Karolina Bruchnicka o pracy nad "Minutą ciszy": Niekończące się Święto Zmarłych
"Minuta ciszy" to serial, jakiego w Polsce jeszcze nie było. Wcielająca się w jedną z głównych postaci Karolina Bruchnicka w rozmowie z Interią opowiedziała o fenomenie tej produkcji i kulisach jej powstawania. - Praca nad tym serialem zostawiła we mnie jakąś przyjemną melancholię - mówi. - To było oczyszczające i wbrew pozorom - dobre doświadczenie. W życiu nie każdy chciałby codziennie siedzieć na cmentarzu, ale to była taka terapia szokowa, tak bym to nazwała. Niekończące się Święto Zmarłych - podkreśla.
Serial "Minuta ciszy" opowiada historię świeżo emerytowanego listonosza z małego miasteczka, Mietka Zasady (Robert Więckiewicz), który musi samodzielnie zająć się pochówkiem przyjaciela Czesława (Mirosław Zbrojewicz). Kiedy jedyny w okolicy zakład pogrzebowy odmawia wykonania usługi, nieświadomy przeszkód oraz absurdów funeralnego biznesu zakłada własną firmę i wkrótce jest zmuszony balansować na granicy przepisów prawa i moralnych zasad.
Szybko wchodzi też w konflikt z lokalnym potentatem z branży (Piotr Rogucki), a na wsparcie może liczyć tylko ze strony ekscentrycznej córki zmarłego przyjaciela (Karolina Bruchnicka) oraz swojej niepełnosprawnej żony (Aleksandra Konieczna). Kiedy dodatkowo na jaw zaczynają wychodzić mroczne tajemnice z przeszłości eks-listonosza, świat wokół niego i jego najbliższych zaczyna zmieniać się bezpowrotnie.
Sylwia Pyzik, Interia : Bohaterka, w którą się wcielasz, jest młodą kobietą, jednak najbliżsi zwracają się do niej per "Synek". To chyba dobrze oddaje jej charakter.
Karolina Bruchnicka: Zdecydowanie tak. Myślę, że ta ksywka mówi więcej, niż jakiekolwiek dodatkowe sceny, czy opisy tej postaci. To jest po prostu wszystko w jednym! (śmiech).
Córka Zbrojewicza jest energiczna i wybuchowa, a gdy uzna to za stosowne, konflikty rozwiązuje... siłą (nawet z własną macochą). Skąd w niej ta wściekłość?
- Znajduję wiele punktów wspólnych z "Synkiem", choć przemocy oczywiście nie pochwalam. Ona jest temperamentna, szczera i żyje w zgodzie ze sobą. Czasami po prostu daje się ponieść emocjom. Z drugiej strony ma też swoje wrażliwe oblicze, które niechętnie pokazuje. Życie ją nauczyło takiej postawy - wiele przeszła i wciąż ma wiele wyzwań do ogarnięcia.
Czego się od niej nauczyłaś?
- Wbrew pozorom, uczyłam się od niej momentami spokoju. Pomimo charakterku, wiele razy udawało jej się utrzymać nerwy na wodzy. Wiadomo - jak już puszczą, to w stu procentach. Jest też, zwłaszcza przy pierwszym spotkaniu, bardzo zdystansowana. "Synek" prawie nie płacze przy ludziach. Zdarzyło jej się to tylko raz, na pogrzebie.
Ponoć rola w "Minucie ciszy" sprawiła, że zaczęłaś interesować się zakładami pogrzebowymi. Skąd ta ciekawość?
- Pojawiała się stopniowo. Myślę, że wszystkich to uderzyło. Na planie często obecne były osoby z rzeczywistej branży pogrzebowej. Był na przykład Szymon, balsamista, który jest pierwowzorem postaci Szymona w serialu. Przyjeżdżał i opowiadał z kamienną twarzą, jak balsamował swoich dziadków, jak pięknie wyglądali i pachnieli. Kiedy masz do czynienia na co dzień z takimi historiami i ludźmi, którzy opowiadają o nich z dystansem - co jest całkiem naturalne, bo to ich praca - to chcąc nie chcąc, zaczynasz w ten świat wchodzić, a nawet się nim interesować. Zakłady pogrzebowe w Polsce są naprawdę kopalnią inspiracji - mają niesamowite nazwy i wystawy, niektórych tak wyobraźnia niesie... Zaczęłam zwracać na to uwagę.
Czy zgodziłabyś się ze stwierdzeniem, że serial oswaja temat śmierci i ostatniego pożegnania?
- Zdecydowanie oswoił mnie z tematem śmierci. Byłam w życiu na wielu pogrzebach, ale zawsze było to trudne. Myślę, że dla każdego jest. Dla mnie w takim kontekście, że nigdy nie potrafiłam się zatrzymać z tą myślą, zastanowić się nad tym, tylko od razu uciekałam do czegoś innego.
Praca nad tym serialem zostawiła we mnie jakąś przyjemną melancholię. Faktycznie mogłam się z tym oswoić, mogłam nad tym z pełną świadomością pomyśleć. To było oczyszczające i wbrew pozorom - dobre doświadczenie. W życiu nie każdy chciałby codziennie siedzieć na cmentarzu, ale to była taka terapia szokowa, tak bym to nazwała. Niekończące się Święto Zmarłych.
