Jest dumna z Peggy
Z nieśmiałej sekretarki w "Mad Men" stała się błyskotliwą i pomysłową copywriterką. O marzeniach swojej bohaterki opowiada Elisabeth Moss.
Jak bardzo zmieniła Cię praca na planie "Mad Menów"?
- Gdy zaczynałam grać w serialu, miałam 23 lata, a Peggy Olson 20. Przez te 6 lat obie bardzo dojrzałyśmy. Z tego czasu mam wspaniałe wspomnienia i doświadczenia, które pozwoliły mi rozwinąć się jako aktorce. Dzięki "Mad Menom" mogę spojrzeć w przeszłość i pokusić się o intrygujące porównania.
- Byłam zupełnie inna w pierwszym sezonie, podobnie jak Peggy. Obie dorosłyśmy i zmieniłyśmy się. Czuję, że zbliżyłyśmy się do siebie. Myślę, że ona staje się coraz bardziej podobna do mnie. Ta młoda dziewczyna przeistacza się w coraz mądrzejszą, silniejszą, pewną siebie i mniej naiwną osobę. Wyrasta na samodzielną kobietę, która wie, czego chce. Jestem z niej dumna.
Jaką cechę Olson cenisz najbardziej?
- Zdecydowanie podziwiam ją za wiarę w ideały. To one pozwoliły jej zajść tak daleko. Uważam, że jest bardzo twardą kobietą, jak na tamte czasy i swój wiek. Najmniej lubię to, że ma tendencję do zbytniego zaangażowania emocjonalnego we wszystko, co się dzieje. Za bardzo się przejmuje i smuci wydarzeniami wokół niej. Z drugiej strony, dzięki temu mam większe pole do aktorskich popisów.
Czy Peggy ma szansę, by zostać wspólniczką w dużej agencji?
- Nie wiem, ale sądzę, że tak powinno się stać. Chciałabym, by dokonywała wielkich rzeczy i spełniła swoje marzenia. Ona chce być zauważona i wysłuchana, bo ma świetne pomysły. Mogę tylko spekulować, co stanie się w kolejnych sezonach, ale widzę, że wznosi się po szczeblach kariery i zdobywa władzę.
- Kobiety w latach 60-tych z takim podejściem zdobywały wysokie stanowiska. Nie wiem, co wymyślą scenarzyści, ale nie widzę jej w roli matki wychowującej gromadkę dzieci na przedmieściach.
Rozmawiała Karo Bednarska