Romans, który mógłby wybuchnąć
Zgłoszenie w konkursie na fanfiki M jak miłość
- Miłość nie istnieje, a seks jest przereklamowany - powiedział do siebie Łukasz, patrząc rano na swoje odbicie w lustrze. Po drugiej stronie przyglądał mu się prawdziwy przystojniak. Przenikliwe spojrzenie, gładka cera, ciemne włosy. Klatka niczego sobie. Biceps w normie, ani wątły, ani przypakowany, w sam raz. Błyskotliwy, z poczuciem humoru. Bez nałogów, za to doskonałe opanowanie języka. Do tego niezłe pochodzenie (w końcu warszawska prawnicza rodzina, licząc ojczyma) i świetlana przyszłość edukacyjno-zawodowa. Jednym słowem: idealna partia.
Znakomita większość prowincjonalnch facetów w wieku reprodukcyjnym dałaby się pokroić, żeby znaleźć się na jego miesjcu. Bo czyż nie był na uprzywilejowanej pozycji? Pal sześć wszystkie jego psycho-fizyczne atrybuty. Wystarczyło jedno: mieszkał w stolicy. Zagłębiu fantastycznych lasek bez facetów. Gorących niezależnych kociaków, które zdobyły wszystko (studia, kariera, samochód, mieszkanie) i desperacko pragnęły zwieńczenia tego pasma sukcesów: mężczyzny! Tu nawet bezrobotny nieuk bez perspetyw ma większe szanse na zaliczenie ślicznotki niż biznesmen z doktoratem zamieszkujący wieś lub małe miasto.
Rzeczywiście, w laskach można w Warszawie przebierać jak w ulęgałkach. Ładne są, trzeba im przyznać. Świetnie ubrane, inteligentne, zaradne. I to by było na tyle. Nic z tego dalej nie wynika. One po prostu nie nadają się do wspólnego życia! W głowie - pusto. Może poza feministycznymi frazesami. Żadna nie będzie się poświęcać, za to lista oczekiwać w stosunku do partnera: kilometrowa! W skrócie: facet to narzędzie do zaspokajania damskich potrzeb. Musi wyglądać, mieć pierspektywy, być czułym, ale jak trzeba to i powinien dać w mordę. Zarabiać, i owszem, ale i mopem przelecieć chałupę. No i na orągło orgazm, aż ręce i wszystko człowiekowi opada. A dajcie mi wszystkie spokój!
Zrezygnowany Łukasz wyszedł z domu i zatęsknił, sam nie wiedział za czym. Nogi same poniosły go do samochodu. Tylko droga mogła mu przynieść ukojenie. Ruszył dynamicznie, a niespokojne myśli za nim.
Gabi, Ewa, Zuza - co jedna to ładniejsza, ale i bardziej wyrachowana, wymagająca. Niby wiotkie, dziewczęce, delikatne, a w środku twarde jak ze stali. Bezwzględne. Był zmęczony. Pragnął czegoś innego.
Zanim się zorientował, był na drodze do Grabiny. Dziadek i babcia: jak oni to robili? Całe życie razem, a zdawali się szczęśliwi. Zakochani, po tylu latach! A może po prostu ich zapyta? Na pewno chętnie mu doradzą, starsi lubią czuć się potrzebni.
W tej chwili zorientował się, że nie ma nic dla nich. Nie wypada zajrzeć z pustymi rękami. Zatrzymał się przed sklepem. Wielobranżowy pawilonik stał tam, gdzie zawsze. Łukasz poczuł falę sentymentu i coś w rodzaju bezpieczeństwa. Dobrze, że pewne rzeczy się nie zmieniają.
Ciekawe, czy nadal tu jest... - pomyślał przez krótka chwilę, kładąc dłoń na klamce.
Była. Niezmienna jak to miejsce.
- Dzień dobry, pani Kwaśniakowa!
Ukazała mu się z całej okazałości. Bądźmy szczerzy: najpierw zobaczył jej biust. Postawiła go przed nim na ladzie, jakby wykładała swój najlepszy towar. Okazały obiekt jego chłopięcych fantazji!
Westchnął z wrażenia. W dzisiejszych czasach rzadko widzi sie takie walory. Jego dotychczasowe dziewczyny pod względem kobiecych krągłości wypadały blado. Maskowały się nieźle, ale zawsze nadchodził nieunikniony moment prawdy. Zrzucony biustonosz typu push-up bezlistośnie obnażał to, co właścicielki usiłowały urkyć. Zadziwiające, że wkrótce po biuście zdemaskowaniu ulegał charakter.
Łukaszek! Jaki kawaler! - zamruczała Kwaśniakowa kocim głosem. - Co ci podać, kochaniutki? Sam przyjchałeś? Samochodem?
Cała Kwasniakowa. Prostolinijna, serdeczna. Usłużna. Serce jak na dłoni. I nie tylko serce.
- Tak - odpowiedział Łukasz.
- Co za wspaniały niski głos! - zachwyciła się. - Ale wyrosłeś, wyprzystojniałeś! No przecież, jesteś już pełnoletni!
- To fakt - zgodził się Łukasz. I przez chwilę zamyślił. - Jestem już dorosły.
- Dorosły - powtórzyła Kwasniakowa. - Wiesz, mam tu w sklepie kilka artykułów dla dorosłych.
O, wiedział o tym doskonale. W dzieciństwie łypał chciwie na gazety wystające z górnej półki, kiedy dziadek kupował bułki. Zakazany owoc. Jak nieczyste myśli o kształtach Kwaśniakowej. Ukrywane, wypierane przez tyle lat, nocami znów przywoływane.
- Tak? To poproszę. W końcu już mi wolno. - uśmiechnął się i twarz mu pojaśniała. A potem pokraśniała.
- Fakt! Teraz już Ci wolno - uśmiechnęła się Kwaśniakowa. - Nareszcie - wyszeptała.
- To co pani proponuje?
- Proponuję przejść na zaplecze.
Uchyliła kwiecistą kotarę i skinęła dłonią.
Łukasz poczuł, że znalazł się we właściwym miejscu. Po długiej i męczącej drodze wreszcie dotarł do domu.