"Mąż czy nie mąż": Magda Schejbal nie dba o to, co mówią inni
Magdalena Schejbal, czyli Marta z serialu "Mąż czy nie mąż", cieszy się opinią tyleż utalentowanej, co trudnej we współpracy. Co ona na to?
Małżeństwo czy konkubinat?
- Jak kto woli i lubi. Osobiście jestem daleka od wystawiania jakichkolwiek ocen. Jeśli komuś odpowiada związek partnerski, proszę bardzo! A jeśli jakaś para czuje potrzebę przypieczętowania swojej miłości przed ołtarzem czy urzędnikiem USC, też nie widzę najmniejszych przeszkód! Czyli, co komu odpowiada. W końcu mamy wolność i demokrację.
Umiałabyś wybaczyć zdradę?
- Na szczęście nigdy - w przeciwieństwie do swojej bohaterki Marty - nie musiałam się nad tym zastanawiać. I mam nadzieję, że mój mężczyzna (Sławomir Zięba-Drzymalski) nie postawi mnie przed takim dylematem w przyszłości bliższej czy dalszej. W lekki, a jednocześnie prawdziwy - tak mi się przynajmniej wydaje - sposób próbujemy spojrzeć na ten odwieczny i uniwersalny problem w naszym serialu. Jedno wiem na pewno: niczego nie powinno się generalizować. Po prostu nie da się jednoznacznie stwierdzić, czy możliwe jest odbudowanie uczuć i uratowanie związku, gdy jeden z partnerów - bez względu na to, czy mamy do czynienia z małżeństwem, czy związkiem partnerskim - pozwoli sobie na niewierność. Na pewno zawsze warto powalczyć o remont miłości, zwłaszcza jeśli spędziło się razem - jak Marta i Michał - siedemnaście całkiem udanych lat i do tego jeszcze ma się wspaniałą córkę.
Poszłaś w ślady rodziców, Grażyny Krukówny i Jerzego Schejbala, którzy są aktorami z dużym dorobkiem. Chciałabyś, by Twoje dzieci, 4-letnia Aniela i 6-letni Ignacy, kontynuowały rodzinne tradycje?
- Zawsze wiedziałam, że zostanę aktorką. Usadzałam lalki na krzesełkach, żeby były moją publicznością, przed którą śpiewałam i tańczyłam. Nikt nie namawiał mnie do grania, zawsze sama wybierałam swoje role.
Jakie metody wychowawcze stosujesz we własnym domu?
- Wyrosłam w przekonaniu, że rolą rodziców jest po prostu być przy dzieciach i umieć słuchać tego, co mają do powiedzenia, wspierać je w ich dążeniach i marzeniach, uczyć, pokazywać i tłumaczyć świat, doradzać, a przede wszystkim kochać.
Największą popularność przyniosła Ci rola Basi Storosz w "Kryminalnych“. Jak wspominasz ten serial?
- Z największym sentymentem. Po pierwsze, to był mój debiut w serialu telewizyjnym. Po drugie, od początku do końca trzymał poziom. Ostatnio doszłam do wniosku, że ta historia wcale się nie zestarzała! Może właśnie dlatego bardzo lubię oglądać jej powtórki i zawsze robię to z autentycznym wzruszeniem. Powiem więcej: jestem chyba jedną z najwierniejszych fanek tego projektu.
Choć zszedł z anteny TVN już siedem lat temu, Ty, Maciek Zakościelny, czyli serialowy podkomisarz Marek Brodecki, i Marek Włodarczyk, czyli komisarz Adam Zawada, niemal się nie zmieniliście!
- Mnie się wydaje, że fizycznie najmniejszą metamorfozę z całej naszej trójki przeszedł Maciek. Gdy zaczynaliśmy pracę w tym serialu, ja byłam świeżynką na czwartym roku studiów!
Wiem, że bardzo zaprzyjaźniliście się na planie. Czy udało się tę przyjaźń zachować?
- Myślę, że mogę nazwać naszą trójkę przyjaciółmi, i nie będzie w tym cienia przesady. Nie musimy nawet regularnie się spotykać. Zresztą nie mamy na to czasu. Zmieniły się okoliczności i nasze parametry życiowe. Każdy z nas coś robi. Dla przykładu popatrzmy na Maćka Zakościelnego: teraz został strażakiem! Tak czy inaczej za każdym razem po dłuższej przerwie w niewidzeniu się wszyscy zgodnie dochodzimy do tego samego wniosku: nadal potrafimy rozumieć się bez słów! Wciąż śmieszą nas te same dowcipy i denerwują podobne sprawy. Wiem też, że jeśli ktoś z nas potrzebowałoby pomocy, na pewno mógłby liczyć na wsparcie pozostałej dwójki!
A co powiedziałabyś na pomysł reaktywacji "Kryminalnych“?
- Przy okazji wspólnych spotkań żartujemy sobie, że wrócimy kiedyś do tego projektu. Może byłoby to nawet ciekawe po latach. Z drugiej jednak strony pamiętamy, jak wyglądało wtedy nasze życie. Praca niemal dzień w dzień przez cztery lata, bo tyle właśnie kręciliśmy "Kryminalnych", bez urlopów, co najwyżej z krótkimi przerwami, bo z jednego sezonu od razu wchodziliśmy w następny.
Uważasz, że ten serial wiele Ci dał, a jednocześnie zabrał?
Nie wiem, czy mogę tak powiedzieć. Co prawda przez tamte cztery lata nie zrobiłam niczego poza "Kryminalnymi". Nic w kinie, nic w teatrze. Generalnie jednak bilans zysków i strat jest dodatni. Narzekanie na tę produkcję byłoby bluźnierstwem z mojej strony.
Cała Polska z wypiekami na twarzach śledziła losy miłości Basi i Marka...
Wiecznie niespełnionej (śmiech)! Tak, nigdy tego nie zapomnę.
Odkąd Cię znam, zawsze twardo stąpałaś po ziemi i doskonale wiedziałaś, czego chcesz. Czy stąd wzięła się opinia, że jesteś trudna we współpracy?
- Nie jestem chorągiewką na wietrze i w sumie niewiele zmieniło się w moim postrzeganiu świata. Niezmiennie jestem wymagająca - i wobec siebie, i wobec otoczenia. Hołduję określonym zasadom i mam duże poczucie wewnętrznej sprawiedliwości. Trudno mi jednak odnieść się do tego, co na mój temat mówią inni. Tym bardziej że często-gęsto są to opinie gdzieś zasłyszane i powtarzane na zasadzie plotek. Ludzie zawsze gadają i tak już będzie. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, jaka jestem naprawdę.
A jaka jesteś naprawdę?
- Na pewno konkretna. I nie daję sobie w kaszę dmuchać (śmiech)!
Rozm. a.im.