Na dobre i na złe
Ocena
serialu
9,6
Super
Ocen: 86442
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

“Na dobre i na złe": Klan Opaniów

Mógłby powstać o nich serial. O rodzinie, polskich dramatach, patriotyzmie, pokoleniowej ciągłości i odpowiedzialności. Serial "Rodzina Opaniów" byłby nie mniej poruszający niż "Dom". Dwie, a nawet trzy najważniejsze role męskie mają już zapewnioną obsadę.



Na zarzut dziennikarki, że grany przez niego w "Na dobre i na złe" doktor Latoszek jest zbyt szorstki, Bartosz Opania odpowiada, że nie wszyscy mogą być aniołami. Nie dodaje, że granie aniołów go nie pociąga, ale to chyba oczywiste. Mimo że Latoszek jest szorstki i nie przymila się do widzów z ekranu, należy do najbardziej lubianych postaci ze szpitala w Leśnej Górze. Dobra wiadomość dla fanów serialu: w kolejnych odcinkach "Na dobre i na złe" będzie więcej doktora Latoszka niż w poprzednim sezonie. Dobra wiadomość również dla wielbicieli Mariana Opani i profesora Zyberta: niedawno ponownie pojawił się w Leśnej Górze! Aż się prosi o jakiś konflikt między szorstkim Latoszkiem a sympatycznym Zybertem.

Reklama

Bulterier

Z egzaminów do Państwowej Warszawskiej Szkoły Teatralnej Marian Opania zapamiętał siebie jako chłopca w jadowicie niebieskim garniturku z krawatem na gumce. W tym samym roku o indeks do szkoły aktorskiej ubiegali się Jan Englert, Andrzej Zaorski i Damian Damięcki, przystojniacy z nazwiskami, które coś znaczyły w Warszawie oraz w świecie teatru i filmu. Marian Opania przyjechał na egzamin z 14-tysięcznych wówczas Puław. Jednak koledzy szybko przekonali się, że nie mają do czynienia ze współczesną wersją Janka Muzykanta. - Początkowo koledzy pytali mnie, gdzie hoduję krowy. Odpowiadałem im: "W pałacu książąt Czartoryskich w Puławach" - wspomina aktor. - Mieli mnie po prostu za buraka. Ale gdy zobaczyli, jak mówię wiersze, robię scenki, zmienili taktykę. Andrzej Zaorski zapytał mnie, czy pójdę z nimi na lody. Poza tym natychmiast dostałem stypendium naukowe.

Puławy były i są ważnym miejscem dla Mariana Opani, nie tylko dlatego, że to miejsce jego dzieciństwa i dorastania. Według źródeł historycznych pod koniec XVIII wieku na dwór Czartoryskich przybył ogrodnik, który nazywał się Opagna, jak wioska koło Perugii we Włoszech. Aktor twierdzi, że geny włoskiego ogrodnika dają o sobie znać, bo uwielbia pracę w ogrodzie. Włosko-puławskie korzenie aktora nie kolidują z faktem, że ma też mocne papiery na bycie warszawiakiem. Jego ojciec, porucznik w AK, kawaler orderu Virtuti Militari, zginął w ostatnim dniu Powstania Warszawskiego.

W szkole zasłynął nie tylko z talentów aktorskich. Okazało się, że w niedużym chłopcu drzemie... bestia, której nie warto budzić. - Z natury jestem spokojny - twierdzi aktor - ale jak mnie ktoś zdenerwuje, lepiej nie mówić... Kiedy zaczepiano moich kolegów w szkole teatralnej, występowałem na plac boju i rozwalałem po kilku. Czasem łamałem szczęki.

Tej wybuchowej naturze i waleczności zawdzięcza przydomek Bulterier. Nie ukrywa, że miał tych przydomków więcej. Mama mówiła na niego Maryś, czego serdecznie nie cierpiał. Koledzy z Puław nazywali go Miśkiem, jak do dziś mówi o nim jego przyjaciel Wiktor Zborowski. Babcia tytułowała go Padalcem, a z tytułu wędkarskiego hobby nazywany jest Gliździarzem. Na tym lista się nie kończy, bo jest jeszcze przydomek Dzięcioł, bo od lat z powodzeniem oddaje się drugiemu artystycznemu zajęciu - rzeźbieniu w drewnie. Jest nawet członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków.

