Udział w "Emce" to hańba i upadek?
"Staram się uczciwie pracować" - oto recepta na sukces Artura Barcisia, czyli Norka z "Miodowych lat", Czerepacha z "Rancza" i Kolędy z "M jak miłość". Aktor podkreśla, że nigdy nie przyjąłby roli wyłącznie dla pieniędzy.
- Ciągle funkcjonuję w zadziwieniu, że dostaję role, mimo że nie mam agenta i nie zabiegam o nie - wyznał Artur Barciś w jednym z wywiadów.
- Staram się uczciwie pracować. Choć ostatnio otrzymałem mejlem opinie, że mój udział w serialu "M jak miłość" to hańba i upadek. Nie uważam tak. Kiedy zaproponowano mi w nim udział, nawet się długo nie zastanawiałem. W powodzi ról komediowych, które grałem przez ostatni czas, dostałem dobrze napisaną rolę dramatyczną. Miałem potrzebę zagrać coś innego niż komedię. Bardzo mi zależy na tym, by każda moja następna rola była inna od poprzedniej. Nigdy nie wziąłbym jej jednak tylko dla pieniędzy. Choć nie mówię, że one nie są ważne.
Finansami w rodzinie Artura Barcisia zajmuje się jego żona Beata Barciś, która jest wysoko cenioną montażystką filmową i telewizyjną.
- Zakłada lokaty i wszystkiego pilnuje - tak popularny aktor zachwala swoją drugą połowę. - W aktorstwie jutro jest bardziej niepewne niż w innych zawodach.
Artur Barciś uważa, że w życiu najważniejsza jest miłość.
- Trzeba mieć kogo kochać i być kochanym - wyjaśnia. - Miałem dużo szczęścia. Bo kiedy spotkałem Beatę, od razu wiedziałem, że jest miłością na całe życie. A potem wystarczyło już tylko o to uczucie dbać. Pokochać i zaakceptować wzajemnie swoje wady, zrozumieć, że nikt nie jest doskonały.
Tym sposobem Beata i Artur Barcisiowie są razem już 27 lat.