W produkcji ważną rolę odgrywa także... humor.
- Tak, zauważyłam wiele wątków humorystycznych, ale dopiero przy oglądaniu. Jak nad tym pracowaliśmy, nikt nie myślał o tym, że to będzie zabawne. Przede wszystkim chcieliśmy być prawdziwi. Tak, jak w życiu, kiedy jesteśmy na pogrzebie, to też możemy się zaśmiać. Wydaje mi się, że to są tak silne emocje, że czasami się im poddajemy. Śmiejemy się w sytuacjach, kiedy śmiać się nie powinno, lub nie wypada. To naturalne odruchy ludzkie kiedy mierzymy się z czymś dla nas skrajnym.
Co najbardziej spodobało Ci się w scenariuszu?
To, że on w prosty sposób, co jest jego absolutnym atutem, opowiada o prawdziwych ludziach: o ich problemach, rozterkach, radościach i przyjemnościach. Nie ma tutaj wydumanych sytuacji, czy bohaterów - w prostocie siła.
Mimo że "Minuta ciszy" w tle ma branżę pogrzebową, jest to opowieść uniwersalna. Bardzo podoba mi się też, że nie ma postaci czarno-białych - ani jednoczenie złych, ani jednoznacznie dobrych. Nawet Wieczny, którego gra Piotrek Rogucki. Można by powiedzieć, oczywiście nie spoilerując, że on jest tym złym - jest cwaniakiem i ma duży zakład pogrzebowy. Tak naprawdę jednak tę postać też można polubić. Wszystko zależy od tego, z jakiej strony na nią spojrzymy.
Na planie miałaś okazję pracować ze znacznie starszymi, bardziej doświadczonymi aktorami. Takie wyborowe towarzystwo utrudnia, czy ułatwia pracę?
- Byłam zachwycona tym zestawem aktorskim! Nikogo wcześniej nie znałam prywatnie, przede wszystkim bardzo ich ceniłam artystycznie. To była dla mnie naprawdę wielka radość i wyróżnienie, już na starcie. Jak się później jeszcze okazało, że się wszyscy bardzo lubimy i uwielbiamy ze sobą grać oraz spędzać czas, to już w ogóle nie mogło być lepiej. Dystans szybko znikł. Myślę, że jak ktoś jest naprawdę dobrym, doświadczonym aktorem, to nie musi nikomu niczego udowadniać. Tutaj mamy same takie nazwiska.
Choć zdjęcia kręciliśmy jesienią i zimą, głównie na cmentarzu, to było naprawdę super spotkanie. Bywało tak zimno, że byłam ubrana do tego stopnia, że nie mogłam zgiąć ręki w łokciu. Czasami zostawałam nawet jednak po swoich scenach, bo tak bardzo chciałam z nimi być. To się prawie nie zdarza.
Z Robertem Więckiewiczem stworzyliście znakomity, nieoczywisty duet. Ekranowa chemia pojawiła się od razu?
- Bardzo polubiłam Roberta i nigdy nie czułam z jego strony dystansu. Myślę, że już od pierwszego spotkania złapaliśmy fajne porozumienie. W pracy traktował mnie jak równego z równym, przez co ja też szybko się otworzyłam. Być może dzięki temu od razu zaklikała chemia na linii Zasada - "Synek".
Mietek Zasada jest takim już mentalnie zastałym, starszym człowiekiem - i nie chodzi mi tutaj o wiek w liczbach, tylko o ten w głowie. "Synek" jest z kolei bardzo przebojowa i energiczna. W tym duecie interesujące wydaje się to, jak on ją czasami sprowadza na ziemię i hamuje, a ona go przyspiesza i motywuje do działania. Łapaliśmy się na tym w każdej scenie, nawet w sposobie, w jaki nasze postaci się poruszały. "Synek" goniła, a Zasada się za nią wlókł. To była taka wojna żywiołów, oczywiście postaci, bo na co dzień Robert jest wulkanem energii, tutaj po prostu świetnie to zagrał.
Twój debiut w "Córce trenera" odbił się szerokim echem i przyniósł ci kolejne role. Jakie jest obecnie Twoje największe zawodowe marzenie?
- Przede wszystkim chciałabym grać bohaterki, które mają swoje zdanie i coś do powiedzenia. Są silne. Nie muszą być zawsze tak dominujące, jak "Synek", nie zawsze też chciałabym się z nimi zgadzać - ważne dla mnie jest to, żeby wzbudzały emocje.
Chciałabym też móc zmierzyć się z jakimś nowym tematem, żeby coś w sobie pokonać albo czegoś nowego się nauczyć.
Na pewno nie chciałabym grać ról miłych, ładnych dziewczyn, które są tylko dodatkiem do faceta - ani nic bym nie przekazała, ani też niczego się nie nauczyła.
Zaczynając od "Córki trenera", gdzie wyzwaniem były półroczne treningi i gra w tenisa, każdy projekt jest dla mnie cenną lekcją. Przede wszystkim chcę rozwijać się jako człowiek.
Serial produkcji oryginalnej CANAL+ można obejrzeć na antenie CANAL+ PREMIUM oraz w serwisie CANAL+ online.