Marta Żmuda Trzebiatowska: Jestem w idealnym miejscu
Ilość historii i przypadków medycznych jakie w ciągu 24 lat twórcy serialu "Na dobre i na złe" zaprezentowali widzom jest naprawdę imponująca. Marta Żmuda Trzebiatowska od pięciu lat wciela się w rolę dr Hanny Sikory, zdolnej chirurg ze szpitala w Leśnej Górze. Wcześniej, przez kilka sezonów była tytułową "Blondynką", empatyczną weterynarz z Majaków.
Masz 38 lat, fajną rodzinę, dzieci, super partnera, grasz w jednym z najpopularniejszych polskich seriali, napisałaś książkę "Bliżej siebie. Imiona kobiecości". Jesteś w dobrym momencie życia?
Marta Żmuda Trzebiatowska: - W momencie - balansu i spokoju. Dla mnie to idealne miejsce. Nie jestem na topie, jak 15 lat temu, ale w drugim rzędzie. Spoglądam na to, co teraz dzieje się na szczycie, w show-biznesie i wiem, że nie chcę tam być. Chcę grać ciekawe role, ale chcę być ich spragniona, by umieć docenić każdą sekundę i wycisnąć z niej ile się da, jak z przysłowiowej cytryny. Poza tym z boku widzę też więcej, robię tyle ile chcę, spokojnie, swoim rytmem, bez ciśnienia i też bez obecności na pierwszych stronach gazet. Tego żal mi najmniej. Zawsze zastanawiałam się, czy można uprawiać ten zawód bez konieczności obecności na okładkach i ściankach? Patrząc na Marcina Dorocińskiego - można.
Obecność w stałej obsadzie w "Na dobre i na złe" daje ci poczucie bezpieczeństwa?
- Kiedy dwa lata temu, po 11 latach, odchodziłam z Teatru Kwadrat wiedziałam, że mam serial, który zastępuje mi trochę etat w teatrze. Poza tym bardzo lubię naszą serialową ekipę aktorską i realizatorską, lubię z nimi pracować i lubię to miejsce, ale kto wie? Być może kiedyś przyjdzie mi się pożegnać i z tą strefą komfortu. Nic nie jest nam dane na zawsze.
Kto nie lubiłby Leśnej Góry!
- Prawda? Ale wracając do twojego pytania. Teraz spełniają się moje aktorskie marzenia. Pracuję z reżyserami, z którymi marzyłam, by pracować. W zeszłym roku całe wakacje pracowałam z Borysem Lankoszem, który po "Rewersie" był na mojej liście top of the top. Nowy serial czeka na premierę. W tym roku również pracuję z reżyserem z mojej listy marzeń.
Znów jesteś blondynką! Mówi się, że za zmianą fryzury, koloru włosów zwykle idzie zmiana w życiu. Co tobie ona przyniosła?
- Blondynką z odrostem! Zrobiłam to tylko dla reżysera, którego uwielbiam i na potrzeby roli, która wydaje mi się tego warta.
Dla którego?
- Nie mogę nic więcej dodać. Przyjdzie na to czas.
To jest serial, który czeka na premierę?
- To rola, na którą czekałam. Zmiana wizerunku i zabawa wyglądem to jedna z najlepszych stron tego zawodu. Zawsze mnie to rajcowało. Wraz z filmem "Mowa ptaków" w reż. Xawerego Żuławskiego przyszedł cudowny czas zawodowy, w którym coraz częściej przychodzą do mnie nietuzinkowe role, spoza strefy komfortu. Długo na to czekałam.
I spotkałaś się w teatrze z Wojciechem Malajkatem.
- Marzyłam o naszym spotkaniu w teatrze. Dostałam też kilka scenariuszy od reżyserów, których cenię. Zobaczymy, co z tych planów uda się zrealizować. Wierzę, że wszystko ma swój czas.
Masz rodzinę, dzieci, fajnego męża i pracę, którą zawsze chciałaś wykonywać. Jakie to uczucie?
- Naprawdę myślę, że to jest sytuacja wyjątkowa, ale wszystko to, co mam jest konsekwencją świadomych wyborów.
I nic nie musisz, a wszystko możesz.
- Dokładnie, tak.
Beata Banasiewicz/ AKPA