Mam co grać
Małgorzata Pieczyńska dołączyła do obsady serialu, w którym scenarzyści powierzyli jej rolę matki. Aktorka, prywatnie mama 23-letniego Victora, jest dumna również ze swoich serialowych dzieci i z sentymentem wspomina własny debiut aktorski.
Niedawno dołączyła Pani do obsady "M jak miłość". Z kim scenarzyści związali Pani serialowe losy?
- Z Mikołajem Roznerskim, którego bardzo polubiłam. On gra Marcina Chodakowskiego, a ja jego matkę, Aleksandrę, która po latach próbuje nawiązać z synem kontakt. Czuję się hołubiona na planie. Znam prawie całą ekipę. To ludzie, którzy dużo pracowali na różnych planach zdjęciowych, stare wygi. Charakteryzatorka na przykład robiła wszystkie filmy z Kieślowskim. A Ela Radke to wielokrotnie nagradzana kostiumografka. Ubiera mnie fantastycznie! Gram osobę zamożną, która przyjechała z zagranicy. Rola napisana jest efektownie, konfliktowo, jednym słowem mam co grać. Jeśli z pasją traktuje się ten zawód, to każde zadanie może dać satysfakcję.
Czyli na planie trafił się Pani fajny serialowy syn. A jak miewa się prawdziwy potomek - Victor?
- Victor jest bezkonkurencyjny (śmiech). Mam też fajną córkę w "Prawie Agaty", którą gra śliczna i zdolna Kasia Zawadzka. Pięknie zagrała w filmie "Chce się żyć" u Macieja Pieprzycy.
Kiedy ogląda Pani zdolne aktorki na dużym ekranie, tęskni Pani za rolą dla siebie?
- Oczywiście! Ale kiedy patrzę na role kobiece w polskim kinie, to nie widzę takich, które byłyby dla mnie. Przeważnie są to kobiety o wiele młodsze, choć mój mąż uważa, że z powodzeniem mogłabym zagrać te wszystkie amantki (śmiech). Kino ma tendencję do odmładzania i dojrzałe aktorki padają tego ofiarą. A jeśli zdarzają się role kobiet w moim wieku, to często są to zupełnie inne typy psychofizyczne. Los i czas są w tym wypadku łaskawsze dla mężczyzn.
Jak Pani z perspektywy czasu wspomina swój debiut w "Wiernej rzece"?
- Jeśli się robi coś pierwszy raz, nie docenia się stopnia trudności. Bierze się byka za rogi i już. Wstawanie o 5 rano do charakteryzacji, długa do kostek suknia, siarczysty mróz - to były trudności, ale za to partnerstwo Ola Łukaszewicza i Franciszka Pieczki, nieocenione! Teraz jestem o wiele sprawniejsza zawodowo, niż gdy miałam 20 lat i pierwszy raz stałam przed kamerą. Łatwiej mi wzbudzić emocje, które doprowadzą do śmiechu lub łez. Prawdziwych łez, a nie glicerynowych. Za pierwszym razem wszystko jest bardzo trudne. Ale prawdziwie bezcenna jest sfotografowana na ekranie młodość!
Jak Pani została oceniona przez najbliższych po swoim debiucie?
- "Wierna rzeka" była tzw. półkownikiem - filmem wstrzymanym przez cenzurę. Pokazy były nielegalne. Na jeden z nich zaprosiłam moją ciotkę. Jeszcze przed projekcją gratulowała mi wylewnie! Powiedziałam: - Ciociu, przecież ty jeszcze filmu nie widziałaś, jak możesz mi gratulować? - Jesteś i tak lepsza od tych, które w ogóle nie zagrały - odparła. Po projekcji gratulowała mi jeszcze raz!
Wróćmy do Pani syna. Victor to wysportowany, 23-letni mężczyzna. A przy okazji, bardzo przystojny. Nadałby się do filmu, nie uważa Pani?
- Pewnie tak, ponieważ jest zdolny i uczuciowy, czasem nawet afektowany, ale to typowe dla jego wieku. Kiedy się ma 23 lata, emocje biorą górę - chce się zrobić rewolucję. Victor jednak nie pcha się do tego zawodu, to ciężki kawałek chleba, wymagający wielkiej determinacji. Sukces nie jest murowany.
Ale, skoro mamie się udało, to i syn może być dobrej myśli.
- Rzeczywiście, Victor zna ten zawód z punktu widzenia sukcesu. Wśród moich znajomych i przyjaciół są ludzie, którym się udało. Nie są to może gwiazdy hollywoodzkie, ale pracują w zawodzie. Victor nie ma kontaktu z osobami, które się bezskutecznie dobijają o pracę, nie mają propozycji. Dlatego nie wyobraża sobie nawet, jak potrafi być ciężko. Jaka jest w rodzinie rola mężczyzny borykającego się z ciągłym brakiem satysfakcji, sukcesu i pieniędzy. Może myśli, że propozycja zagrania głównej roli w filmie przyjdzie sama? Wtedy on, łaskawie by się zgodził. Ale w tym zawodzie tak się nie dzieje! Więc pewnie ta przygoda go ominie, szczęśliwie, bo nie życzę mu artystycznego zawodu.
Rozmawiała EWA JAŚKIEWICZ