Na dobre i na złe
Ocena
serialu
9,6
Super
Ocen: 86387
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Jak gwiazdy spędzą ostatni dzień roku?

Emilia Komarnicka planuje zabawę w doborowym towarzystwie, Marcin Rogacewicz - wyjazd w góry, a Agata Nizińska występ na scenie!

Emilia Komarnicka: Sylwester w listopadzie



Ma mnóstwo marzeń, które konsekwentnie stara się realizować. Pasjonuje ją wszystko, co wiąże się z adrenaliną. Posmakowała wspinaczki i raftingu, skakała ze spadochronem, a w przyszłym roku być może zadebiutuje jako kierowca rajdowy!

Sylwester nigdy nie wydawał mi się ani wyjątkowo ważny, ani przełomowy. Zawsze buntowałam się przeciwko nadęciu, jaki mu towarzyszy i ostentacyjnie nie zakładałam tego dnia żadnych kreacji. Co nie zmienia faktu, że czasami doskonale się bawiłam. Legendarną imprezę sylwestrową przeżyłam dwa lata temu w... listopadzie. Pracowałam wtedy gościnnie z fantastyczną grupą ludzi w teatrze muzycznym Capitol we Wrocławiu. Tak się złożyło, że ostatni spektakl w 2010 roku graliśmy pod koniec listopada. Po przedstawieniu zasugerowałam zorganizowanie imprezy sylwestrowej w "Ośrodku" - kultowej, nieistniejącej już knajpie przy teatrze. Był szampan, było odliczanie, były życzenie noworoczne oraz tańce na stołach (i nie tylko) do białego rana. To, jak do tej pory, mój najlepszy Sylwester w życiu. Przez ostatnie kilka lat trzydziestego pierwszego grudnia grałam przedstawienia w teatrze i - szczerze mówiąc - nawet mi to pasowało, bo miałam problem z głowy. W tym roku, po raz pierwszy od dawna, mam wolne. Na pewno spędzę ten dzień w dobrym towarzystwie, a gdzie i jak nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Po północy zadzwonię do rodziców, siostry, jeśli nie będzie jej obok mnie, i moich ukochanych dziadków.

Sylwester nie nastraja mnie do rozliczania tego, co było. Staram się nie oceniać, ale też nie deklaruję, że w kolejnym roku muszę coś zobaczyć, przeżyć, zdobyć. Wiem, w jakim kierunku chcę iść i mam swoje wyobrażenia celu, ale coraz częściej pomiędzy bielą i czernią dostrzegam odcienie szarości i akceptuję margines na szlaku, którym idę. Marzeń mam mnóstwo, a im więcej próbuję, tym bardziej pobudzam pragnienie. Na mojej liście stu rzeczy, które chcę zrobić w życiu, jest już trochę odhaczonych pozycji, ale wiele jeszcze przede mną. Pasjonuje i stymuluje mnie w zasadzie wszystko, co rymuje się z adrenaliną. Skoki spadochronowe, rafting, wspinaczkę już przerobiłam, ostatnio po raz pierwszy w życiu wzięłam udział w rajdzie samochodowym jako pilot i chyba złapałam bakcyla. Jestem już umówiona na lekcje w szkole dla kierowców rajdowych. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Może w przyszłym roku wystartuję po lewej stronie, za kierownicą?

Co mnie czeka zawodowo w 2013 roku? Wciąż gram w czterech spektaklach w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, do którego serdecznie zapraszam. Mam zaplanowanych kilka koncertów z zespołem "LoLa Band", w styczniu zaczynam próby do spektaklu autorstwa Jana Jakuba Należytego w reżyserii Piotra Dąbrowskiego. Mam też nadzieję na współpracę z jednym z warszawskich teatrów, a do szerszej publiczności będę zaglądała w każdą środę i niedzielę jako dr Agata z serialu "Na dobre i na złe". Podobno osobowości kompletne i poukładane mają skłonność do przyciągania sytuacji niejednoznacznych, ryzykownych i skomplikowanych. To idealnie pasuje do mojej bohaterki, szczególnie jeśli chodzi o sferę emocjonalną. Wydawało się, że w życiu Agaty po deszczu pojawi się wreszcie słońce, ale z tego co widzę zapowiada się raczej na huragan. Od marca zapraszam również na kolejną serię serialu "Ranczo", gdzie wcielę się w nieco ciemniejszy charakter, który trochę namiesza w życiu głównych bohaterów. Tyle wiem, a co poza tym przyniesie przyszły rok, sama jestem ciekawa.

Marcin Rogacewicz: Szczęśliwa trzynastka

Jego pierwsza impreza sylwestrowa zakończyła się wybitą szybą, kolejna trwała aż trzydzieści godzin, a w tym roku planuje z rodziną szaleć na stoku narciarskim. Po krótkim urlopie z przyjemnością wróci do pracy, bo - jak mówi - na planie serialu "Na dobre i na złe" panuje wyjątkowa atmosfera.

Nie czekam trzysta sześćdziesiąt pięć dni, żeby w ciągu jednej doby wymyślić postanowienia noworoczne i wyznaczyć sobie cele na kolejne dwanaście miesięcy. Myślę o tym przez cały rok, bo przecież nie zmienię diametralnie życia w Sylwestra. Jest jeden wyjątek - zawsze życzę sobie i innym więcej słońca. Mam nadzieję, że przyszły rok będzie pełen radości, bo odkąd pamiętam trzynastka przynosi mi szczęście. Nie oczekuję cudów, ale jestem ciekawy, co się wydarzy, tym bardziej, że w marcu kończę trzydzieści trzy lata! To piękny moment w moim życiu, bo zrealizowałem już marzenia z dzieciństwa i jestem bardzo szczęśliwy prywatnie.

Gdy zbliża się noc sylwestrowa, jestem otwarty na różne pomysły. Co roku mam inne plany, które zazwyczaj pojawiają się znienacka. Nie ma reguły - czasami wybieram wypad nad morze, innym razem kameralne spotkanie ze znajomymi. Bardzo hucznie świętowałem kiedyś Sylwestra na warszawskiej Pradze. To była świetna impreza, dwa i pół tysiąca osób, trzydzieści godzin zabawy, trzy sale taneczne, a każda z inną muzyką. Wszyscy uczestnicy w pewnym sensie brali udział w przygotowaniu tego projektu - ciekawe doświadczenie. Ale to już przeszłość. Pamiętam też mojego pierwszego Sylwestra. Zostałem zaproszony do kolegi, który mieszkał na moim osiedlu. Mieliśmy po jedenaście lat, szaleliśmy w jego pokoju, a rodzice urzędowali w drugim. Wydawało nam się, że jesteśmy bardzo dorośli. O godzinie dwudziestej drugiej niechcący stłukliśmy szybę w drzwiach. Po tym incydencie Sylwester został nam szybko wybity z głowy i nie dotrwaliśmy do północy, ale przynajmniej próbowaliśmy. W tym roku myślę o wyjeździe w góry z rodziną. Wyobrażam sobie śnieg, narty lub snowboard i szaleństwo na stoku do białego rana!

Przemek, którego gram w "Na dobre i na złe", brał udział w wielu ekstremalnych wydarzeniach. Były liczne wypadki, operacje, wybuchy bomb, samochody wjeżdżające w rusztowania, ale zabawy sylwestrowej jeszcze nie przeżył. Nie miałem też okazji spędzić tej nocy z koleżankami i kolegami z planu, ale nadrabiamy to w ciągu roku podczas imprez urodzinowych. Bawimy się w bardzo sylwestrowej atmosferze. Serial powstaje od czternastu lat, więc jesteśmy ze sobą zżyci. To niesamowite, że po tak długim czasie spotykamy się ze szczerym uśmiechem na ustach i mamy ochotę bawić się razem. Wspólne doświadczenia zbliżają ludzi - szczególnie te trudne, a na planie zdarzają się także takie. Życzę wszystkim ekipom serialowym, żeby praca przynosiła im tyle radości, ile dostarcza nam.

Reklama

Agata Nizińska: Kobieta upadła



2012 rok był dla niej bardzo intensywny zawodowo, ale zapowiada się, że w przyszłym będzie miała jeszcze więcej pracy! Czeka ją dużo wyzwań aktorskich na planie serialu "Wszystko przed nami", zagra w horrorze i zamierza rozwijać się jako wokalistka.

Miałam plan, żeby wyjechać z moim ukochanym na Sylwestra do Bombaju, ale ostatecznie przesunęliśmy urlop na drugą połowę stycznia. Przełom roku to dla muzyków gorący okres, zaczyna się karnawał, ludzie chcą się bawić. Doszliśmy do wniosku, że będzie lepiej, gdy zostaniemy. Oboje mamy plany koncertowe. Mimo że zdecydowałam się zostać w Warszawie w ostatniej chwili, dostałam kilka propozycji. Cieszę się, że spotkam się z publicznością, uwielbiam ludzką energię w najróżniejszych postaciach - fascynuje mnie i motywuje.

