M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 393115
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Scenarzysta płakał, jak pisał. Największe absurdy seriali telewizyjnych

Ukochanemu serialowi wiele można wybaczyć. Niestety, często mamy sytuację, w której twórcy idą za daleko i nawet przy dobrej woli nie da się zaakceptować coraz większego stężenia absurdów. Oto produkcje, które w pewnym momencie "przeskoczyły rekina".

Czym jest "przeskoczenie rekina"?

Termin zapoczątkował odcinek popularnego sitcomu "Happy Days", emitowanego przez stację CBS w latach 1974-1984. W trzecim epizodzie piątego sezonu Fonzie (Henry Winkler) ulubieniec telewidzów, jeździ na nartach wodnych. W pewnym momencie dosłownie przeskakuje nad rekinem tygrysim. Dla krytyków i wielbicieli serialu ten absurdalny "wyjątkowy moment" to było za dużo. "Happy Days" nigdy nie powróciło do dawnej jakości. Natomiast po latach nielogiczne zwroty akcji lub "specjalne" wydarzenia zaczęto nazywać właśnie "przeskakiwaniem rekina". 

To się nie wydarzyło

Czasem na przestrzeni sezonu serialu dzieje się bardzo dużo — postaci umierają, zdobywają fortunę, tracą fortunę, żenią się, rozwodzą... I pod koniec dowiadujemy się, że to nieprawda. To tylko sen. Tak było w przypadku opery mydlanej "Dallas". Jeden z bohaterów, Bobby, został potrącony przez zazdrosną Katherine. Zmarł w szpitalu. Minął cały sezon i na sam koniec dostaliśmy Pamelę, wdowę po zmarłym, którą budzi dźwięk prysznica z łazienki. Kobieta zastaje tam Boby'ego, całego i zdrowego. Zdaje sobie sprawę, że jego śmierć i wszystko, co zaszło po niej — to był tylko sen. Rozczarowania widzów nie mogły wyrazić żadne słowa. 

Reklama

Podobnie było w dziewiątym i finałowym sezonie sitcomu "Rosanne". Serial opowiadał o perypetiach rodziny z klasy średniej, mierzącej się z codziennymi problemami. Tymczasem na początku ostatniego sezonu bohaterowie wygrywali na loterii i z dnia na dzień zostali milionerami. Następnie dochodzi do szeregu absurdów, które nie do końca przypadły do gustu fanom serialu. Co okazuje się w ostatnim odcinku? To wszystko się nie wydarzyło, a było jedynie fabułą książki pisanej przez główną bohaterkę. Przy okazji w ciągu kilku minut informuje ona, jak potoczyły się losy bohaterów. Dowiadujemy się na przykład, że jej mąż Dan (John Goodman) nie przeżył zawału z sezonu ósmego. Gdy serial wrócił po niemal dwudziestu latach, sporą część tych rewelacji uznano za niebyłą. 

"Ostry dyżur": Doktor Romano i helikoptery

"Ostry dyżur" okazał się serialem, który trwał o wiele za długo. Oryginalna obsada się wykruszała, a wątki zaczęły być coraz bardziej absurdalne. Wystarczy wspomnieć, że w pewnym momencie śmiertelność wśród lekarzy chicagowskiego okazała się bardzo duża. Twórcy pożegnali nagłym zgonem między innymi doktora Romano (Paul McCrane) w 10. sezonie serialu. I tym samym przeskoczyli rekina.

Trochę historii. Doktor Romano pojawił się w czwartym sezonie. Był uzdolnionym chirurgiem, ale też postacią wyjątkowo antypatyczną i łatwo popadającą w konflikty z podwładnymi. Często sięgał też po wyzwiska. Nie dziwi więc, że nie był specjalnie popularny wśród współpracowników. Mimo to miał kilka momentów, które nieco ocieplały tę postać.

Jednym z nich był wypadek, do którego doszło w dziewiątym sezonie. Śmigło helikoptera odcina wówczas rękę Romano. Kolegom ze szpitala cudem udaje się uratować jego życie. Dla chirurga utrata kończyny jest tragedią także w wymiarze zawodowym — nie może już operować. Romano pozostaje jednak w szpitalu, by szkolić rezydentów.

I tu przechodzimy do sezonu dziesiątego, w którym Romano ginie, gdy... spada na niego inny helikopter. Miał być dramat, wyszła farsa. Sam McCrane przyznał w jednym z wywiadów, że nie jest fanem sposobu, w jaki odeszła jego postać.

"Riverdale": Cały serial to skoki nad rekinem

Są seriale, które wydawały się uczynić "przeskakiwanie rekina" sensem swego istnienia. Takim było między innymi "Riverdale", luźna adaptacja komiksów z serii o Archiem. Sam odpadłem w czasie drugiego sezonu, gdy rudowłosy bohater nagrał wideo, w którym groził terroryzującemu miasteczko zabójcy Black Hoodowi. Chłopak nie był sam, bo zebrał ze sobą kolegów — prężących mięśnie i skrywających twarze za czerwonymi kominiarkami. Miało być groźnie i poważnie, wyszło śmiesznie i cringe'owo. Okazało się jednak, że twórcy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. 

Były odcinki musicalowe, była walka Archie'ego z niedźwiedziem, była przemowa Jugheada o tym, że jest dziwakiem, Jughead, który upozorował swoją śmierć, kult, który okazał się hodowlą ludzkich organów. O absurdach kolejnych sezonów nawet nie wspominam, niemniej krążą o nich legendy. Jedno jest pewne — scenarzyści musieli się świetnie bawić. 

Polacy też przeskakiwali rekina

Polskie seriale nie pozostają w tyle za amerykańskimi, jeśli chodzi o przeskakiwanie rekina. Najbardziej znanym przykładem jest śmierć Hanki Mostowiak (Małgorzata Kożuchowska). Bohaterka "M jak miłość" odeszła w 862. odcinku serialu, który został wyemitowany 7 listopada 2011 roku. Hanka jechała ze swoją siostrą Anną (Tamara Arciuch). W ostatniej chwili zauważyła dziewczynkę na drodze. Chcąc ominąć dziecko, wjechała w stojące obok kartony. 

Początkowo wydawało się, że w zdarzeniu nikt nie ucierpiał. Jednak po chwili Hanka zasłabła. W szpitalu jej bliscy dowiedzieli się, że zmarła na skutek pęknięcia tętniaka w mózgu. Odcinek obejrzało osiem milionów widzów, a fragment z wypadkiem był wielokrotnie przywoływany w internecie - nie ukrywajmy, głównie w ironicznym kontekście. Sama Kożuchowska także śmieje się ze wspomnianej sceny. "Jest takie niebezpieczeństwo, że jak już umrę, to zamiast porządnej płyty nagrobnej, ktoś postawi karton" - żartowała w programie Kuby Wojewódzkiego.

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Riverdale | M jak miłość | Hanka Mostowiak | Ostry dyżur
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy