Czuje się Polakiem
Otar Saralidze - ukończył Akademię Teatralną. Znany jako Irek z "Barw szczęścia". Ostatnio zagrał terrorystę w "Misji Afganistan".
Jak zdobywa się rolę terrorysty?
- Szukano aktora o orientalnej urodzie. Szkoda, że wątek nie był dłuższy, bo to była ciekawa postać.
Próbowałeś zrozumieć postępowanie Salima?
- Oglądałem filmy o szkoleniu młodzieży w Al-Kaidzie. Wstrząsnęły mną artykuły o "Madressach", szkołach przygotowujących do walki z Zachodem. Ci ludzie niczym się nie wyróżniają. Różnica polega na tym, że ich jedynym, szalonym pragnieniem jest wysadzić się w powietrze w imię religii. Chciałem pokazać ich wielką determinację. Długo rozmawiałem na planie z Afgańczykami. Pomagali mi zrozumieć i opanować trudne dialogi w języku pasztuńskim.
Wiele zrobiłbyś dla roli?
- Dziś już nie wystarczy coś opowiedzieć. Trzeba być historią, którą się gra. Nakręcić się na maksa. Wyglądać, mówić, zachowywać jak postać. Jestem fanem Christiana Bale’a i jego kreacji w "Mechaniku". Schudł kilkanaście kilogramów i był prawdziwy. Trzeba też umieć wyjść z roli, ale to już inna historia.
Marzysz o konkretnej roli?
- O postaci podobnej do Patricka z "American Psycho". Zamożny biznesmen, który na pozór ma wszystko. Ale coś każe mu wieczorami wyruszać na łowy i zabijać. Ale bez obaw - na co dzień nie jestem straszny.
Zawsze chciałeś grać?
- Moja mama jest aktorką w Gruzji. Obserwowałem ją na scenie. Dla zmylenia rodziny, jako dziecko ukrywałem, kim chcę zostać. Mówiłem, że będę dentystą lub weterynarzem. W liceum powiedziałem, że chcę grać i już wiedziałem, że nic mnie nie powstrzyma.
Aktorstwo jest twoim jedynym zajęciem?
- Film to całe moje życie. Nie ma dnia, żebym czegoś nie obejrzał. Jestem od tego uzależniony.
Gdzie jeszcze zagrałeś?
- W komedii Patryka Vegi "Last minute". Premiera w styczniu. A od lutego gram w "Zemście" w Och-Teatrze.
Rozm. Małgorzata Pyrko