M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 393045
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"M jak miłość": Żyć po swojemu - rozmowa z Mikołajem Roznerskim

​Nowy rok będzie dla niego równie intensywny, jak poprzedni. Czekają go m.in. dwie premiery kinowe, praca na planie "M jak miłość" i zdjęcia do filmu o zawodnikach MMA. Jego osiągnięcia zawodowe docenili organizatorzy plebiscytu Telekamery 2018, którzy nominowali go w kategorii najlepszy aktor.

Szóstego grudnia obchodziłeś urodziny. Jak spędziłeś ten dzień?

- W tym roku obchodziłem urodziny w Koszalinie, w trochę innych okolicznościach niż zazwyczaj. Po spektaklu, który tam graliśmy, na scenę wyszedł producent i powiedział widzom, że kończę trzydzieści cztery lata. Czterysta osób odśpiewało mi "Sto lat"! Wzruszyłem się; nigdy nie obchodziłem urodzin w tak licznym gronie. Potem zaprosiłem ekipę spektaklu na kolację do restauracji. Było miło i spokojnie.

Czego życzyli ci bliscy i znajomi z pracy?

Reklama

- Bliscy zawsze życzą mi szczęścia i zdrowia. To najważniejsze, z resztą sobie poradzę. Praca będzie, jak nie ta, to inna. Najbardziej zależy mi na tym, żeby żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami, po swojemu.

Nie trzeba ci życzyć sukcesów zawodowych i popularności, bo świetne sobie radzisz. Jak to jest być na szczycie?

- Nie zachłystuje się popularnością, nie uważam się za nie wiadomo kogo. Żyję normalnie, jak każdy inny człowiek, choć media plotkarskie dopisują swoje historie. Niestety, niektórzy ludzie oceniają mnie na podstawie newsów wyssanych z palca. Czasami mam ochotę uderzyć pięścią w stół, powiedzieć "dość", ale wiem, że to nic nie da. To zła strona popularności, z którą muszę sobie radzić.

Na szczęście popularność ma też dobre strony. Zostałeś nominowany w kategorii aktor w plebiscycie Telekamery Tele Tygodnia.

- Ta nominacja jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Dotychczas dostałem jedną nagrodę teatralną imienia Andrzeja Nardellego za najlepszy w sezonie debiut na scenach dramatycznych w Polsce. To było osiem lat temu. Teraz zostałem dostrzeżony przez organizatorów plebiscytu Telekamery. Wszystko się może zdarzyć, może w lutym odbiorę statuetkę, może nie, ale to dla mnie miły akcent w życiu zawodowym. Cieszę się, że moja praca w telewizji jest doceniana. Jestem wdzięczny producentom "M jak miłość", którzy dali mi szansę. I oczywiście widzom, którzy oglądają mnie w serialu.

Gala Telekamer odbędzie się w lutym. Wcześniej czeka cię premiera filmu "Narzeczony na niby". Opowiesz mi coś o nim?

- To obyczajowa komedia romantyczna, której premiera odbędzie się na początku stycznia. Nie powiem, w kogo się w niej wcielam, bo wyjawiłbym tajemnicę. Mogę jedynie zdradzić, że to film o różnych rodzajach miłości, w co wpisuje się mój bohater i że takiej roli jeszcze nie grałem. Film ma bardzo dobrą obsadę i świetnego reżysera, Bartka Prokopowicza, z którym zawsze chciałem spotkać się w pracy. Na planie panowała świetna atmosfera, wydaje mi się, że zrobiliśmy dobre kino; mam nadzieję, że będą państwo zadowoleni.  

Masz jeszcze jakieś plany zawodowe na najbliższy czas?

- W marcu czeka mnie kolejna premiera - do kin trafi komedia romantyczna "Kobieta sukcesu", w której też gram ciekawą rolę. Obecnie przygotowuję się do pracy na planie filmu akcji o zawodnikach MMA. 23 grudnia byłem na gali KSW w Katowicach, gdzie walczył i wygrał mój serdeczny kolega Tomek Oświeciński. Pierwszy raz widziałem na żywo walki i mam jeszcze większą ochotę wziąć udział w tym filmie. Od kilku miesięcy ciężko pracuję, by sprostać temu wyzwaniu. Rozciągam się, buduję sylwetkę, mam sparingi, biegam z odważnikami, skaczę na skakance. Mimo że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy zagrałem siedemdziesiąt pięć spektakli w całym kraju, pracowałem na planie dwóch seriali i kończyłem zdjęcia do filmu "Narzeczony na niby", znalazłem czas na treningi. Zdjęcia rozpoczynamy na przełomie stycznia i lutego.

Nie jesteś zmęczony?

- Cieszę się, że mam pracę; lubię grać. Ale faktycznie, ostatnio wziąłem na siebie za dużo. Na szczęście zrozumiałem, że przesadziłem i zacząłem zajmować się tym, co najważniejsze. Wiele osób czegoś ode mnie oczekuje, dostaję mnóstwo różnego rodzaju ofert, ale muszę uważać, żeby się w tym nie zatracić. Chcę jak najwięcej czasu poświęcać synkowi. Ma już siedem lat i jest niezłym ziółkiem. Chodzi do szkoły, odrabiamy razem lekcje, rysujemy szlaczki w zeszytach. Ostatnio bardzo mnie zaskakuje. Okazało się, że jest świetnym kompanem do chodzenia po górach. Co prawda na razie zapału starcza mu na przejście dwustu metrów, a potem muszę go nosić, ale to dobry początek (śmiech).

Co w nowym roku wydarzy się w wątku Marcina, którego grasz w "M jak miłość"?

- Niedługo dowie się, że ma dziecko z Izą (Adriana Kalska - przyp. aut.), prawdopodobnie kobietą swojego życia. Jego ukochana jest między młotem, a kowadłem. Z jednej strony jest związana z Marcinem, z którym ma dziecko, z drugiej - spotyka się z Arturem (Tomasz Ciachorowski - przyp. aut.). W tym wątku bardzo dużo się wydarzy. Bohater Tomka Ciachorowskiego pokaże złe oblicze, a ważnym elementem tej układanki będzie również Ania (Maria Pawłowska - przyp. aut.).

Czyli w przyszłym roku widzowie mogą spodziewać się w wątku twojego bohatera wielu emocji?

- Zdecydowanie. Marcin jest bardzo kochliwy, w związku z czym w jego życiu dużo się dzieje. Cieszę się, bo dzięki temu mam na planie dużo ciekawych zadań aktorskich. Zagrałem w "M jak miłość" mnóstwo wymagających, przepełnionych skrajnymi emocjami scen. Bardzo dużo się tam nauczyłem i poznałem wielu fantastycznych ludzi. Przez ostatnie lata serial bardzo się zmienił. Producenci trzymają rękę na pulsie i modyfikują go tak, by wciąż był atrakcyjny dla widzów. Cały czas dołączają do nas nowi, znakomici aktorzy. Stąd bierze się fenomen "M jak miłość", które w dalszym ciągu ma ogromną oglądalność. Rola Marcina Chodakowskiego jest dla mnie bardzo ważna, zajmuje dużą część mojego życia zawodowego, ale nie spoczywam na laurach. Gram w wielu innych produkcjach, ciągle jestem głodny nowych ról.

Rozmawiał: Kuba Zajkowski


www.mjakmilosc.tvp.pl/
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy