"M jak miłość": Życie sprawia niespodzianki - rozmowa z Dominiką Ostałowską
Po przeszło rocznej przerwie Dominika Ostałowska wraca do obsady "M jak miłość"! W nowych odcinkach serialu, które zostaną wyemitowane po przerwie wakacyjnej, jej bohaterka Marta przyjedzie do Polski. Będzie miała poważne problemy z synem i być może niedługo znajdzie nową miłość.
Wróciła pani na plan "M jak miłość", czy nie, bo znalazłem w internecie sprzeczne informacje na ten temat?
- Wróciłam, a na informacje, jakie pojawiają się w prasie, nie mam żadnego wpływu. Dobre parę lat temu, przy okazji dramatycznych przeżyć związanych ze śmiercią Mariusza Sabiniewicza (grał w "M jak miłość" Norberta - przyp. aut.), zrozumiałam, że przedstawiciele mediów nie mają żadnych skrupułów. Skoro nie mieli wtedy etycznych i moralnych zahamowań, trudno oczekiwać, że będą je mieli pisząc nieprawdę o mnie czy o kimkolwiek innym w dużo mniej dramatycznych sytuacjach. Nie mam w sobie tej naiwności, natomiast jestem tylko człowiekiem. Czasem mnie boli, gdy ktoś przekazuje nieprawdziwe, absurdalne informacje, które stawiają mnie w złym świetle, co miało miejsce również przy okazji mojego powrotu na plan "M jak miłość".
W jakich okolicznościach pani bohaterka wróci do serialu?
- Przyjedzie, żeby wziąć udział w ważnej, rodzinnej uroczystości. Przez jakiś czas będzie kursować między Polską, a Berlinem, co ma związek z poważnymi zawirowaniami związanymi z jej synem Łukaszem. Nie mogę zdradzić, o jakie problemy chodzi, bo nie chcę psuć widzom przyjemności z oglądania nowych odcinków "M jak miłość". To będzie mroczna tajemnica, która powinna zainteresować miłośników serialu. Jednocześnie rozwinie się wątek związany z życiem uczuciowym Marty.
Marta wróci na stałe, bo w Polsce może liczyć na wsparcie bliskich?
- W Berlinie została pozostawiona sama sobie. Możemy planować, ale życie sprawia niespodzianki, które - jak wiemy - pozwalają nam dochodzić prawdy o sobie. Mojej bohaterce najbardziej pomogą, co może być zaskoczeniem dla widzów, jej były mąż Andrzej (Krystian Wieczorek - przyp. aut.) i jego obecna partnerka Magda (Anna Mucha - przyp. aut.). Z jednej strony to zaskakujące, z drugiej czasami otrzymujemy wsparcie od osób, od których najmniej się tego spodziewamy. Takie sytuacje są zawsze inspirujące i dają do myślenia.
Wygląda na to, że scenarzyści stanęli na wysokości zadania i - mimo że przez kilkanaście lat w życiu pani bohaterki bardzo dużo się wydarzyło - wciąż jej losy mogą ciekawić widzów.
- Z tego, co się dowiedziałam, absolutnie tak. Z wiekiem, wiem to z własnego doświadczenia i dzięki obcowaniu z ludźmi, pojawiają się różne zagrożenia, lęki i niebezpieczeństwa, które nie ominą również Marty.
Odkąd pracuję na planie tego serialu, staram się wykorzystywać różne wątki i elementy scenariuszy, żeby opowiedzieć o czymś istotnym dla każdego człowieka. Czasem myślę, jak to się odnosi do różnych filmów czy seriali, które są teraz dla mnie niewyczerpalnym źródłem inspiracji.
Czy ma pani ulubione seriale?
- Niedawno jeden z moich znajomych powiedział, że najbardziej lubię te najmroczniejsze i coś w tym jest (śmiech). Pierwszym serialem, który mnie absolutnie wciągnął, był "Breaking Bad". To bardzo prawdziwa opowieść o tym, jak można wpaść w spiralę zła, gdy próbuje się znaleźć dobre rozwiązanie. Bardzo lubię "House of cards" i "Black mirror", a niedawno zachwyciłam się "Dexterem", który nie jest nowym serialem. Długo się przed nim opierałam, bo wydawało mi się, że historia seryjnego mordercy jest pewnie stereotypowa i jednowymiarowo okrutna. Obejrzałam jeden odcinek i się zakochałam. W tej chwili to dla mnie serial numer jeden. Dałabym się pokroić, żeby w nim zagrać (śmiech).
W Polsce zaczynają powstawać podobne seriale. Sądzę, że nie będzie pani musiała dać się kroić za interesującą rolę w takiej produkcji, bo jest pani znakomitą aktorką.
- Bardzo dziękuję. Miałam już rolę w takim serialu, który, mam poczucie, był niedoceniony. Może powstał za wcześnie? Chodzi o "Reginę", gdzie zagrałam zupełnie inną rolę niż w "M jak miłość". To była dla mnie wielka radość, ponieważ miałam okazję kreować w jednym czasie absolutnie różne charaktery, co dla aktora jest cudownym doświadczeniem.
Co jeszcze, oprócz pracy na planie "M jak miłość", zajmuje panią obecnie zawodowo?
- Niedługo zacznie się sezon teatralny i wrócę do grania w warszawskim Teatrze Studio. Występuję w spektaklach "Kartoteka rozrzucona", "Zwierzoczłekoupiory" oraz "Dobra terrorystka". Ponadto niedawno odbyła się premiera sztuki "Cudowna terapia" w reżyserii Dariusza Taraszkiewicza. To życiowa komedia, która będzie wystawiana w całej Polsce. Mam nadzieję, że dzięki tej roli także poza Warszawą będą mogła pokazać, że mam w sobie różne barwy. Przez dwadzieścia cztery lata zagrałam dużo takich ról w Teatrze Telewizji, filmach czy na scenie, ale - jak wiadomo - telewizja jest nośnikiem, który wpływa na widzów najbardziej. Nie mam poczucia, że jestem w szufladzie zawodowej, ale zdaję sobie sprawę, że przez część ludzi jestem kojarzona wyłącznie z Martą z "M jak miłość". Byłoby miło, gdyby ludzie dowiedzieli się, że gram także inne, odmienne postaci.
Po to została pani aktorką, żeby móc wcielać się w różne role.
- Jerzy Stuhr, podczas zdjęć na planie filmu "Historie miłosne", w którym grałam, powiedział że funkcją kina i teatru jest dawanie do zrozumienia ludziom, że każdy z nas zadaje sobie te same pytania. Zgadzam się z tym stwierdzeniem - filmy czy seriale dają nam poczucie, że nie jesteśmy sami, że inni też bywają zagubieni i mają problemy. Pełnią swojego rodzaju funkcję terapeutyczną. Takie myślenie zaburzają choćby media społecznościowe, gdzie wszystkim jest dobrze, gdzie wszyscy są piękni, podróżują i wypoczywają w niesamowitych miejscach. Może stąd bierze się niechęć części widzów do ludzi, którzy funkcjonują w przestrzeni publicznej? Wydaje się, że im się udało, że nie mają żadnych problemów i nie zadają sobie żadnych pytań, ale gdy przyjrzymy się tym, którzy osiągnęli największe sukcesy, nie tylko w Polsce, wiemy jak dramatyczne bywają ich losy.
Od razu przychodzi mi do głowy tragiczna historia Robina Williamsa.
- Zawsze, patrząc w jego oczy, miałam poczucie, że tam jest wielki smutek. Niemniej jego śmierć mną wstrząsnęła. Jim Carrey to kolejny przykład. Mam nadzieję, że wyszedł z depresji i znalazł swoje miejsce. Jest największym komikiem naszych czasów, znakomitym aktorem, nieprawdopodobnie wrażliwym człowiekiem, ale kryje się w nim ocean smutku, bólu, rozczarowań. Polecam państwu film dokumentalny "Jim & Andy: The Great Beyond" o kulisach powstania filmu "Człowiek z księżyca", mojego ulubionego reżysera Miloša Formana. To również ulubiony twórca filmowy mojego syna, co mnie wzrusza. Gdy Hubert kilka lat temu obejrzał "Lot nad kukułczym gniazdem", zakochał się w jego filmach, a Jack Nicholson do tej pory jest dla niego najlepszym aktorem.
Wróćmy na koniec naszej rozmowy do "M jak miłość’. Jak się pani czuje na planie po dłuższej nieobecności?
- Jestem bardzo długo związana z "M jak miłość", rok nieobecności nie sprawił, że po powrocie na plan czuję się obco. Ekipa się trochę zmieniła, ale to normalne. Trudno wymagać od wszystkich, by po osiemnastu latach nie mieli innych pomysłów na życie. Jedni aktorzy odchodzą, inni przychodzą, a serial trwa. "M jak miłość" powstaje od osiemnastu lat, to fascynująca historia; trochę życie w życiu.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski