Nikt jej nie dał parasolką po głowie
Aktorka Andżelika Piechowiak opowiada nam, co czeka jej bohaterkę Mirkę Kwiatkowską w nowych odcinkach sagi rodu Mostowiaków.
- Mirka Kwiatkowska z "M jak miłość" ewoluuje - od czarnego charakteru w kierunku bieli.
- To chyba dobrze. Zauważyłam, że czarne charaktery zazwyczaj w serialach żyją krótko (śmiech). Cieszę się, że scenarzyści mają fantastyczne pomysły na moją bohaterkę i często mnie samą zaskakują. Chociaż ja nie do końca mam wrażenie, że Mirka się wybiela. W moim odczuciu ona jest bardzo kolorową postacią. Tyle że wcześniej ujawniała tę negatywną stronę swojej osobowości. Może dlatego, że ci, z którymi się spotykała, byli jej zupełnie obcy? W momencie, gdy się do nich zbliżyła, stała się bardziej ludzka, otwarta i dostępna. Zaprzyjaźniła się z Kingą i jej mężem Piotrkiem, bo ze szwagrem Pawłem różnie bywało i trudno mówić o przyjaźni. Inna rzecz, że ona trudno zawiera znajomości. Nie z każdym się zaprzyjaźnia.
Na szczęście okazało się, że Mirka - jak każda kobieta - potrzebuje faceta, miłości i przyjaciółki, żeby się czasem wyżalić i wypłakać. To, że wcześniej sprawiała wrażenie twardej, a mężczyzn traktowała instrumentalnie, było pozą pasującą jej do wizerunku kobiety biznesu.
Jak rysuje się przyszłość Mirki i Irka?
- To pytanie do scenarzystów.
- Biuro matrymonialne stwarza wiele możliwości. Poza tym można przejąć po ojcu Irka firmę kamieniarską…
- Ja bym chciała, żeby przede wszystkim było ciekawie i zabawnie. Nawet jeśli Mirka i Irek stworzą związek, to podejrzewam, że będą się schodzić i rozchodzić. Znając moją bohaterkę, wiem, że nie można spodziewać się po niej stabilizacji i stagnacji. Swojego ciętego języka też na pewno nie poskromi.
Czy ulica utożsamia Cię z Mirką?
- Przede wszystkim widzę, że "M jak miłość" ma olbrzymią siłę rażenia. Liczba osób, które rozpoznają mnie teraz na ulicy - w porównaniu z wcześniejszymi produkcjami - jest niewyobrażalnie większa. Ale nikt mnie nie wytyka palcami, nikt nie dał mi parasolką po głowie. Reakcje są sympatyczne i przyjacielskie.
Może dlatego, że Mirka nie była jeszcze w łóżku z cudzym facetem?
- Gdy Mirka dręczyła w pracy Kingę, czyli Kasię Cichopek, żartowałam, że ktoś może podpalić mi samochód. Na szczęście do tego nie doszło.