Na dobre i na złe
Ocena
serialu
9,6
Super
Ocen: 86346
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na dobre i na złe": Królowa dubbingu - rozmowa z Moniką Pikułą

​Dotychczas skupiała się na pracy w teatrze i dubbingu. "Na dobre i na złe" to pierwszy serial, z którym postanowiła związać się na dłużej. Jej bohaterka Karola przysporzy widzom wielu emocji - zostanie przełożoną pielęgniarek w szpitalu w Leśnej Górze i będzie walczyła o życie ciężko chorego synka.


Wątek twojej bohaterki w "Na dobre i na złe" zacznie się się bardzo widowiskowo. To historia rodem z dobrego kryminału!

- W pierwszych dwóch odcinkach "Na dobre i na złe" z udziałem mojej bohaterki wydarzy się tyle, ile w filmie pełnometrażowym. Taki jest pomysł na tę postać. Widzowie poznają Karolę w dramatycznych okolicznościach. Wybiegnie ze swojej taksówki, porwie ze stołu w ogródku restauracji nóż i... Więcej nie zdradzę, zapraszam przed telewizory.

Może jednak odsłonisz rąbek tajemnicy?

Reklama

- Dojdzie do wielu dramatycznych zdarzeń. Problemy, zamiast się kończyć, będą się mnożyć. Na szczęście w życiu często jest tak, że gdy robi się coś dobrze, ktoś prędzej czy później to zauważa. W życiu mojej bohaterki nastąpi zwrot o 180 stopni i zacznie pracować jako przełożona pielęgniarek w Leśnej Górze.

Jaką osobą jest twoja bohaterka?

- Karola to twarda, zdecydowana kobieta. Radzi sobie z wieloma przeciwnościami losu, bo ma o kogo walczyć. Samodzielnie wychowuje chorego synka. Jej życie nie jest usłane różami, ale zapewniam, że w tym wątku nie zabraknie też komicznych zdarzeń.

A ty jak odnalazłaś się w nowej rzeczywistości - na planie serialu, który powstaje od wielu lat?

- Nigdy nie miałam dużej, stałej roli w telewizji. Grałam w różnych serialach, ale gościnnie. Na początku kariery najważniejszy był dla mnie teatr, gdzie mogłam doskonalić warsztat aktorski. Rola w serialu "Na dobre i na złe" to dla mnie nowe wyzwanie. O produkcji mogę mówić tylko pozytywnie - na planie panuje rewelacyjna atmosfera, czuję się tam wspaniale. Organizacja stoi na najwyższym poziomie, serial od wielu lat tworzy zgrany zespół, który się uzupełnia i znakomicie ze sobą współpracuje. Wszyscy aktorzy są doskonale przygotowani, znają tekst i wspólnie omawiają, jak zagrać kolejne sceny. Podoba mi się takie zaangażowanie.

Spotkałaś na planie jakichś znajomych?

- Znam Kasię Dąbrowską (Wiktoria Consalida - przyp. aut.) i Piotrka Garlickiego (Stefan Tretter - przyp. aut.), z którymi pracuję w warszawskim Teatrze Współczesnym. Przez chwilę występował z nami Grzegorz Daukszewicz (Adama Krajewskiego - przyp. aut.). Z kolei serialowy doktor Van Graaf, czyli Redbad Klijnstra, kilkanaście lat temu reżyserował spektakl, w którym grałam. Reszty ekipy aktorskiej nie znałam osobiście, ale dają się bardzo szybko poznać.

Dlaczego wcześniej nie grałaś dużej, stałej roli w serialu? Nie chciałaś, czy tak ułożyło się twoje życie zawodowe?

- Tak się po postu złożyło, to był naturalny proces. Mam dwóch wspaniałych synków, którym chciałam zapewnić normalne dzieciństwo. Praca w teatrze absorbowała mnie na tyle, że nie mogłam sobie pozwolić na inne role. Te, które mogłam przyjąć, przyjęłam. Karola z "Na dobre i na złe" wydawała mi się interesująca, więc z radością zgodziłam się ją grać.

Nie wspomniałaś o innym zajęciu, które cię bardzo absorbuje. Jesteś królową dubbingu!

- Ostatnio usłyszałam, że jestem żeńskim Jarkiem Boberkiem, o którym mówi się król dubbing. Rozbawiło mnie to i ucieszyło, ponieważ bardzo cenię jego dokonania. Lubię pracę w studiu dźwiękowym, daje mi dużo przyjemności. W szkołach aktorskich nikt nas tego fachu nie uczy, do tego świata trafia się z polecenia. Przed laty, dzięki uprzejmości koleżanki, poszłam na jedno nagranie. Potem było kolejne, mój głos się spodobał i dzisiaj ta praca to ważna część mojego życia zawodowego. Okazało się, że mam do tego dryg, że dobrze pracuję z mikrofonem. To nie jest zajęcie dla każdego, w dubbingu trzeba robić kilka rzeczy naraz - słuchać, czytać, patrzeć, mówić i grać. Super zabawa!

Dużo pracujesz także w teatrze. W jakich spektaklach można cię teraz oglądać?

- Od wielu lat jestem związana z Teatrem Współczesnym, gdzie obecnie występuję w kilku sztukach, między innymi "Bucharest calling", "Czasie barbarzyńców", "Lepiej już było..." i "Kamień". Czasami biorę udział w spektaklach innych teatrów, współpracowałam z Teatrem Narodowym, Teatrem Studio i Teatrem Polskiego Radia. Takie spotkania są ożywcze - spotykam się z innymi aktorami, reżyserami, dzięki czemu dostaję nowe impulsy do działania i rozwoju.

A gdzie szukasz takich impulsów w życiu prywatnym?

- W związku z tym, że mam dwójkę dzieci, muszę dobrze organizować życie. Wstaję rano, odprowadzam jednego syna do przedszkola, drugiego do szkoły i mogę skupić się na sobie. Mam dwie godziny dziennie na rozwijanie pasji, bo praca w studiu czy teatrze zazwyczaj zaczyna się o dziesiątej. Wbrew pozorom to bardzo dużo! Chodzę na jogę, która pozwala mi się wyciszyć, zachować równowagę i pokorę, oraz zajęcia pole dance (taniec na rurze - przyp. aut.), czyli połączenia tańca z gimnastyką i fitnessem. Te zajęcia to dla mnie odskocznia od codzienności i sposób na utrzymanie dobrej kondycji.
Przyjemność sprawia mi też robienie przetworów domowych, więc gdy tylko pozwala mi na to czas, chętnie szykuję zapasy na zimę. Nic mi tak nie smakuje, jak domowej roboty kiszone ogórki lub buraki.

Jesteś wegetarianką?

- Nie jestem, chociaż staram się, aby w mojej diecie dominowały warzywa. Jest jedna, jedyna rzecz, dla której nie mogłabym być wegetarianką - nie wyobrażam sobie życia bez kiełbasy pieczonej na ognisku. Smak jej spieczonej skórki jest wyjątkowy! Kojarzy mi się z dzieciństwem i wyjazdami na obozy harcerskie. W dalszym ciągu, gdy myślę o odpoczynku, widzę ognisko i jezioro.

Rozmawiał: Kuba Zajkowski

www.nadobre.tvp.pl/
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy