Na dobre i na złe
Ocena
serialu
9,6
Super
Ocen: 86442
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na dobre i na złe": Mateusz Damięcki nie upaja się popularnością

Mateusz Damięcki, czyli ordynator Krzysztof Radwan z "Na dobre i na złe", obiecał sobie przed laty, że jeśli uda mu się zrobić karierę, nie dopuści nigdy do tego, żeby woda sodowa uderzyła mu do głowy. - Nie upajam się popularnością, bo jestem... normalny - mówi serialowy Osa z "Samej słodyczy".


Mateusz Damięcki miał zaledwie 12 lat, gdy zagrał swą pierwszą główną rolę - Jima w serialu dla młodzieży "WOW". Popularność, jaką wtedy zdobył, a jaką 2 lata później ugruntował kreacją w niezapomnianych "Matkach, żonach i kochankach", niejednemu nastolatkowi uderzyłaby do głowy...

- Obiecałem sobie wtedy, że zawsze pozostanę normalny. Woda sodowa to coś takiego, co dopada człowieka poza planem, coś, co sprawia, że nagle stajesz się idiotą - mówi.

Specyfikę zawodu, który świadomie wybrał, Mateusz Damięcki zna od najmłodszych lat. Wywodzi się przecież ze znanego aktorskiego rodu - aktorami byli jego dziadkowie (Irena Górska i Dobiesław Damięcki), na scenie i w filmach od lat występują jego ojciec (Maciej Damięcki) i wuj (Damian Damięcki), mnóstwo wspaniałych kreacji ma na swoim koncie jego stryjeczny brat (Grzegorz Damięcki), aktorstwo wybrała także jego siostra (Matylda Damięcka).

Reklama

- Zostałem aktorem, bo po prostu tego chciałem. Właściwie nigdy poważnie nie myślałem, że mógłbym w życiu robić coś innego. Nie zastanawiałem się nad tym, co "zadziałało": przeznaczenie czy geny... Jedno jest pewne - zawsze będę wdzięczny Jerzemu Łukaszewiczowi za to, że obsadził mnie w filmie i serialu "Wow". Od tego wszystko się zaczęło - mówi Mateusz.

Mateusz Damięcki doskonale wie, że aby dziś wypromować spektakl teatralny, film czy serial, czasami trzeba z siebie zrobić... małpę.

- Bez zaakceptowania pewnych realiów nie mógłbym być aktorem. Ale nigdy nie upajałem się popularnością. Wolałem nawet, żeby tego szumu wokół mojej osoby było o połowę mniej. Nie zaszkodziłoby to reklamie filmu, a ja na pewno czułbym się trochę lepiej. Bo przyznaję, że gdy przed laty widziałem moją podobiznę na pudełkach z popcornem, przychodziły chwile zwątpienia w sens i szlachetność tego, co robię - twierdzi.

Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy