Motyw
Ocena
serialu
6,1
Niezły
Ocen: 279
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Motyw": Adam Ferency cudem wyrwał się ze szponów śmierci!

Adam Ferency, czyli Jerzy Wujczak z "Motywu", twierdzi, że nie boi się śmierci. - Boję się tylko tego, że nagle... zniknę - wyznał i dodał, że marzy, aby odejść z tego świata na własnych warunkach: z godnością, w nocy, bez krzyku.

68-letni Adam Fernecy powiada, że całe życie przygotowuje się do śmierci i przyzwyczaja do myśli, że pewnego dnia odejdzie. Aktor był już - co potwierdził w  wywiadzie dla "Gali" - po drugiej stronie...

- Niewiele pamiętam z tego, co się działo. Ale zapamiętałem, jak wyszarpują mnie z tej karetki już przy szpitalu. Ocknąłem się o piątej nad ranem. Byłem podłączony do jakichś aparatów. Żona powiedziała: "Byłeś na tamtym świecie, uratował cię doktor Zając - mówił.

W lutym 2016 roku miał zawał serca i przez 10 minut po prostu nie dawał żadnych oznak życia! Na szczęście lekarzom udało się wyrwać go ze szponów śmierci. 

Reklama

Po zawale Adam Ferency wcale nie zaczął o siebie bardziej dbać. Co prawda rzucił papierosy, które palił prawie pół wieku, ale... na tym koniec.

- Jem, co jem, a sport? Powiem szczerze, że jestem zwolennikiem tego, co mówił Churchill: "No sport" - żartuje.

- Uważam, że trzeba popełniać samobójstwo na własnych warunkach - twierdzi.

Adam Ferency nie kryje, że często myśli o chwili, gdy... zniknie. Tego właśnie, że nagle przestanie istnieć, boi się najbardziej. Aktor wyznał szczerze, że chciałby odejść we śnie.

Odtwórca roli Konrada w kultowej "Niani" nie wierzy w życie po śmierci. Choć pochodzi z katolickiej rodziny, odciął się od Kościoła. Miał 16 lat, gdy zaczął negować istnienie Boga i nauki, które przekazywali mu księża.

- Czułem w tym jakiś fałsz... Wciąż uważam, że Kościół katolicki robi wszystko, żeby mnie zniechęcić. I nawet zawał serca niczego nie zmienił. Najpierw byłem bardzo wierzącym człowiekiem, potem stałem się niewierzący - powiedział w jednym z wywiadów.

Adam Ferency szczerze mówi, że nie boi się śmierci, bo po prostu już wiele razy miał z nią do czynienia. 

- Chowałem bliskich... Całowałem swojego zmarłego ojca, który był zimnym trupem jeszcze za życia, a potem znowu mamę, którą kochałem nad wyraz - wspomina.

- Przez całe życie musimy się przyzwyczajać do faktu, że odejdziemy - powiada i dodaje, że nie da się przecież uniknąć czegoś, co jest nieuniknione. 

 

Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy