaka to...?
- Olbrzymia zaleta. To takie codzienne, żywe zwierciadło. Choć nie widujemy się teraz zbyt często, bo brat mieszka na stałe za granicą, to mamy świetny kontakt.
To prawda, że bliźniaki są ze sobą... na dobre i na złe?
- Myślę, że dotyczy to każdego rodzeństwa, ale wyjątkowość bliźniactwa polega na tym, że od urodzenia do wejścia w dorosłość spędzają ze sobą każdą chwilę. Ja to lubiłem. Zawsze miałem się z kim bawić, w szkole pogadać. Jedyne, za czym nie przepadaliśmy, to noszenie tych samych ubrań.
A zdarzało się panom odpowiadać za siebie w szkole, czy zamieniać się na randkach dziewczynami?
- Nigdy. Robienie tego typu dowcipów wydawało się nam nie w porządku. Z drugiej strony, może nie byliśmy na tyle odważni.
Pogadaliśmy o dobrych i złych stronach życia bliźniaków. A teraz pomówmy o serialu "Na dobre i na złe". Gra w nim pan już blisko dziesięć lat. Nie ciąży to panu?
- Absolutnie. Serial jest lubiany przez widzów. No i nie ma co udawać, ale w tym zawodzie lepiej mieć nazwisko niż być aktorem anonimowym. Dlaczego więc mam nie być doktorem Konicą?
Co czeka pańskiego bohatera?
- Nie wiem, ile mogę zdradzić, ale chyba mogę powiedzieć, że poważne perypetie czekają mojego Rafała z Martą (Katarzyna Bujakiewicz) i Klaudią (Julia Wyszyńska). Jak to bywa w sytuacji jednego mężczyzny i dwóch kobiet. Nawet jakby się nie chciało, to będzie się działo.
Wcześniej wspomniał pan o odwadze. Chyba niewielu facetów - blisko 20 lat temu - zdecydowałoby się na taki krok, jakim był udział w wyborach Mistera Poland.
- Myślę, że nie wykracza to poza normy odwagi cywilnej, którą posiada każdy z nas.
Pan wygrał ten konkurs.
- Zaczęło się od modelingu. Pochodziłem po wybiegu i cieszyłem się, że studiując, jestem w stanie zarobić na utrzymanie. W mojej agencji organizowano eliminacje do konkursu. Kolega namówił mnie tylko dlatego, że mieliśmy wolne popołudnie. Wygrywałem kolejne etapy i tak zostałem Misterem 1997 roku.
Oszpeciłby się pan dla roli?
- Jak najbardziej. Bez wahania. W aktorstwie ciało jest tylko narzędziem pracy.
A gdzie, poza serialem, używa pan tego narzędzia?
- Przemierzam Polskę ze spektaklem "Pozory mylą". Gram w Teatrze 6.piętro z Krzysztofem Kowalewskim i Piotrem Fronczewskim w sztuce "Słoneczni chłopcy". Na premierę czeka film "Porady na zdrady". Regularnie grywam w krakowskim teatrze STU i staram się powierzone mi zadania wykonywać najlepiej, jak potrafię.
Rozm. MARCIN KALITA