Ma w swoim dorobku dziesiątki ról teatralnych i filmowych. Znakomicie odnalazł się również na estradzie i w kabarecie. Pierwszą znaczącą rolę zagrał już w 1964 roku, tuż po szkole, w "Beacie" Anny Sokołowskiej, u boku Poli Raksy. Za bardzo ważne uważa spotkanie z Kazimierzem Kutzem na planie filmu "Skok" (1967). W 1970 roku przyznano mu cenną dla młodych aktorów nagrodę im. Zbigniewa Cybulskiego. Bardzo znacząca w karierze aktora była główna rola w filmie "Palec Boży" (1972) Antoniego Krauzego. Dziś ten film uznawany jest w niektórych kręgach za kultowy. W 1981 roku Andrzej Wajda zaproponował mu epizodyczną rolę w "Człowieku z żelaza". W czasie pracy nad filmem aktor stworzył wybitną kreację, a grany przez niego redaktor Winkel stał się postacią pierwszoplanową.

Marian Opania nadal pojawia się na dużym ekranie, ale chyba od czasu "Piłkarskiego pokera" (1988) nie dostał propozycji wartej jego talentu. Za to znakomicie odnalazł się w popularnych serialach - w "Prawie Agaty", gdzie gra ojca tytułowej bohaterki oraz "Na dobre i na złe".

Bartosz, syn Mariana

Bartosz Opania przeżywał typowe fascynacje pokolenia lat 80. Jako dwunastolatek planował w stanie wojennym ekspedycję na Kreml. Potem zakładał zespoły rockowe. Pierwszy nazywał się Łysy Koń. - Graliśmy głównie w szkole na przerwach w męskiej toalecie. Czułem się rockmanem pełną gębą - śmieje się aktor. Po obejrzeniu filmu "Wejście smoka" przyszła też fascynacja Brucem Lee i sztukami walki. Za miejsce ćwiczeń Bartoszowi Opani i kolegom służyła piwnica. Wśród licznych zainteresowań i fascynacji nie było miejsca na fizykę i matematykę, dlatego z liceum dziennego musiał przenieść się do tak zwanej Sorbony - liceum dla pracujących i młodzieży nieprzystosowanej.

Ojciec nie namawiał go do aktorskiego zawodu. - Pierwszym mistrzem aktorstwa była moja babcia, także aktorka. Ona zaraziła mnie pasją - mówi. - Mama, lekarz bakteriolog, też chciała zdawać do szkoły teatralnej, ale z mężem doszli do wniosku, że jeden artysta w domu wystarczy. -  Tym, którzy uważają, że znane nazwisko pomagało mu w Akademii Teatralnej, odpowiada: - Trafiłem do profesorów, którzy porównywali mnie do ojca. Jedni go lubili, inni nie, bywało różnie. 

Beata Tyszkiewicz w czasie pracy na planie "Zakochanych" (2000) zachwycała się jego warunkami amanta. Ale on od początku kariery uciekał od tego typu wizerunku. Jego żywiołem jest charakterystyczność, co znakomicie widać w komediach "Statyści" czy "Wkręceni". Co nie znaczy, że nie potrafi odnaleźć się w rolach dramatycznych i bardziej złożonych, jakie zaoferował mu Jan Jakub Kolski.

Z rockandrollowego życia pozostało mu zamiłowanie do gry na gitarze. Jest odpowiedzialnym mężem i ojcem czterech synów. A geny robią swoje - te młodsze oraz te starsze. Bo jak ojciec, Bartosz Opania również zajmuje się rzeźbą. Natomiast po prawdopodobnie po dalekich tatarskich przodkach odnalazł w sobie zainteresowanie do konstruowania i łuków.

Filip, syn Bartosza, wnuk Mariana

W rodzinie Opaniów nikt nikogo nie namawia do aktorskiego zawodu. Wręcz przeciwnie, Bartosz Opania na pytanie ojca, czy chciałby, żeby któryś z jego czterech synów został aktorem, odpowiada: "Broń Boże!". Co nie przeszkadza, że przedstawiciel kolejnego pokolenia idzie drogą prababci, dziadka i ojca. 24-letni dziś Filip Opania, absolwent Warszawskiej Szkoły Filmowej, przyszedł na świat, gdy jego ojciec miał niespełna 20 lat i jeszcze wiele pomysłów na życie. Filipa mogliśmy już oglądać w "Klanie", gdzie wcielił się w rolę młodego ojca, którego porzucone dziecko znajduje w centrum handlowym Agata (Maria Niklińska). Wcześniej Filip Opania zagrał między innymi w "Na sygnale" i w "Licencji na wychowanie". Wkrótce zobaczymy go także w “Na dobre I na złe". Jednak Marian Opania bardziej niż z pracy wnuka na serialowych planach cieszy się z jego smykałki do rzeźbienia w drewnie.

Agencja W. Impact
Dowiedz się więcej na temat: Marian Opania | Bartosz Opania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy