Rola świętej? To nie dla niej!
Weronika Rosati przez swoją nietypową urodę często obsadzana jest w rolach czarnych charakterów. Ale jej to nie przeszkadza, bo uważa, że tylko niejednoznaczne postaci zapadają w pamięć widzom.
- Czy zamierzasz dokończyć edukację w nowojorskim Lee Strasberg Institute?
- Chciałabym podkreślić, że ja wcale nie przerwałam studiów. W Polsce, aby zdobyć dyplom ukończenia danej uczelni, należy uczyć się określoną liczbę lat i dopiero papier określa, czy jest się wartościową aktorką. W Stanach z kolei każdy studiuje, ile i jak chce. Nikt nikogo nie przymusza. W mojej grupie były np. osoby, które na zajęciach pojawiały się tylko na chwilę, aby wpisać się na listę obecności. Ja z kolei siedziałam na uczelni po dwanaście godzin dziennie. Studiowałam w sumie cztery lata. Myślę, że to mi wystarczy.
W "Majce" wcielasz się w postać femme fatale…
- Dagmara to połączenie famme fatale z czarnym charakterem. Mimo że uchodzi za świetnego architekta, czuje, że musi walczyć, aby utrzymać swoją pozycję. W firmie znana jest z ciętego języka. Ma pecha, bo zawsze zakochuje się w niewłaściwych mężczyznach.
Czy zauważasz podobieństwa między sobą a graną przez ciebie postacią?
- Budując rolę, zawsze staram się odnaleźć w sobie cechy wspólne z bohaterką. Dzięki temu mogę lepiej zrozumieć daną postać. Z Dagmarą łączy mnie to, że obie głęboko skrywamy emocje i przeżycia. Zakładamy maski lub zasłaniamy się pewnymi zachowaniami, aby w ten sposób uchronić się przed otoczeniem.
Czy podobnie jak twoja bohaterka jesteś zdania, że powinno się walczyć o mężczyznę za wszelką cenę? Oraz używać swoich wdzięków, aby zdobyć jego miłość
- Nie! To nas akurat różni. Prawdę mówiąc - moja bohaterka jest wszystkim tym, czym ja nie jestem, a chciałabym być. Ona wykorzystuje swoją kobiecość i urok w sposób naturalny. Gdy idzie, kręci filuternie biodrami. Dlatego grając tę postać, posuwam się jak marynarz (śmiech).
Nie wierzę, że nie jesteś świadoma swojego seksapilu…
- Taka właśnie jestem. Nie postrzegam siebie jako kobiety uwodzicielki.
I nie wykorzystujesz własnych wdzięków, aby pomóc sobie w osiągnięciu pewnych celów?
- Szczerze, nie wiem, jakich celów. Poza tym, jak już powiedziałam wcześniej, trzeba czuć się seksowną, aby umieć wykorzystać to jako pewnego rodzaju broń. A ja o sobie tak nie myślę.
Skrzydeł dodają mi ludzie. Dowartościowuje mnie, gdy np. dostaję po dwadzieścia parę maili dziennie z wyrazami uznania i sympatii dla "Majki" i mojej bohaterki. Mówię sobie wtedy: "Teraz możecie mi wszyscy naskoczyć!". Albo gdy jestem na castingu i widzę, że muszę zagrać przed osobą z nazwiskiem, która patrzy na mnie spode łba i już na starcie jest do mnie zniechęcona, a po występie z uznaniem ściska mi dłoń i szepcze do kolegi: "Nie wiedziałem, że ona jest zdolna". Lubię, gdy ludzie się do mnie przekonują, widząc moją pracę.
Nie zaprzeczysz jednak, że uroda bardzo w życiu pomaga. A ty jesteś kobietą o wyjątkowej urodzie…
- Nie wyglądam jak Polka, przez co trudniej obsadza się mnie w rolach. Ktoś mi kiedyś powiedział, że moja twarz nadaje się wyłącznie do grania złych kobiet. I faktycznie - zazwyczaj wcielam się w jędze (śmiech)!
Nie obawiasz się szufladki "paskudnej baby"?
- W ogóle! Postaci, które ja sama najbardziej zapamiętałam z historii kina, były niejednoznaczne, w pewien sposób złe, a przez to ludzkie. Nie wydaje mi się, żebym mogła z moim paroletnim PR-em wpasować się w rolę świętej. Ale to mi nie przeszkadza. Jeżeli chodzi o rolę w "Majce", chciałabym dzięki niej zyskać sympatię widzów. Tak ją prowadzę, aby zauważali w niej także pozytywy.
Wspomniałaś, że pochwały dodają ci skrzydeł. A jak reagujesz na krytykę czy plotki?
- Nigdy nie pracowałam na to, żeby tych negatywnych opinii nie było. W zawodzie aktora najlepiej prowadzić prosty i banalny PR wokół swojej osoby. To znaczy, są pewne mechanizmy, które służą popularności. Np. zatrudnia się osobę, która doradza, jak należy się zachowywać, co mówić i jak ubierać. Ja nie zamierzam zmieniać swojej skóry i podszywać się pod kogoś, kim nie jestem. Efektem ubocznym tego są plotki i negatywne postrzeganie mojej osoby. Mimo tego wciąż dostaję angaże, czyli docenia się mnie jako aktorkę.
Ile czasu spędzasz w Krakowie? Czy rola Dagmary jest wymagająca?
- Trudno powiedzieć, ale naprawdę sporo. Czasami muszę poświęcić na przyjazd i wyjazd dwa dni. Poza tym nie dzieje się tak, że wchodzę na plan, po kilku godzinach schodzę z niego i wszystko ze mnie spływa. Pamiętam taką dosyć trudną emocjonalnie scenę z Marietą Żukowską. Dwie godziny po zakończeniu zdjęć trzęsły się nam ręce, bo tak mocno przeżyłyśmy nasze kwestie. Bywa, że kilka dni schodzą ze mnie pewne emocje.
Jak odreagowujesz w podobnych sytuacjach?
- Kojąco działają na mnie cisza, spokój i samotność.