"Na dobre i na złe": Falkowicz znajdzie szczęście u jej boku?
W Leśnej Górze gra spokojną pielęgniarkę. Prywatnie za to jest wulkanem energii. Ma mnóstwo zawodowych planów. – Będzie o mnie głośno – zapowiada aktorka.
Od blisko czterech lat gra pani w "Na dobre i na złe" pielęgniarkę Annę Styczeń.
- To niezwykle spokojna osoba. Może gdyby miała na nazwisko Lipiec lub Sierpień, byłaby gorętsza. Jest moim przeciwieństwem. Ja idę do przodu, stawiam sobie cele i je konsekwentnie realizuję. Szukam, próbuję, a jak coś się nie udaje, to wyciągam z tego lekcje i mądrzejsza o nowe doświadczenie idę dalej. Ania Styczeń jest spokojna i miła, a ja jestem "tylko" miła, bo spokojna na pewno nie. (śmiech)
Przyznała pani, że chciałaby, aby Anna miała romans. Jest szansa, by scenarzyści spełnili to marzenie?
- Każda kobieta marzy, żeby się zakochać. I tu akurat mam ze swoją bohaterką wiele wspólnego. (śmiech) Korzystając z okazji, pragnę oficjalnie poprosić scenarzystów o ukłon w stronę mojej bohaterki. Nie musi to być love story między Anną a doktorem Falkowiczem. W Leśnej Górze jest wielu przystojnych lekarzy.
Skąd wzięło się pani zamiłowanie do aktorstwa? Zaczynała pani karierę jako modelka.
- W wieku 18 lat zaczęłam chodzić na castingi reklamowe i gdy byłam na jednym z nich, reżyserka zapytała, czy nie chciałabym przyjść na casting do serialu "Plebania". Pomyślałam, przygotowałam się i poszłam. Kiedy zobaczyłam, że takich jak ja jest około 80 dziewczyn, stwierdziłam, że nie mam szans. Weszłam do studia przekonana, że nie wygram. Dzięki temu, że się nie denerwowałam, wypadłam naturalnie i dostałam rolę. Gdy znalazłam się na planie serialu, stwierdziłam, że to jest dokładnie to, co chcę w życiu robić.
Grała pani także w zagranicznych produkcjach, m.in. w serialu "CSI - Kryminalne zagadki Las Vegas" - jak to się robi?
- Mieszkałam w Los Angeles przez 4 lata. Pracowałam i uczyłam się w trzech szkołach aktorskich. Poznany w jednej z nich znajomy zaprosił mnie do udziału w tej produkcji. To był wprawdzie tylko epizod, ale praca na planie była niesamowita.
Niedawno weszła do kin komedia "Po prostu przyjaźń", w której gra pani u boku Piotra Stramowskiego. Lubi pani ten gatunek filmowy?
- Bardzo. Najlepiej się w tym gatunku czuję. Ale i tak koleżanki zazdroszczą mi przede wszystkim tego, że grałam dziewczynę Piotrka i jeszcze się z nim całowałam! To były pocałunki "służbowe", Piotrek jest profesjonalistą, ja też, więc Kasia Warnke nie ma powodów do zazdrości.
Rozm. JOANNA BOGIEL-JAŻDŻYK