Na dobre i na złe
Ocena
serialu
9,6
Super
Ocen: 86442
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Na dobre i na złe": Czemu Adaś jest taki chudy?

Postanowił, że zostanie aktorem, gdy był małym chłopcem, ale po maturze przestraszył się swoich marzeń. Studiował wychowanie fizyczne, trenował taniec towarzyski, aż w końcu zrealizował swój plan z dzieciństwa. Dziś podbija serca widzów rolą Maćka w „Na dobre i na złe”, który zrezygnował z nauki w seminarium, bo zakochał się w Blance.

Dlaczego tak długo czekałeś na dużą rolę w telewizji?

- Mam dwadzieścia osiem lat, ale dość późno zdecydowałem się iść na studia aktorskie. Gdy byłem małym chłopcem, obejrzałem film "Braveheart - Waleczne serce" i stwierdziłem, że chcę jak Wallace jeździć na koniu i spuszczać łomot Anglikom. Od tego momentu konsekwentnie powtarzałem, że zostanę aktorem, ale po maturze się przestraszyłem. Dwa i pół roku byłem studentem wychowania fizycznego na prywatnej uczelni w Warszawie, bo stwierdziłem, że skoro trenuję taniec towarzyski, najlepsze będą dla mnie studia związane ze sportem.

Ale nie były?

Reklama

- Na trzecim roku, gdy zbliżała się obrona pracy licencjackiej, zostawiła mnie partnerka taneczna. Trenowałem taniec towarzyski przez dwanaście lat, od wczesnych lat młodości prawie co tydzień jeździłem na turnieje. W moim rodzinnym domu w Hajnówce kurzą się medale i plastikowe pozłacane puchary. Miałem już tego po dziurki w nosie, nie chciało mi się szukać kolejnej dziewczyny do tańca, rzuciłem szkołę i wróciłem do marzeń z dzieciństwa. Koło się zamknęło, dostałem się do Warszawskiej Szkoły Filmowej i teraz spełniam marzenia.

Jak wypadają w zderzeniu z rzeczywistością?

- Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę realizować się w tym zawodzie. Na etapie szkoły filmowej często słyszałem, że jeśli jedna, może dwie osoby z roku się przebiją, będzie dobrze. Pamiętam jak siedziałem na klatce schodowej, paliłem papierosa i wyobrażałem sobie plan filmowym, na którym jestem. Szybko dostałem pierwszą szansę, pod koniec pierwszego roku zagrałem w dwóch filmach fabularnych. Niestety jeden nie został dokończony, a drugi ostatecznie nie trafił do dystrybucji. Ojciec powiedział mi wtedy, że może to nie ten czas, że może dobrze się stało, bo by mi woda sodowa strzeliła do głowy. Czasem lepiej poczekać i ciężko popracować. Potem przyszły mniejsze i większe role w filmach i serialach, dostałem nawet nagrodę aktorską, która wygląda jak popielniczka (śmiech).

Teraz masz okazję pokazać co potrafisz milionom widzów serialu "Na dobre i na złe". Czy traktujesz tę rolę jako szansę dla siebie?

- Kiedyś pracowałem w Katowicach na planie etiudy szkolnej, gdzie miałem scenę, w której musiałem wyżywać się na słupku. Walnąłem w niego ręką tak mocno, że mnie potem bolała. Ktoś wtedy do mnie powiedział - stary, weź nie leć tak na maksa, bo to nie jest plan Spielberga. A ja odparłem, że na pewno nie wystąpię w jego filmie, ale mogę wszędzie grać tak, jakbym był u niego na planie. Do każdej roli podchodzę poważnie, zawsze angażuję się na sto procent i wkładam całe serce. Tak samo jest w przypadku Maćka z "Na dobre i na złe", choć na pewno to dla mnie wyjątkowa postać. Pierwszy raz mam okazję budować rolę w serialu w wielu odcinkach.

Czy ta rola daje ci duże możliwości aktorskie?

- Wcześniej zazwyczaj grałem charakterystyczne postaci - łobuzów, dresiarzy, niepełnosprawnego chłopaka, a Maciek to normalny chłopak. Ma nowotwór, zakochał się w dziewczynie, ale to mogłoby spotkać każdego z nas. Musiałem tę postać zbudować w warstwie psychologicznej, trochę w sobie poszukać. Punktem wyjścia był jego konflikt wewnętrzny. Maciek uczył się w seminarium, miał zostać księdzem, ale się zakochał. Lubię go grać, tym bardziej, że świetnie dogaduję się Polą Gonciarz (serialowa Blanka - przyp. aut.). Mamy dobre połączenie aktorskie, praca z nią to czysta przyjemność. Chyba nie mogłem trafić lepiej.   

Wątek twojego bohatera został na chwilę wyciszony, ale w nowych odcinkach serialu widzowie znowu będą mogli śledzić losy Maćka i Blanki. Co wydarzy się w ich życiu?

- Wygląda na to, że rodzicie Maćka ostatecznie zaakceptowali jego związek. Nagrywaliśmy scenę, w której mój bohater i Blanka rozmawiają z nimi i Wiktorią (Katarzyna Dąbrowska - przyp. aut.) o tym, że być może niedługo będą mieli wnuka.  Wiem, że nasz wątek będzie rozwijany; powstają nowe scenariusze, sam jestem ciekawy, co wydarzy się w kolejnych odcinkach. Czasami myślę o tym, co mógłby robić Maciek w przyszłości. Wydaje mi się, że człowiek z powołaniem, którym jest mój bohater, spełniałby się na przykład jako ratownik medyczny albo jako prowadzący grupę wsparcia dla chorych na raka. Mógłby w ten sposób zaspakajać duchową potrzebę pomagania innym.

Odczuwasz na co dzień popularność "Na dobre i na złe"?

- Do mojej mamy dzwonią znajome, że widziały Adasia w telewizji i pytają, czemu jest taki chudy. No i niech mu zmienią bluzę, bo za duża (śmiech). Ostatnio, gdy byłem z Polą Gonciarz w jednej z galerii handlowych, podeszła do nas dziewczyna, która mówiła, że bardzo lubi nasz wątek i poprosiła o wspólne zdjęcie. Pierwszy raz doświadczyłem czegoś takiego. Piszą do mnie ludzie na Facebooku, zapraszają do znajomych. To przyjemne uczucie, gdy ktoś docenia pracę, którą wykonuję. Po to jestem aktorem.

Co, oprócz pracy na planie "Na dobre i na złe", dzieje się w twoim życiu zawodowym?

- Pracuję na planie serialu "Korona królów", w którym gram mnicha. W charakteryzacji mam podkręcaną grzywkę lokówką, przez co wyglądam trochę jak jeden z bohaterów filmu "Głupi i głupszy" (śmiech). To ciekawa postać, która zawsze służy dobrą radą. Bałem się, że zostanę zaszufladkowany jako dresiarz, ale idę w inną stronę - chyba zostanę duchowym przewodnikiem w telewizji (śmiech).

Czym się zajmujesz, gdy nie pracujesz na planie?

- Jak każdy normalny człowiek próbuję wymyślać coś każdego dnia, żeby się nie nudzić. Gdy było ciepło, grałem w piłkę żeby się trochę poruszać. Ponadto spotykam się ze znajomymi, z którymi pracujemy nad różnymi scenariuszami.

No i - z tego, co widziałem na twoim profilu na Facebooku - interesujesz się historią Żołnierzy Wyklętych.

- Zafascynowałem się Żołnierzami Wyklętymi trzy, może cztery lata temu i na własną rękę zacząłem szukać informacji na ich temat, czytać opracowania i książki. Wtedy usłyszałem o tych niezwykłych ludziach po raz pierwszy. Przez całą edukację aż do matury, mimo że zawsze interesowałem się historią, ani razu nie zetknąłem się choćby z wzmianką na ich temat. Historie Żołnierzy Wyklętych powalają na kolana, to byli wielcy bohaterowie, którzy są dla mnie inspiracją. Gdy czytam w naszych mdłych czasach, co przechodzili ci ludzie, daje mi to energetycznego kopa. Czasem, kiedy mi się nie chce ruszyć tyłka z łóżka, myślę że chłopaki w moim wieku siedzieli w lasach po kilka lat i walczyli o to, żebym mógł realizować swoje marzenia. Od razu wstaję i zabieram się do roboty.

Rozmawiał: Kuba Zajkowski

www.nadobre.tvp.pl/
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy