Wesołe jest życie... aktora!
Aktorzy spotykają się często z dowodami sympatii i uznania ze strony widzów. Ludzie zaczepiają ich na ulicy, zadają najrozmaitsze pytania, proszą o autografy. Nasze gwiazdy pamiętają niektóre spotkania z przypadkowymi osobami bardzo długo, a niektóre ich opowieści o tym, co usłyszały od swoich wielbicieli, żyją własnym życiem jako zabawne anegdoty.
Andrzej Łapicki, czyli Tadeusz Budzyński z "M jak miłość", pamięta, jak dawno temu na ulicy Marszałkowskiej w Warszawie zaczepił go jakiś mężczyzna.
Nieznajomy grzecznie zapytał: "Przepraszam pana, gdzie mogę kupić sweter?"
Zdziwiony aktor był ciekawy, dlaczego właśnie do niego zwraca się z tym pytaniem i usłyszał: "Przyjechałem na zakupy z Białegostoku i poza panem nikogo tu nie znam."
Panowie rozmawiali przez chwilę stojąc na środku ruchliwej ulicy. Na zakończenie niecodziennej pogawędki mężczyzna poprosił Łapickiego o autograf. Długo szukał jakiejś kartki, na której aktor mógłby się podpisać. W końcu, zrezygnowany, wyciągnął z kieszeni dowód osobisty, podał go Łapickiemu i powiedział: "Wpisz się pan w adnotacjach."
Magdalena Zawadzka, czyli Danuta Jankowska z "Samego życia", często odwiedzała domy kultury, szkoły i świetlice w niewielkich miejscowościach w całej Polsce - bardzo lubiła spotkania z publicznością, ciekawiły ją opinie widzów na temat jej ról.
W okresie jej największej popularności, po roli Baśki Wołodyjowskiej, spotkała się z młodzieżą licealną i odpowiadała na dziesiątki pytań. Pytano ją m.in. czy czyści mężowi buty, jak udaje się jej pogodzić pracę z wychowywaniem dziecka i prowadzeniem domu.
Zawadzka mówiła o rolach, nad którymi właśnie pracuje, opowiadała anegdoty teatralne. Młodzież chłonęła jej słowa i zadawała coraz to nowe pytania. W pewnym momencie, już pod koniec trwającego ponad godzinę spotkania, wstał któryś z uczniów i zapytał: "Pani opowiada o teatrze, filmie, telewizji, ale tak naprawdę - jaki jest pani zawód? Gdzie pani właściwie pracuje?"
Kiedy Anna Dymna, czyli matka Pawła z "Licencji na wychowanie", zagrała Barbarę Radziwiłłównę, spotykała się z wieloma dowodami sympatii ze strony zwykłych ludzi napotykanych przypadkowo na ulicy. Ponieważ Dymna mieszkała w pobliżu Teatru Starego, chodziła na próby i przedstawienia piechotą.
Kilka razy dziennie przemierzała Rynek krakowski - czasem niosąc zrobione wcześniej zakupy, często zmęczona. Raz jej widok oburzył pewną staruszkę, która padła przed aktorką na kolana i wykrzyknęła: "Ludzie, patrzcie! To jest królowa Polski - taka obszarpana i dźwiga siaty. Świat się do góry nogami przewrócił."
Natychmiast zrobiło się wokół Dymnej niemałe zbiegowisko, a inna starsza kobieta wybiegła z tłumu w stronę aktorki ze słowami: "Pozwól królowo rękę ucałować".