Na dobre i na złe
Ocena
serialu
9,6
Super
Ocen: 86442
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na dobre i na złe": Poleje się krew

Popularność zyskał m.in. dzięki roli w serialu „M jak miłość”. Teraz zaprezentuje się fanom „Na dobre i na złe”. Jego bohater, dowódca oddziału specjalnego policji, będzie kierował akcją odbicia z rąk terrorystów szpitala w Leśnej Górze!

Podobno po wakacjach trafisz do szpitala w Leśnej Górze!

- Zagram gościnnie w trzech odcinkach "Na dobre i na złe. Mój bohater jest dowódcą oddziału specjalnego policji, który będzie kierował akcją odbicia z rąk terrorystów szpitala w Leśnej Górze. Interesująca rola, przeciwieństwo Andrzejka, mojego bohatera w "M jak miłość". Opanowany, twardy facet, który wydaje rozkazy i oczekuje ich natychmiastowego wykonania.

Dlaczego bandyci zaatakują Leśną Górę?

- To wątek powiązany z Janem (Krzysztof Kwiatkowski - przyp. aut.). W pewnym sensie jego perturbacje życiowe doprowadzą do tej tragedii. Grupa bandytów zabarykaduje się w szpitalu i weźmie zakładników, dojdzie do dramatycznych wydarzeń. Nie mogę wiele zdradzić, ale poleje się krew. Sądzę, że te odcinki będą bardzo interesujące; widzowie powinni być zadowoleni.
 
Czy któryś z lekarzy wykaże się szczególnym opanowaniem i odwagą w tej ekstremalnej sytuacji?

- Trzeźwy umysł zachowa Consalida (przyp. aut. - Katarzyna Dąbrowska). Potwierdzi się, że to bardzo opanowana kobieta z cechami przywódczymi. Będzie nawet próbowała rządzić, kierować moim bohaterem i innymi policjantami, ale to nie żarty. Sytuacja będzie bardzo napięta, opanować ją mogą tylko specjaliści. Miło wspominam zdjęcia do tego serialu. Świetnie pracowało mi się z Kasią Dąbrowską, która jest  sympatyczną osobą. Na planie spotkałem też między innymi Antka Królikowskiego. Przyjaźnimy się, ale tym razem nasi bohaterowie będą po przeciwnych stronach barykady.

Reklama


Często spotykacie się prywatnie?

- Na tyle, na ile pozwala nam czas; obaj jesteśmy zajętymi ludźmi. Zdarza się, że oglądamy razem mecze piłki nożnej. Antek traktuje mnie jak starszego brata. Zawsze mu mówię: Antonio, nie chcę być twoim ojcem, bo go masz, ale posłuchaj...(śmiech).

Radzi się ciebie?

- Nie ma nic przeciwko temu, żebym mu doradzał. Nie oszukam czasu, mam ponad czterdzieści lat na karku i spore doświadczenie życiowe. Mogę się wypowiedzieć na różne tematy, podpowiedzieć po przyjacielsku.

Niedługo sporo wydarzy się w życiu Andrzejka, którego grasz w "M jak miłość". Uchylisz rąbka tajemnicy i opowiesz, jak w najbliższych odcinkach potoczą się losy twojego bohatera?

- W odcinkach, które zostaną wyemitowane po przerwie wakacyjnej, mój wątek się rozwinie. Będę miał sporo scen z Marcinem Chodakowskim, czyli Mikołajem Roznerskim. Nasi bohaterowie wmieszają się w aferę kryminalną, co na pewno doda pikanterii serialowi. Andrzejek dostanie nawet w oko za rogiem, w efekcie czego wyląduje w szpitalu. Nagrywaliśmy już sceny, w których mój bohater się oświadczył, i wiesz co? Wzruszyłem się! Andrzejek, po tym jak poprosi Marzenkę o rękę, będzie jej się zwierzać. Gdy Olga Szomańska, która ją gra, patrzyła na mnie ze łzami w oczach podczas kręcenia tej sceny, ścisnęło mi serce. Czułem się, jakbym rozmawiał z moją prawdziwą partnerką. To będzie dobrze wyglądało w serialu, jestem o tym przekonany. 


Dostajesz rolę za rolą, jesteś coraz popularniejszy. Skąd bierze się fenomen Tomasza Oświecińskiego?

- Moje życie bardzo się zmieniło, nabrało szaleńczego tempa. Dostaję dużo różnych propozycji zawodowych. Oprócz rol w "M jak miłość" "Na dobre i na złe", pracuję jeszcze nad kilkoma projektami, będę między innymi prowadził program w Player.pl, ale na razie to tajemnica. Dlaczego dostaję tyle propozycji? Na pewno istotne jest moje podejście do pracy. Gdy ktoś mnie pyta, czy czuję się na siłach zagrać jakąś rolę, zawsze odpowiadam: oczywiście! Lubię wyzwania i nigdy się nie podaję. Staram się jak najlepiej wykonać powierzone mi zadanie, nie odpuszczam. Przygotowuję się starannie do każdej roli, nie lekceważę żadnego szczegółu.

Czy w tym szalonym tempie masz czas na treningi?

- Gdyby trenowanie nie było moją pasją i gdybym nie miał świadomości, że moje ciało to dla mnie narzędzie pracy, trochę bym odpuścił. Miałem dni, gdy wracałem do domu o pierwszej w nocy z planu zdjęciowego, piłem kawę, jadłem posiłek i szedłem na trening. Półtorej godziny na siłowni, do łóżka i pobudka o szóstej rano, bo znowu trzeba jechać na plan. To cud, że wtedy trenowałem; było ciężko. 


Rozmawiał Kuba Zajkowski

www.nadobre.tvp.pl/
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy