Marian Opania był niemal na dnie. Życie zawdzięcza żonie
Marian Opania, czyli niezapomniany profesor Tadeusz Zybert z "Na dobre i na złe", nie kryje, że był w jego życiu okres, gdy pił na umór. - W ostatniej chwili z piekła wyciągnęła mnie żona – twierdzi i dodaje, że dziś nie pije nawet piwa.
Marian Opania dopiero niedawno przyznał się, że w latach 70. ubiegłego wieku zdarzało mu się tygodniami nie trzeźwieć. Zaczął pić, gdy po świetnym debiucie, zdobyciu kilku prestiżowych nagród aktorskich i okrzyknięciu go nadzieją polskiego kina, jego telefon nagle zamilkł.
W czasie studiów w stołecznej PWST Marian Opania uchodził za abstynenta.
Z powodu alkoholu na włosku zawisła nie tylko kariera Mariana Opani, ale też jego małżeństwo. Aktor przyznaje, że uzależnienie prawie zrujnowało mu życie. Żona, a byli wtedy zaledwie kilka lat po ślubie, postawiła mu warunek - albo ona, albo alkohol. Obiecała jednak, że pomoże mu w walce z nałogiem. I słowa dotrzymała.
Marian Opania doskonale pamięta dzień, kiedy zdecydował się wypowiedzieć walkę podstępnej chorobie.
- Rozpocząłem terapię 17 stycznia 1988 roku. Od tamtej pory były nawroty, dokładnie trzy. Teraz już się to nie zdarza - twierdzi i dodaje, że kiedy ostro pił, tylko myśl, że ma dla kogo żyć, nie pozwoliła mu stoczyć się na samo dno.