Na dobre i na złe
Ocena
serialu
9,6
Super
Ocen: 86442
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na dobre i na złe": Piekło domysłów i plotek

Ubiegły rok był dla Katarzyny Dąbrowskiej bardzo udany pod względem zawodowym, a nowy może być jeszcze lepszy! Niedługo czeka ją premiera w teatrze, wiele dzieje się w wątku Consalidy, którą gra w „Na dobre i na złe”, a w lutym ma szansę odebrać statuetkę dla najlepszej aktorki telewizyjnej w plebiscycie Telekamery 2018!

Jaki był dla ciebie 2017 rok pod względem zawodowym?

- Bardzo dobry. Cały czas jestem związana z Teatrem Współczesnym w Warszawie, dużo działo się w wątku mojej bohaterki w "Na dobre i na złe", a w czerwcu wyszła płyta "Warszawskie Tango Elektryczne" zespołu Warsaw Tango Group z moim udziałem. Nie mogłam pozwolić sobie na wzięcie udziału w dużej trasie koncertowej, ale zagraliśmy kilka fajnych koncertów z tym materiałem. Cieszę się, że moja ścieżka muzyczna wpisuje się w pozostałe zajętości zawodowe. Prowadzę coraz więcej rozmów; mam szalony plan, żeby zrobić coś swojego, zrealizować autorski projekt muzyczny, ale to wymagałoby zaangażowania i czasu. Aktorstwo musiałoby zejść na chwilę na drugi plan.

Reklama


Trudno mi wyobrazić sobie taki scenariusz. Od lat jesteś ściśle związana z Teatrem Współczesnym i "Na dobre i na złe".

- W czerwcu tego roku minie dziesięć lat od chwili, kiedy pierwszy raz stanęłam na planie "Na dobre i na złe". Wiele tam przeżyłam, ale cały czas się uczę, spotykam fantastycznych ludzi. Czuję się emocjonalnie związana z tym serialem i jego ekipą. To moje drugie miejsce pracy po teatrze, gdzie pracuję zaledwie o rok dłużej.
 
Scenarzyści "Na dobre i na złe" dbają, żebyś nie nudziła się na planie. W życiu twojej bohaterki cały czas dużo się dzieje.

- Serial się rozwija, jego poziom stale wzrasta. Producenci trzymają rękę na pulsie, zmieniają się reżyserzy, operatorzy, do obsady dołączają nowi aktorzy. Wszyscy ciężko pracują, żeby "Na dobre i na złe" nadal było atrakcyjne dla widzów, co - biorąc pod uwagę, ile lat ma ten serial - jest dużym wyzwaniem. Bardzo szanuję wysiłki scenarzystów, którzy utrudniają życie Wiktorii. Była ordynatorem, ale przestało to być dla niej satysfakcjonujące i szuka kolejnych wyzwań. Ponoć Internet donosi, że moja bohaterka jest w ciąży, ale widocznie ktoś nieuważnie ogląda serial... Consalida ma na pewno problem z Krajewskim (Grzegorz Daukszewicz - przyp. aut.). Pracują w jednym szpitalu, muszą się ze sobą kontaktować, a to nie jest dla niej proste. Tym bardziej, że Oliwia (Marta Bryła) jest cały czas blisko i zamierza zostać radiologiem w Leśnej Górze! Ponadto do Consalidy wprowadził się Radwan (Mateusz Damięcki), co otworzyło piekło domysłów i plotek. Wszyscy będą wietrzyć kolejny romans.


A jest coś na rzeczy?

- Na razie naszych bohaterów łączy wielka serdeczność. Nie wiem, co będzie dalej, o szczegóły trzeba pytać scenarzystów. Póki co mamy za sobą kilka bardzo ciekawych scen. Niedługo widzowie zobaczą w "Na dobre i na złe" wątek kryminalny. W Leśnej Górze pojawi się bohater cierpiący na zespół stresu pourazowego, który wywoła spore zamieszanie. Wiktoria wyjdzie z tego wszystkiego cało, choć wcale nie będzie to oczywiste, a potem - w przypływie emocji - rzuci się w ramiona Krajewskiemu. Do głosu dojdzie instynkt. Może tym razem zajdzie w ciążę? (śmiech).

Twoją pracę na planie "Na dobre i na złe" docenili organizatorzy plebiscytu Telekamery. Dostałaś nominację w kategorii "aktorka"!

- Odbieram tę nominację nie tylko przez pryzmat 2017 roku, myślę że zauważono całą moją dotychczasową pracę w "Na dobre i na złe". Ta nominacja sprawiła mi wielką radość. Zrobiło mi się miło, że ktoś docenił dziesięć lat mojej ciężkiej pracy w telewizji. Na planie nie leżymy przecież na płatkach róż; to są pobudki bladym świtem, niejednokrotnie spędzamy na planie kilkanaście godzin, czasem jest zimno, wieje, leje. Każdego dnia mamy do zrealizowania mnóstwo scen, ale zawsze, niezależnie od okoliczności, staramy się pracować na odpowiednim poziomie, bo jesteśmy to winni widzom.


Bez których zawód aktora nie miałby racji bytu.

- Żyjemy z widzami w symbiozie. Wielką przyjemność sprawiają mi listy, które dostaję od fanów "Na dobre i na złe". Staram się odpisywać, chociaż czasami zajmuje mi to pół roku, albo nawet i rok. Zazwyczaj są to prośby o autografy, ale i ciepłe słowa na temat mojej pracy. Ludzie piszą, jak chcieliby, żeby rozwijały się wątki, o swoich smutkach, bolączkach, radościach. Zwraca się do mnie mnóstwo dziewczyn i dziewczynek, które marzą o tym, żeby iść na medycynę, bo chcą zostać chirurgami jak Consalida. To miłe dowody, że to, co robię, jest dla nich ważne.

- Niesamowite są spotkania z widzami w teatrze. Gdy wychodzę na scenę, od razu czuję, jaką widownia ma energię. Czy jest zdystansowana, czy zaangażowana. Dzięki niej każdy spektakl jest inny, jesteśmy niesieni emocjami i odczuciami - widzów. Raz są okrzyki radości i perliste, euforyczne śmiechy, a następnego dnia jest cicho jak makiem zasiał. Jednak niezależnie od nastawienia widzów nigdy nie można odpuszczać, czy próbować się mizdrzyć - trzeba robić swoje. Tak, wychodzimy na scenę, żeby się podobać, ale przecież nie w sensie fizycznym. Aktor ma wzruszać, rozśmieszać, opowiedzieć historię, aby poruszyć, wywołać refleksję. Po to dajemy z siebie wszystko w teatrze.
Jeszcze bliższe są spotkania z publicznością podczas koncertów. Wychodzę na scenę jako ja, nikogo nie udaję, nie gram, jestem Kasią. Śpiewam piosenki, które są mi bliskie, które mnie poruszają i trafiają do mojego serca. Wykonywanie ich przed ludźmi, obserwowanie ich reakcji, to potężna dawka emocji, której nie da się porównać z niczym innym.


To jedna strona medalu. Jest też druga - popularność wiąże się z brakiem anonimowości.

- Pierwsza fala popularności była dla mnie trudna do zniesienia. Chciałam być zwykłą Kaśką, a ludzie zaczęli mieć wobec mnie oczekiwania; męczyło mnie, gdy przyglądali mi się na ulicy czy w sklepie. Kiedyś jakaś pani zwróciła mi uwagę, że jestem nieumalowana i że lepiej wglądam w serialu (śmiech). Gdy minął pierwszy etap zainteresowania moją osobą, nauczyłam się mieć do tego więcej dystansu. Jestem starsza, mądrzejsza o doświadczenia. Teraz odbieram zainteresowanie moją osobą ze spokojem, uśmiecham się, bo trzeba kochać i rozumieć swoją widownię.


Jak sobie radzisz z hejtem, który też jest wpisany w twój zawód?

- Jednym podoba się to, co robię, innym - nie. Nie dogodzę każdemu. Cieszy mnie, gdy słyszę merytoryczne głosy na temat moich ról, bo jest to jakiś punkt odniesienia, mogę coś przemyśleć. Krytyka dla krytyki i hejt nie wnoszą nic. Ich autorami są zazwyczaj sfrustrowani ludzie, którzy nie opierają swoich opinii na faktach. Jestem tylko człowiekiem, mój zawód wymaga wrażliwości, może nawet nadwrażliwości. Chłonę emocje jak gąbka, muszę dbać o komfort życia, więc staram się tym wszystkim nie przejmować. Muszę jednak dodać, że nie doświadczyłam dotąd zbyt wiele hejtu.


Co przyniesie ci nowy rok? Masz jakieś plany?

- Nauczyłam się nie myśleć o tym, co przyniesie przyszłość. Nie zajmuję się odległymi planami, bo to bywa bardzo złudne. Aktorzy prowadzą wiele rozmów o różnych projektach, które często - z przyczyn niezależnych od nas - nie są realizowane. Nie wszystkie propozycje też mnie interesują. Na przykład niedawno dostałam ofertę poprowadzenia programu telewizyjnego, ale jej nie przyjęłam. Po prostu nie widziałam się w takiej formule. Nie chcę robić niczego na pół gwizdka, a tak by się to skończyło. W tym roku będę nadal pracowała na planie "Na dobre i na złe" i w Teatrze Współczesnym, gdzie właśnie rozpoczęłam próby do nowego spektaklu "Zbrodnie serca" w reżyserii Jarosława Tumidajskiego. Nowy rok będzie nowym rozdaniem, liczę że przyniesie mi wiele dobrego i kilka fajnych, różnorodnych ról, bo różnorodność zadań daje największą satysfakcję. A to o nią chodzi w tym zawodzie.

www.nadobre.tvp.pl/
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy