Znalazłam czas dla siebie
W serialu jest singielką wiecznie poszukującą miłości, prywatnie Ewa Gorzelak żoną i mamą dwóch synów. Do niedawna to właśnie oni zajmowali cały jej czas.
Dorota przeżywa wiele sercowych porażek. Możemy liczyć, że to się zmieni?
– Rzeczywiście, Dorota nie ma lekko. Gdy już wydaje się, że wszystko jej się układa, na ogół pojawia się ta trzecia i wszystko psuje. Ale dzięki temu, ja jako aktorka, mam ciekawszą pracę. Znacznie więcej jest do grania, gdy coś się dzieje nie mam czasu, by zabiegać o nowe role.
Liczy Pani, ilu dzieciom już pomogła Fundacja?
– To byłoby trudne, ponieważ działamy już 6 lat i pod opieką mamy wszystkich pacjentów Kliniki Onkologii. Stopień pomocy jest bardzo różny, wedle potrzeb. Jedni biorą udział tylko w zabawach organizowanych w szpitalu, inni korzystają z pomocy socjalnej. Oprócz tego zbudowaliśmy w ubiegłym roku plac zabaw na terenie Centrum Zdrowia Dziecka, służący wszystkim dzieciom leczącym się w tej placówce.
Dużo Pani pracuje, zajmuje się dziećmi swoimi i cudzymi. Ma Pani jeszcze czas, by zająć się sobą?
– Ostatnio stwierdziłam, że dosyć tego wiecznego zabiegania i znalazłam czas na zadbanie o siebie. Nie wiem, czy to już widać, ale kondycyjnie na pewno jest lepiej, bo od jakiegoś czasu chodzę na siłownię i mam osobistego trenera. Myślę jednak, że najlepszym sposobem odpoczynku jest podróżowanie. Rozmawiała Ewa pokrywa w życiu bohatera, niż gdy pławi się w szczęściu.
Lubi Pani Dorotę?
– Ona się zmieniła. Kiedyś była bezwzględną kombinatorką z ciętym językiem, za wszelką cenę dążącą do wyznaczonego przez siebie celu. Teraz złagodniała. Szczerze mówiąc, wolałam tę starą Dorotę, z charakterem. Wiem jednak, że widzowie bardzo utożsamiają aktorów z granymi przez nich bohaterami, więc teraz na pewno wzbudzam więcej sympatii.
W „M jak miłość” gra Pani już od kilku lat. Przywiązała się Pani do swojej roli?
– Trudno nazwać to przywiązaniem. Po prostu mam pracę w tym serialu i korzystam z tego. Z jednej strony wolałabym większą różnorodność, ale z drugiej – taka stałość jest wygodna. Szczególnie, że pracuję też w Fundacji „Nasze Dzieci” i nie mam czasu by zabiegać o nowe role.
Liczy Pani, ilu dzieciom już pomogła Fundacja?
- To byłoby trudne, ponieważ działamy już 6 lat i pod opieką mamy wszystkich pacjentów Kliniki Onkologii. Stopień pomocy jest bardzo różny, wedle potrzeb. Jedni biorą udział tylko w zabawach organizowanych w szpitalu, inni korzystają z pomocy socjalnej. Oprócz tego zbudowaliśmy w ubiegłym roku plac zabaw na terenie Centrum Zdrowia Dziecka, służący wszystkim dzieciom leczącym się w tej placówce.
Dużo Pani pracuje, zajmuje się dziećmi swoimi i cudzymi. Ma Pani jeszcze czas, by zająć się sobą?
- Ostatnio stwierdziłam, że dosyć tego wiecznego zabiegania i znalazłam czas na zadbanie o siebie. Nie wiem, czy to już widać, ale kondycyjnie na pewno jest lepiej, bo od jakiegoś czasu chodzę na siłownię i mam osobistego trenera. Myślę jednak, że najlepszym sposobem odpoczynku jest podróżowanie.