Mijający rok był dla mnie bardzo intensywny pod względem zawodowym, obfitował w różne wydarzenia, wzięłam udział w wielu projektach. Dostałam rolę w serialu TVP 1 "Wszystko przed nami", zagrałam sporo koncertów, pracowałam nad dwoma musicalami. I dobrze mi z tym! Mam tę przypadłość, że nie potrafię wysiedzieć w jednym miejscu. Chyba jestem pracoholiczką, a jeśli jeszcze nie - bywam nią coraz częściej. Nie mogę długo przebywać w domu, muszę działać! Liczę na to, że następny rok będzie równie intensywny. Mam już pewne plany. W połowie stycznia światło dzienne powinna ujrzeć pierwsza z dwóch piosenek, które nagrywam z bardzo ciekawym zespołem "Bloom". Gdy ich pierwszy raz usłyszałam, byłam przekonana, że to brytyjska kapela. To będzie dla mnie zupełnie nowe doświadczenie muzyczne, bo w takiej stylistycy do tej pory nie śpiewałam. Na pewno ta współpraca mnie rozwinie. W przyszłym roku zagram tytułową kobietę upadłą w filmie "Femme fatale". To kino noir w konwencji horroru, trochę w klimacie Davida Lyncha. Lubię takie projekty, są odskocznią od komercyjnej strony mojej działalności zawodowej. Jestem zadowolona z mojego rozwoju, mam miłość i fantastyczne relacje z rodziną. Pod tym względem uważam się za szczęściarę, niczego nie chcę zmieniać, niech tak będzie cały czas. Jedyne, czego sobie życzę na przyszły rok, to więcej snu!

Dominika Kimaty: Czas na muzykę!



Sylwestrową noc spędzi na Podlasiu - najprawdopodobniej w Białymstoku, gdzie mieszka. W przyszłym roku zamierza rozwijać swój potencjał muzyczny i realizować autorskie projekty teatralne.

Przyszły rok będzie dla mnie przełomowy, szczególnie pod względem życia osobistego, ale szczegóły chciałabym zachować dla siebie. Przez jakiś czas będę się rzadziej pojawiała na planie "Barw Szczęścia". Mam pewne plany - zamierzam uaktywnić się muzycznie. Na początek chcę gromadzić inspiracje, próbować, śpiewać, grać, uczyć się. Daję sobie czas na rozwijanie moich możliwości, szukanie niszy. Nie wyznaczam konkretnych dat, chcę się najpierw dobrze poczuć w świecie muzyki. Przyszedł czas na taki krok. To dla mnie spore wyzwanie, ale staram się dobrze nastrajać.

W 2013 roku zajmę się także moim autorskim projektem teatralnym na podstawie sztuki Iwana Wyrypajewa "Iluzje". Tworzę go razem z Joanną Zubrycką, aktorką i wokalistką, oraz Sebastianem Buttnym - reżyserem po Łódzkiej Filmówce. Pierwszy pokaz naszego spektaklu odbędzie się trzydziestego grudnia w Białymstoku. Na miejsce premiery wybraliśmy restaurację "Elida", która była niegdyś kultowym miejscem, ale została trochę zapomniana. Chcemy znów ją odkryć. Wierzymy, że połączenie tekstu Wyrypajewa z miejscem, jakby wyciągniętym z poprzedniej epoki, może być intrygujące. Myślimy też o występach gościnnych w Polsce i nie wykluczamy wyjazdów zagranicznych. Chciałabym angażować się w inne autorskie projekty. Udział w takich niezależnych wydarzeniach stawia duże wymagania. Większa jest odpowiedzialność - trzeba zająć się także organizacją przedsięwzięcia, a nie tylko jego warstwą artystyczną, ale dzięki temu można mieć większy wpływ na to, co tak naprawdę chce się robić. Takie samodzielne działania hartują, zmuszają do większej mobilizacji, ćwiczą determinację i pomagają pielęgnować indywidualność. To niełatwe, ale pociągające zadanie.

W związku z tym, że pod koniec roku odbędzie się pierwszy pokaz naszego spektaklu, nie zdążę nigdzie wyjechać. Sylwestra spędzę na Podlasiu - w Białymstoku lub okolicach. Z kim i w jakim miejscu, okaże się w ostatniej chwili.


Kuba Zajkowski


MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy