Lubię Magdę i jej zaradność
Magda Soszyńska z "Na dobre i na złe" jest odważna i zaradna, co najbardziej podoba się Ani. Anna Dereszowska zdradziła nam, o jakich rolach marzy, dlaczego chciałaby dostać do ręki prawdziwy pistolet i przed kim nie zamierza się ukrywać.
Twierdzi, że jest chłopczycą. Ale nie dajmy się zwieść. Jej uroda przyciąga spojrzenia mężczyzn. W trakcie naszej rozmowy o aktorstwie najbardziej poruszył mnie jej szacunek dla widza.
Magda, w którą się pani wciela, wraca. To powrót na dobre, czy na złe?
- Moja bohaterka pojawi się w kilku odcinkach. Jesteśmy z serialową córeczką po dramatycznych przejściach. Zmarł mój mąż. W testamencie zamieścił prośbę do Piotra o troskę nad Tosią. Gawryło poczuwa się do obowiązku opieki nad dziewczynką, która jak okazało się wcześniej, jest jego córką.
Co wydarzy się między Magdą a Gawryłą?
- Ich relacje są trochę lepsze. Ale jak to w życiu bywa, Magda trochę namiesza. Nie tylko w życiu Piotra ale także Hany, która z nim teraz jest.
Magda chyba sobie jakoś poradzi?
- Ona nie jest z tych, co uciekają od problemów? Jest stanowcza. Jak coś postanowi, to brnie w to do końca. Mimo tego, że przydarzył jej się romans, ma zasady. Zerwała kontakty z Piotrem i wychowywała Tosię razem z mężem. Lubię Magdę, podoba mi się jej konsekwencja i umiejętność radzenia sobie z problemami.
Na czym polega fenomen serialu "Na dobre..."?
- Siłą jest doskonała obsada. Mam okazję grać z Markiem Bukowskim i Kamillą Baar, których bardzo lubię i cenię. Serial jest też dobrze realizowany. Widzowie przywiązują się do bohaterów, śledzą ich losy. Wciąż pojawiają się nowe, ciekawe przypadki, nie tylko medyczne.
A którą postać pani ceni?
- Bardzo lubię doktora Trettera. Oglądałam serial jeszcze na studiach, gdy główne role grali m.in. Małgosia Foremniak, Artur Żmijewski i Krzysztof Pieczyński. Gdy dołączyłam do ekipy, byłam zaskoczona wątkami i aktorami, którzy się pojawili.
Marzy pani o jakiejś roli?
- Jak każda słowiańska aktorka lubię grać role dramatyczne, w których musimy popłakać lub porozrywać szaty. Ale powoli dochodzę do etapu, w którym swoją grą lubię dawać widzom oddech, odpoczynek od trosk, uśmiech. Zależy mi, by widzowie się pośmiali, bo w życiu prywatnym często nie jest nam do śmiechu.
A ja ciągle słyszę, że aktorki marzą o rolach morderczyń...
- Ja najchętniej zagrałabym policjantkę biegającą w glanach z pistoletem. Tymczasem wszyscy widzą we mnie ładną dziewczynę z sąsiedztwa. A ja jestem chłopczycą! W dzieciństwie uwielbiałam biegać po drzewach, bawić się pistoletami. Wspominam, gdy z kuzynami skakałam po drzewach.
- Coś prawdziwego jest w powiedzeniu, że gdy aktor zapomni, jak to jest być dzieckiem, to nie powinien uprawiać tego zawodu. Marzę, by do tego okresu wrócić, pobawić się w granie twardej postaci, dostać do ręki prawdziwy pistolet...
Zdarza się pani, że ktoś myli Annę Dereszowską z bohaterkami, które pani gra?
- Widzowie odróżniają postać, w którą się wcielam od mojego życia prywatnego. Chociaż ludzie coraz bardziej interesują się życiem prywatnym aktorów. To mi się nie podoba. Ostatnio, w jednym z tygodników przeczytałam, że jeżdżę po Saskiej Kępie, żeby paparazzi zrobili mi zdjęcia. A ja mieszkam w tej dzielnicy i nie będę z mojego domu robić twierdzy. Nie mam zamiaru zamykać się w czterech ścianach, oklejać szyb samochodu, nie zamierzam się ukrywać. Ale nie wystawiam życia prywatnego na widok publiczny.
W show-biznesie istnieje już pani długo. Z czasem chyba można się przyzwyczaić?
- Owszem, można nabrać dystansu, ale takie artykuły wciąż mnie bolą, bo są nieprawdziwe i dotykają w ten sposób moich najbliższych, a na to się nigdy nie zgodzę.
Rozmawiała Małgorzata Pyrko